Dumbledore
udał się w poszukiwaniu Harryego na ulicę Pokątną, ponieważ jak
mu ostatnio powiedział Snape, Harry zwykł udawać się tam aż
cztery razy przez ostatnie dwa dni. Dumbledoreowi rzecz jasna się to
nie podobało, ale co on mógł z tym zrobić? Naturalnie, że nic.
Zwłaszcza, że jego ojciec, o którym Harry nic nie wiedział
wszcząłby istnie magiczną wojnę, do walki, w której na pewno nie
zawahałby się użyć różdżki. Albus musiał przyznać przed
samym sobą, że ten młody człowiek gdyby nie zginął czternaście
lat temu teraz na pewno godnie zastąpiłby go w Wizengamocie. Na
szczęście Dumbledore był genialnym czarodziejem, który w jakiś
nieznany nikomu sposób przywrócił do życia tych wszystkich,
którzy w ostatniej wojnie zginęli z rąk Lorda Voldemorta. Niestety
na razie nie udało mu się wymyślić skutecznego lekarstwa dla
tych, którzy zostali potraktowani cruciatusem aż do utraty zmysłów,
ale rzecz jasna pracował nad tym przez cały czas, jaki mógł
poświęcić tej sprawie, a jednocześnie kazał pani Pomfrey
przygotowywać lekarstwa dla Lily i dbał o to, aby Harry zbyt
wcześnie nie utracił chroniącej go magii miłości. Miłość to
potężna magia – pomyślał Dumbledore. Zdołała obronić małego
chłopca przed śmiercią z rąk tego, którego imienia nie wolno
wymawiać. Po tych przemyśleniach Dumbledore ruszył przez pokątną,
bo w czasie tych przemyśleń zdążył się na niej aportować.
Zdawać by się mogło, że nie jest możliwa aportacja z natłokiem
myśli w głowie, ale jak wszyscy wiedzą, dla Dumbledorea nie ma
rzeczy niemożliwej, poza zabiciem Lorda Voldemorta oczywiście,
przynajmniej na razie. Przynajmniej Harry nie będzie musiał sobie
zaprzątać tym głowy – pomyślał. Gdyby wiedział, że Syriusz
myślał tak samo, pewnie podjąłby inne środki, aby zapobiec temu,
co się miało stać już niedługo. Ale przecież gdyby to wiedział,
to wcześniej rozprawiłby się z Tomem Riddleem. Nie wszyscy ludzie
zdołali posiąść dar jasnowidzenia jak ta, która wypowiedziała
wielką przepowiednię. Po wejściu do dziurawego kotła Ku niemu od
razu ruszył Tom, aby się z nim przywitać i zapytać, czy napije
się czegoś lub czy chce wynająć pokój. Dumbledore grzecznie
odmówił, po czym zapytał czy nie ma tu Harryego. Bo dla
Dumbledorea to, że Harry mógł tutaj przebywać było logiczne.
Gdzie mógłby się udać, skoro nie było go ani w norze, ani w
kwaterze głównej? Tom udzielił mu informacji i Dumbledore ruszył
pod wskazany numer pokoju. Gdy już doszedł, kulturalnie zapukał do
drzwi i gdy usłyszał, że może wejść, przestąpił próg i
rozejrzał się. Ze zdumieniem zauważył, że chłopak musiał być
tu już jakiś czas, bo panował wszędzie bałagan bardzo
charakterystyczny dla nastolatka.
-
profesorze Dumbledore – Harry skinął głową. – Co pana tu
sprowadza?
-
Ty, mój chłopcze – odpowiedział Dumbledore. – Chciałbym
zabrać cię do kwatery głównej. Myślę, że ucieszysz się z
tego, co tam zastaniesz.
-
A co mogę tam zastać! – Wybuchnął Harry. – Syriusz nie żyje.
I przez kogo to? Oczywiście przeze mnie! Bo ja muszę mieć te
głupie wizje, nikt, tylko ja!
-
Ależ spokojnie, mój chłopcze – odpowiedział jak zwykle
opanowany Dumbledore. – Przecież powiedziałem, że ucieszysz się
z tego, co tam zastaniesz. Myślę, że powinienem nawet rzucić na
Ciebie zaklęcie…
-
Żadnych zaklęć!
-
które uchroni cię od zawału serca – dokończył niezrażony
wybuchem chłopca Dumbledore.
-
Co? To jest takie?
-
pewnie, że jest. Nie powoduje ono żadnych skutków ubocznych, także
nie masz się o co martwić. – Wyjaśnił Dumbledore.
