przetłumacz

wtorek, 12 stycznia 2016

7. To, co odebrane dawno temu zostało zwrócone

Dumbledore udał się w poszukiwaniu Harryego na ulicę Pokątną, ponieważ jak mu ostatnio powiedział Snape, Harry zwykł udawać się tam aż cztery razy przez ostatnie dwa dni. Dumbledoreowi rzecz jasna się to nie podobało, ale co on mógł z tym zrobić? Naturalnie, że nic. Zwłaszcza, że jego ojciec, o którym Harry nic nie wiedział wszcząłby istnie magiczną wojnę, do walki, w której na pewno nie zawahałby się użyć różdżki. Albus musiał przyznać przed samym sobą, że ten młody człowiek gdyby nie zginął czternaście lat temu teraz na pewno godnie zastąpiłby go w Wizengamocie. Na szczęście Dumbledore był genialnym czarodziejem, który w jakiś nieznany nikomu sposób przywrócił do życia tych wszystkich, którzy w ostatniej wojnie zginęli z rąk Lorda Voldemorta. Niestety na razie nie udało mu się wymyślić skutecznego lekarstwa dla tych, którzy zostali potraktowani cruciatusem aż do utraty zmysłów, ale rzecz jasna pracował nad tym przez cały czas, jaki mógł poświęcić tej sprawie, a jednocześnie kazał pani Pomfrey przygotowywać lekarstwa dla Lily i dbał o to, aby Harry zbyt wcześnie nie utracił chroniącej go magii miłości. Miłość to potężna magia – pomyślał Dumbledore. Zdołała obronić małego chłopca przed śmiercią z rąk tego, którego imienia nie wolno wymawiać. Po tych przemyśleniach Dumbledore ruszył przez pokątną, bo w czasie tych przemyśleń zdążył się na niej aportować. Zdawać by się mogło, że nie jest możliwa aportacja z natłokiem myśli w głowie, ale jak wszyscy wiedzą, dla Dumbledorea nie ma rzeczy niemożliwej, poza zabiciem Lorda Voldemorta oczywiście, przynajmniej na razie. Przynajmniej Harry nie będzie musiał sobie zaprzątać tym głowy – pomyślał. Gdyby wiedział, że Syriusz myślał tak samo, pewnie podjąłby inne środki, aby zapobiec temu, co się miało stać już niedługo. Ale przecież gdyby to wiedział, to wcześniej rozprawiłby się z Tomem Riddleem. Nie wszyscy ludzie zdołali posiąść dar jasnowidzenia jak ta, która wypowiedziała wielką przepowiednię. Po wejściu do dziurawego kotła Ku niemu od razu ruszył Tom, aby się z nim przywitać i zapytać, czy napije się czegoś lub czy chce wynająć pokój. Dumbledore grzecznie odmówił, po czym zapytał czy nie ma tu Harryego. Bo dla Dumbledorea to, że Harry mógł tutaj przebywać było logiczne. Gdzie mógłby się udać, skoro nie było go ani w norze, ani w kwaterze głównej? Tom udzielił mu informacji i Dumbledore ruszył pod wskazany numer pokoju. Gdy już doszedł, kulturalnie zapukał do drzwi i gdy usłyszał, że może wejść, przestąpił próg i rozejrzał się. Ze zdumieniem zauważył, że chłopak musiał być tu już jakiś czas, bo panował wszędzie bałagan bardzo charakterystyczny dla nastolatka.
- profesorze Dumbledore – Harry skinął głową. – Co pana tu sprowadza?
- Ty, mój chłopcze – odpowiedział Dumbledore. – Chciałbym zabrać cię do kwatery głównej. Myślę, że ucieszysz się z tego, co tam zastaniesz.
- A co mogę tam zastać! – Wybuchnął Harry. – Syriusz nie żyje. I przez kogo to? Oczywiście przeze mnie! Bo ja muszę mieć te głupie wizje, nikt, tylko ja!
- Ależ spokojnie, mój chłopcze – odpowiedział jak zwykle opanowany Dumbledore. – Przecież powiedziałem, że ucieszysz się z tego, co tam zastaniesz. Myślę, że powinienem nawet rzucić na Ciebie zaklęcie…
- Żadnych zaklęć!
- które uchroni cię od zawału serca – dokończył niezrażony wybuchem chłopca Dumbledore.
- Co? To jest takie?
- pewnie, że jest. Nie powoduje ono żadnych skutków ubocznych, także nie masz się o co martwić. – Wyjaśnił Dumbledore.