Dumbledore
był zaskoczony. Harry nie zwykł się nigdy nikomu, a przynajmniej
jemu żalić z tego, za co się obwinia, a przynajmniej Dumbledore
nie pamiętał takich sytuacji. (Należy wziąć poprawkę na to, że
sam nie pamiętam jak było, ale zdarzały się o wiele większe
odskocznie od kanonu, więc się nie czepiajcie jakby coś :D przyp.
Aut) Dumbledore był już starym człowiekiem, i nie miał obowiązku
pamiętania wszystkiego, co się w życiu zdarzyło, chociaż
pamiętał takich sytuacji bardzo wiele.
***
Harry
bardzo niechętnie dał się namówić na wyjście ze swego
przytulnie urządzonego pokoju w dziurawym kotle na Grimmauld Place,
ponieważ z tym domem miał tylko smutne, przynajmniej dla niego w
tym czasie wspomnienia. Postanowił jeszcze zadać Nurtujące go
pytanie Dumbledoreowi, który może znać na nie odpowiedź.
-
Profesorze Dumbledore? Dlaczego zabijanie przychodzi mi z taką
łatwością?
-
Cóż – odrzekł Dumbledore. – Myślę, że będziemy musieli
przeprowadzić poważną rozmowę. Za dużo rzeczy przed tobą
ukrywałem Harry, ale postanowiłem, że koniec już tajemnic. Skoro
masz pokonać Lorda Voldemorta musisz wiedzieć o wszystkim, co cię
do zwycięstwa nad nim przybliży.
-
W takim razie – odezwał się ponownie Harry – co jest tego
przyczyną?
-
Nie tutaj, chłopcze, nie tutaj. Udamy się najpierw do mojej
rezydencji, a tam się wszystkiego dowiesz.
-
Wszystkiego? – Zapytał Harry. Miał pewne obawy co do tego, co
znaczy dla Dumbledorea słowo wszystko.
-
Powiedziałem, że dość tajemnic, to dość tajemnic – uciął
dyskusje Dumbledore. – Złap mnie za ramię, będziemy się
teleportować.
-
Ja nie mogę się teleportować. – Zauważył Harry.
-
Teleportujemy się we dwóch – powiedział Dumbledore. –
Teleportacja łączna.
Harry
złapał za ramię Dumbledorea i obaj znikli z ulicy Pokątnej z
głośnym trzaskiem, bowiem Dumbledore nie miał już ani chęci, ani
siły na bezdźwięczną teleportację, przynajmniej tego wieczora.
***
Harry
wiedział, że teleportacji nie polubi, jednak wiedział, że będzie
musiał się jej nauczyć jak najszybciej, ponieważ po tym, co się
dowiedział wiedział, że nie będzie mógł w każdej chwili
polegać na zakonie, który w momencie jakiegoś niespodziewanego
wydarzenia uchroni go przed atakiem śmierciożerców. Właśnie
znajdowali się przed drzwiami Grimmauld Place 12. Dumbledore jednak
nie miał zamiaru wpuścić Harryego do środka tak od razu. Musiał
przekazać mu jeszcze jedną bardzo ważną informację, bez
znajomości której Harry nie powinien wchodzić do środka.
-
Zanim wejdziemy, chciałbym przekazać ci jeszcze jedną, bardzo
ważną informację. Otóż w kwaterze głównej znajdują się 4
osoby, których nie znasz, w tym jedna, którą miałeś okazję
widzieć tylko na zdjęciach. Trzy osoby są nowymi uczniami, którzy
zapewne dołączą do gryffindoru. Chociaż z tego, co mi wiadomo
ekipa gryffindoru tego roku znacznie powiększy się o osoby w twoim
wieku. – Powiedział Dumbledore.
-
Co pan ma na myśli? – Spytał Harry.
-
To nie jest nic tajnego, ale dowiesz się we wrześniu – odparł
Dumbledore i otworzył drzwi zachęcając Harryego do wejścia do
środka. Wnętrze domu przy Grimmauld Place 12 jak zwykle nie
nastrajało optymistycznie, lecz Harry zdążył się do tego
przyzwyczaić. Po chwili jednak stwierdził, że coś mu się nie
zgadza. Co na wieszaku robił płaszcz Syriusza, który, jak Harry
dobrze pamiętał, Syriusz miał na sobie w tę pamiętną noc w
ministerstwie Magii? Harry nie wiedział, co ma myśleć. Dumbledore
kazał mu przejść do salonu na pierwszym piętrze skąd dochodziły
dość dziwne odgłosy jak na ten dom i ten okres, bo ktoś się tam
śmiał. Śmiał to mało powiedziane, ktoś zapewne właśnie w tym
momencie płakał ze śmiechu podczas, gdy Harry przypominał sobie
wszystkie chwile spędzone w tym domu z Syriuszem, a których
przecież nie było wcale tak wiele. Przypomniał sobie ten mroczny
czas, gdy Pana Weasleya pogryzł wąż Voldemorta i gdy przybyli
właśnie na Grimmauld Place. Przypomniał sobie, jak bał się
przyznać wszystkim, że to on był tym wężem, bo bał się reakcji
ich wszystkich, a co najważniejsze, przypomniał sobie grobową
atmosferę jaka panowała w tym miejscu po ich przybyciu. A teraz?
Teraz jakieś śmiechy, stuki, dziwne nawoływania, jakby ktoś
więcej niż jedna osoba zamieszkiwał ten dom, a przecież od
śmierci Syriusza nie powinno być tu w zasadzie nikogo, nie licząc
osób, które zbierały się na najbliższe zebranie zakonu, a
przecież zebrania chyba teraz nie było, bo tam się raczej nikt nie
śmiał. Zazwyczaj omawiane były sprawy związane z bezpieczeństwem
świata magicznego, które wcale nikogo nie śmieszyły. Po udaniu
się na górę i otworzeniu drzwi do salonu Harry stanął jak wryty.
Po podłodze ze śmiechu tarzał się Syriusz, który powinien nie
żyć, a na kanapie przed kominkiem siedział jego nieżyjący
ojciec. Mało tego, jacyś trzej nieznani mu zapewne w jego wieku
chłopcy również tarzali się po podłodze ze śmiechu. Na stoliku
stała cała masa opróżnionych butelek raczej nie po piwie
kremowym, bo tamte wyglądały inaczej. Dumbledore popchnął lekko
Harryego, aby ten wszedł do pokoju i sam wszedł za nim, machnął
różdżką, a wszystko było już w porządku, tzn. nie było
butelek. Cztery osoby nadal tarzały się ze śmiechu, a piąta nadal
siedziała na kanapie i z uśmiechem patrzyła na to przedstawienie.
Harry zdążył jeszcze pomyśleć, z czego oni się tak śmieją,
zanim Dumbledore nie przemówił.
-
Moi drodzy. Zapowiedziałem, że niedługo wrócę, a więc jestem i
przyprowadziłem ze sobą gościa.
Dumbledore
machnąwszy ręką w kierunku Harryego usiadł w fotelu i wyczarował
sobie puchar z niezidentyfikowanym płynem, po czym napił się z
niego solidny łyk.
-
któż by pomyślał, że nasz zacny poczciwy Albus Dumbledore, który
sam za naszych czasów wlepił nam nie dwa szlabany będzie teraz z
nami pił przy jednym kominku! – Powiedział James.
Dumbledore
odchrząknął i wskazał Harryemu miejsce obok swego ojca. Harry
niepewnie podszedł i spoczął na wskazanym przez Dumbledorea
miejscu, jednak nic nie mówił.
-
będziesz tak siedział, Harry? Nie przywitasz się z tatą? –
Spytał Dumbledore.
-
eee… - wyjąkał Harry. – Cześć…
James
uśmiechnął się i uścisną wyciągniętą przez Harryego dłoń.
-
Pewnie nie tak wyobrażałeś sobie zapoznanie ojca z synem –
mruknął Syriusz nadal krztusząc się ze śmiechu. – Ale
spokojnie, jeszcze się do siebie przyzwyczaicie i nie będzie was
można rozróżnić!
-
ha ha, bardzo śmieszne – powiedział zdenerwowany Harry. –
Przecież ja się tego nie spodziewałem i zapewne gdyby nie to
zaklęcie, dostałbym zawału serca albo jakiegoś porażenia mózgu,
i musielibyście mnie oddać do Św. Munga na przymusowe leczenie,
które zapewne nigdy nie miałoby końca, więc i oddawanie mnie tam
też nie miałoby sensu.
-
a coś ty tak pesymistycznie nastawiony do świata, Haruś – spytał
jeden z tych nowych.
Po
chwili rozległ się jeszcze głośniejszy śmiech Syriusza.
-
Haruś, ha, ha, dlaczego ja na to nie wpadłem?
-
Nie jestem żaden Haruś, tylko Harry, a tak w ogóle to skąd mnie
znasz? – Spytał Harry.
-
Ciebie nie da się nie znać – powiedział ten sam, co wcześniej
nazwał Harryego Harusiem. - Jesteś przecież złotym chłopcem
Dumbledorea i wybrańcem. Ups, sorka panie psorze, jak coś, to ja
nie powiedziałem tego.