Dumbledore był zaskoczony. Harry nie zwykł się nigdy nikomu, a przynajmniej jemu żalić z tego, za co się obwinia, a przynajmniej Dumbledore nie pamiętał takich sytuacji. (Należy wziąć poprawkę na to, że sam nie pamiętam jak było, ale zdarzały się o wiele większe odskocznie od kanonu, więc się nie czepiajcie jakby coś :D przyp. Aut) Dumbledore był już starym człowiekiem, i nie miał obowiązku pamiętania wszystkiego, co się w życiu zdarzyło, chociaż pamiętał takich sytuacji bardzo wiele.
***
Harry bardzo niechętnie dał się namówić na wyjście ze swego przytulnie urządzonego pokoju w dziurawym kotle na Grimmauld Place, ponieważ z tym domem miał tylko smutne, przynajmniej dla niego w tym czasie wspomnienia. Postanowił jeszcze zadać Nurtujące go pytanie Dumbledoreowi, który może znać na nie odpowiedź.
- Profesorze Dumbledore? Dlaczego zabijanie przychodzi mi z taką łatwością?
- Cóż – odrzekł Dumbledore. – Myślę, że będziemy musieli przeprowadzić poważną rozmowę. Za dużo rzeczy przed tobą ukrywałem Harry, ale postanowiłem, że koniec już tajemnic. Skoro masz pokonać Lorda Voldemorta musisz wiedzieć o wszystkim, co cię do zwycięstwa nad nim przybliży.
- W takim razie – odezwał się ponownie Harry – co jest tego przyczyną?
- Nie tutaj, chłopcze, nie tutaj. Udamy się najpierw do mojej rezydencji, a tam się wszystkiego dowiesz.
- Wszystkiego? – Zapytał Harry. Miał pewne obawy co do tego, co znaczy dla Dumbledorea słowo wszystko.
- Powiedziałem, że dość tajemnic, to dość tajemnic – uciął dyskusje Dumbledore. – Złap mnie za ramię, będziemy się teleportować.
- Ja nie mogę się teleportować. – Zauważył Harry.
- Teleportujemy się we dwóch – powiedział Dumbledore. – Teleportacja łączna.
Harry złapał za ramię Dumbledorea i obaj znikli z ulicy Pokątnej z głośnym trzaskiem, bowiem Dumbledore nie miał już ani chęci, ani siły na bezdźwięczną teleportację, przynajmniej tego wieczora.
***
Harry wiedział, że teleportacji nie polubi, jednak wiedział, że będzie musiał się jej nauczyć jak najszybciej, ponieważ po tym, co się dowiedział wiedział, że nie będzie mógł w każdej chwili polegać na zakonie, który w momencie jakiegoś niespodziewanego wydarzenia uchroni go przed atakiem śmierciożerców. Właśnie znajdowali się przed drzwiami Grimmauld Place 12. Dumbledore jednak nie miał zamiaru wpuścić Harryego do środka tak od razu. Musiał przekazać mu jeszcze jedną bardzo ważną informację, bez znajomości której Harry nie powinien wchodzić do środka.
- Zanim wejdziemy, chciałbym przekazać ci jeszcze jedną, bardzo ważną informację. Otóż w kwaterze głównej znajdują się 4 osoby, których nie znasz, w tym jedna, którą miałeś okazję widzieć tylko na zdjęciach. Trzy osoby są nowymi uczniami, którzy zapewne dołączą do gryffindoru. Chociaż z tego, co mi wiadomo ekipa gryffindoru tego roku znacznie powiększy się o osoby w twoim wieku. – Powiedział Dumbledore.
- Co pan ma na myśli? – Spytał Harry.