-
Dobrze, Chris, udam, że tego nie słyszałem. A teraz może
przedstawię Ci naszych nowych uczniów. Ten, który powiedział do
Ciebie Haruś, swoją drogą całkiem ciekawie to brzmi, nazywa się
Christopher Night, ale mówi, że nie znosi swojego imienia i żeby
mówić do niego longmen. Tamten to Herbert Backfield, i jest
nieziemsko przystojny jak sam zauważyłeś. Natomiast ten…
-
Michael – powiedział ten podając Harryemu dłoń.
-
No właśnie. – Dokończył uśmiechnięty Dumbledore. - To co, ja
może was zostawię?
-
ależ zostań Albusie – powiedział James. – Napijemy się,
pogadamy jak starzy kumple, nie rozmawialiśmy przecież tyle lat!
-
faktycznie starzy, chociaż Ty wcale nie jesteś taki stary –
powiedział radośnie Dumbledore. – Zdaje mi się, czy masz teraz
dwadzieścia jeden lat?
-
Nie, trzydzieści pięć. – Odparł James.
-
No tak, ale w sumie nie wyglądasz na tyle. Lily przecież też nie…
Dumbledore
ze smutkiem zaczął uświadamiać sobie ponownie, ile tym młodym
ludziom odebrano w przeszłości.
\-
Ja jednak już pójdę, a Ty Harry porozmawiaj sobie z ojcem. Nie
widzieliście się przecież tyle lat! Poopowiadaj mu o tym
wszystkim, o czym nie powiedziałeś mi podczas naszej rozmowy. A
jutro zapewne pójdziecie na pokątną i odwiedzić twoją Matkę. Są
przecież twoje urodziny! – Powiedział Dumbledore i wyszedł.
***
Harry,
gdy już trochę poznał się ze swoim ojcem stwierdził, że wcale
nie jest on taki jak o nim mówił Snape. Był bardzo inteligentnym,
mądrym człowiekiem z wyjątkowo rozwiniętym poczuciem humoru. Np.
gdy podczas jednej z dziwniejszych akcji, gdy Herbert prawie z
płaczem wyciągnął ze swej torby coś, co przypominało książkę,
ale było większe. Później się okazało, że jest to laptop,
czymkolwiek on by nie był. Po włączeniu go jednak się okazało,
że nie ma jakiegoś Internetu, więc Herbert stwierdził, że jedzie
do domu. Następnie uświadomił sobie, że do domu nie pojedzie, a
jeszcze później, że jak nie ma Internetu to nie ma też facebooka,
czy czegoś takiego, przez co wpadł niemalże w furię, na co ojciec
Harryego rozładował atmosferę trafnym stwierdzeniem, że jak nie
ma teraz to na pewno kiedyś się pojawi, i już wszyscy byli
zadowoleni. Herbert z myślą, że jak teraz nie ma Internetu, ale
kiedyś będzie i będzie facebook, a Syriusz jak zwykle się śmiał.
-
Co go dzisiaj napadło? – Spytał tatę Harry.
-
Nasz kochany Syriuszek trochę przesadził z ognistą – powiedział
James. – Dlatego pamiętaj Harry, dobrze ci radzę, pij jak
najwięcej!
-
Kremowe piwo chyba – mruknął Harry. – Nikt mi nie sprzeda.
- To już moja w tym głowa, żebyś miał to, co w danym momencie
potrzebujesz – stwierdził James. – A teraz trzeba iść spać,
jest już… O na Merlina, 2 w nocy… Wszystkiego najlepszego!
***
Gdy
Harry się obudził była dopiero godzina siódma. Chociaż raczej
trafniejsze byłoby stwierdzenie, że został obudzony, gdyż na
niego zostało wylane całe wiadro wody. Za tym stali, bo jakże by
kto inny, Chris, Herbert i Michael. Harry miał ochotę ich zabić,
ale wolał się powstrzymać i iść spać. Przecież były jego
urodziny! Gdy już wszyscy wstali postanowili udać się na pokątną
tak, jak to było w planach, Następnie do Św. Munga a potem z
powrotem wrócili na Grimmauld Place by świętować w zaciszu
domowego wnętrza. Chociaż może nie koniecznie zaciszu, bo do
późnych godzin nocnych po całym domu rozlegały się przeróżne
śpiewy i hałasy.
a jakże! czytam czytałem i będę czytał No i czekam na nestępny rozdział oczywista :P i chce wiedzieć cośmy kupili :P znaczy różżki przynajmniej a co tam, pomęcz się :P
OdpowiedzUsuńa masz następny :P
Usuń