- To nie jest nic tajnego, ale dowiesz się we wrześniu – odparł Dumbledore i otworzył drzwi zachęcając Harryego do wejścia do środka. Wnętrze domu przy Grimmauld Place 12 jak zwykle nie nastrajało optymistycznie, lecz Harry zdążył się do tego przyzwyczaić. Po chwili jednak stwierdził, że coś mu się nie zgadza. Co na wieszaku robił płaszcz Syriusza, który, jak Harry dobrze pamiętał, Syriusz miał na sobie w tę pamiętną noc w ministerstwie Magii? Harry nie wiedział, co ma myśleć. Dumbledore kazał mu przejść do salonu na pierwszym piętrze skąd dochodziły dość dziwne odgłosy jak na ten dom i ten okres, bo ktoś się tam śmiał. Śmiał to mało powiedziane, ktoś zapewne właśnie w tym momencie płakał ze śmiechu podczas, gdy Harry przypominał sobie wszystkie chwile spędzone w tym domu z Syriuszem, a których przecież nie było wcale tak wiele. Przypomniał sobie ten mroczny czas, gdy Pana Weasleya pogryzł wąż Voldemorta i gdy przybyli właśnie na Grimmauld Place. Przypomniał sobie, jak bał się przyznać wszystkim, że to on był tym wężem, bo bał się reakcji ich wszystkich, a co najważniejsze, przypomniał sobie grobową atmosferę jaka panowała w tym miejscu po ich przybyciu. A teraz? Teraz jakieś śmiechy, stuki, dziwne nawoływania, jakby ktoś więcej niż jedna osoba zamieszkiwał ten dom, a przecież od śmierci Syriusza nie powinno być tu w zasadzie nikogo, nie licząc osób, które zbierały się na najbliższe zebranie zakonu, a przecież zebrania chyba teraz nie było, bo tam się raczej nikt nie śmiał. Zazwyczaj omawiane były sprawy związane z bezpieczeństwem świata magicznego, które wcale nikogo nie śmieszyły. Po udaniu się na górę i otworzeniu drzwi do salonu Harry stanął jak wryty. Po podłodze ze śmiechu tarzał się Syriusz, który powinien nie żyć, a na kanapie przed kominkiem siedział jego nieżyjący ojciec. Mało tego, jacyś trzej nieznani mu zapewne w jego wieku chłopcy również tarzali się po podłodze ze śmiechu. Na stoliku stała cała masa opróżnionych butelek raczej nie po piwie kremowym, bo tamte wyglądały inaczej. Dumbledore popchnął lekko Harryego, aby ten wszedł do pokoju i sam wszedł za nim, machnął różdżką, a wszystko było już w porządku, tzn. nie było butelek. Cztery osoby nadal tarzały się ze śmiechu, a piąta nadal siedziała na kanapie i z uśmiechem patrzyła na to przedstawienie. Harry zdążył jeszcze pomyśleć, z czego oni się tak śmieją, zanim Dumbledore nie przemówił.
- Moi drodzy. Zapowiedziałem, że niedługo wrócę, a więc jestem i przyprowadziłem ze sobą gościa.
Dumbledore machnąwszy ręką w kierunku Harryego usiadł w fotelu i wyczarował sobie puchar z niezidentyfikowanym płynem, po czym napił się z niego solidny łyk.
- któż by pomyślał, że nasz zacny poczciwy Albus Dumbledore, który sam za naszych czasów wlepił nam nie dwa szlabany będzie teraz z nami pił przy jednym kominku! – Powiedział James.
Dumbledore odchrząknął i wskazał Harryemu miejsce obok swego ojca. Harry niepewnie podszedł i spoczął na wskazanym przez Dumbledorea miejscu, jednak nic nie mówił.
- będziesz tak siedział, Harry? Nie przywitasz się z tatą? – Spytał Dumbledore.
- eee… - wyjąkał Harry. – Cześć…
James uśmiechnął się i uścisną wyciągniętą przez Harryego dłoń.
- Pewnie nie tak wyobrażałeś sobie zapoznanie ojca z synem – mruknął Syriusz nadal krztusząc się ze śmiechu. – Ale spokojnie, jeszcze się do siebie przyzwyczaicie i nie będzie was można rozróżnić!
- ha ha, bardzo śmieszne – powiedział zdenerwowany Harry. – Przecież ja się tego nie spodziewałem i zapewne gdyby nie to zaklęcie, dostałbym zawału serca albo jakiegoś porażenia mózgu, i musielibyście mnie oddać do Św. Munga na przymusowe leczenie, które zapewne nigdy nie miałoby końca, więc i oddawanie mnie tam też nie miałoby sensu.
- a coś ty tak pesymistycznie nastawiony do świata, Haruś – spytał jeden z tych nowych.
Po chwili rozległ się jeszcze głośniejszy śmiech Syriusza.
- Haruś, ha, ha, dlaczego ja na to nie wpadłem?
- Nie jestem żaden Haruś, tylko Harry, a tak w ogóle to skąd mnie znasz? – Spytał Harry.
- Ciebie nie da się nie znać – powiedział ten sam, co wcześniej nazwał Harryego Harusiem. - Jesteś przecież złotym chłopcem Dumbledorea i wybrańcem. Ups, sorka panie psorze, jak coś, to ja nie powiedziałem tego.
- Dobrze, Chris, udam, że tego nie słyszałem. A teraz może przedstawię Ci naszych nowych uczniów. Ten, który powiedział do Ciebie Haruś, swoją drogą całkiem ciekawie to brzmi, nazywa się Christopher Night, ale mówi, że nie znosi swojego imienia i żeby mówić do niego longmen. Tamten to Herbert Backfield, i jest nieziemsko przystojny jak sam zauważyłeś. Natomiast ten…
- Michael – powiedział ten podając Harryemu dłoń.
- No właśnie. – Dokończył uśmiechnięty Dumbledore. - To co, ja może was zostawię?
- ależ zostań Albusie – powiedział James. – Napijemy się, pogadamy jak starzy kumple, nie rozmawialiśmy przecież tyle lat!
- faktycznie starzy, chociaż Ty wcale nie jesteś taki stary – powiedział radośnie Dumbledore. – Zdaje mi się, czy masz teraz dwadzieścia jeden lat?
- Nie, trzydzieści pięć. – Odparł James.
- No tak, ale w sumie nie wyglądasz na tyle. Lily przecież też nie…
Dumbledore ze smutkiem zaczął uświadamiać sobie ponownie, ile tym młodym ludziom odebrano w przeszłości.
\- Ja jednak już pójdę, a Ty Harry porozmawiaj sobie z ojcem. Nie widzieliście się przecież tyle lat! Poopowiadaj mu o tym wszystkim, o czym nie powiedziałeś mi podczas naszej rozmowy. A jutro zapewne pójdziecie na pokątną i odwiedzić twoją Matkę. Są przecież twoje urodziny! – Powiedział Dumbledore i wyszedł.
***
Harry, gdy już trochę poznał się ze swoim ojcem stwierdził, że wcale nie jest on taki jak o nim mówił Snape. Był bardzo inteligentnym, mądrym człowiekiem z wyjątkowo rozwiniętym poczuciem humoru. Np. gdy podczas jednej z dziwniejszych akcji, gdy Herbert prawie z płaczem wyciągnął ze swej torby coś, co przypominało książkę, ale było większe. Później się okazało, że jest to laptop, czymkolwiek on by nie był. Po włączeniu go jednak się okazało, że nie ma jakiegoś Internetu, więc Herbert stwierdził, że jedzie do domu. Następnie uświadomił sobie, że do domu nie pojedzie, a jeszcze później, że jak nie ma Internetu to nie ma też facebooka, czy czegoś takiego, przez co wpadł niemalże w furię, na co ojciec Harryego rozładował atmosferę trafnym stwierdzeniem, że jak nie ma teraz to na pewno kiedyś się pojawi, i już wszyscy byli zadowoleni. Herbert z myślą, że jak teraz nie ma Internetu, ale kiedyś będzie i będzie facebook, a Syriusz jak zwykle się śmiał.
- Co go dzisiaj napadło? – Spytał tatę Harry.
- Nasz kochany Syriuszek trochę przesadził z ognistą – powiedział James. – Dlatego pamiętaj Harry, dobrze ci radzę, pij jak najwięcej!
- Kremowe piwo chyba – mruknął Harry. – Nikt mi nie sprzeda.
- To już moja w tym głowa, żebyś miał to, co w danym momencie potrzebujesz – stwierdził James. – A teraz trzeba iść spać, jest już… O na Merlina, 2 w nocy… Wszystkiego najlepszego!
***
Gdy Harry się obudził była dopiero godzina siódma. Chociaż raczej trafniejsze byłoby stwierdzenie, że został obudzony, gdyż na niego zostało wylane całe wiadro wody. Za tym stali, bo jakże by kto inny, Chris, Herbert i Michael. Harry miał ochotę ich zabić, ale wolał się powstrzymać i iść spać. Przecież były jego urodziny! Gdy już wszyscy wstali postanowili udać się na pokątną tak, jak to było w planach, Następnie do Św. Munga a potem z powrotem wrócili na Grimmauld Place by świętować w zaciszu domowego wnętrza. Chociaż może nie koniecznie zaciszu, bo do późnych godzin nocnych po całym domu rozlegały się przeróżne śpiewy i hałasy.


2 komentarze:

  1. a jakże! czytam czytałem i będę czytał No i czekam na nestępny rozdział oczywista :P i chce wiedzieć cośmy kupili :P znaczy różżki przynajmniej a co tam, pomęcz się :P

    OdpowiedzUsuń