przetłumacz

niedziela, 31 lipca 2016

23. Emily

Uwaga! W tym rozdziale znajduje się trochę scen prawieerotycznych, które nie były pisane przeze mnie. Pozostawcie jakiś komentarz po sobie, dobra?
Prawie tydzień później Huncwoci wciąż zastanawiali się jak powiedzieć Laurze o tym, co ją czeka w najbliższym czasie. Nikt z nich nie wiedział również, kto z własnej nieprzymuszonej woli podjąłby się przejęcia klątwy na siebie. Przecież każdy chciał żyć ze swymi bliskimi i to jak najdłużej, szczególnie w tych ciężkich czasach, gdy nie wiadomo, którego dnia Voldemort zapuka do jego drzwi i rzuci śmiercionośne zaklęcie. Szóstego dnia rozmyślań, a był to poniedziałek, Harry stwierdził, że ma dość i nikt się nie dowie, co Laura zrobi jak się jej tego nie powie. Powiedział również, że po tej lekcji, a była to transmutacja zamierza podejść do Laury i jej po prostu powiedzieć, co ją czeka jeśli nie znajdzie się nikt, kto podejmie się przejęcia klątwy.
- Ale przecież to ją rozkurwi! – wykrzyknął na całą klasę Chris. – Ona nie może o tym wiedzieć!
- Panie night! – ryknęła McGonagall. – Cóż za wulgarnego słownictwa pan używa na mojej lekcji?! Gryffindor traci 10 punktów a pan ma jutro szlaban z profesorem Blackiem.
Michael zaśmiał się cicho. Na szczęście McGonagall tego nie słyszała.
- Dobra już, dobra, pani psor – mruknął lekceważąco Chris. – Nie trza tak od razu łostro. Przecież jest dopiro październik…
Chris czknął, po czym kontynuował.
- No, właśnie, chyba trochę wypiłem i się źle czuję, więc?
- Co więc?! – spytała McGonagall.
- He – mruknął Chris. – Bo widzi pani, ja jestem taki samotny…
- Co ty bredzisz! – dało się słyszeć głos Susan, dziewczyny Chrisa. – Oni cię demoralizują!
- o. – Chris utkwił mętny wzrok w swojej dziewczynie. – Co ty tu robisz, Caroline?
Herbert rąbnął Chrisa w ramię, aż ten prawie spadł z krzesła, lecz dalej miał tak mętny wzrok. Wzruszył więc ramionami i wstał, by wyjaśnić, co dzieje się z jego przyjacielem.
- Pani profesor…
- Siadaj! – warknęła McGonagall. – To nie ciebie się pytam i nie z tobą rozmawiam, więc nie odzywaj się niepytany, Backfield!
- Ależ oczywiście, prze pani psor… Już se siadam, cholibka. Szkoda, że nie mogłem wyjaśnić tego, bo, niech skonam, wiem o co w tym wszystkim chodzi.
- Jaka Caroline! – oburzyła się Susan. – Nie jestem żadną Caroline…
- Taaaak – wybełkotał Chris. – Chyba się nieco… Spiłem… I chyba muszę… się… żdżemnąć…
Nie powiedział już nic więcej. Jego głowa opadła na ławkę i pogrążył się we śnie. Profesor McGonagall nie chciała chyba już się z nikim użerać, gdyż powróciła do prowadzenia lekcji.
***
Po lekcji transmutacji Harry miał zamiar zrobić dokładnie tak, jak powiedział. Podszedł więc do Laury i grzecznie poprosił ją o chwilę na osobności. Dziewczyna zgodziła się niechętnie, gdyż domyślała się, o czym może chcieć rozmawiać z nią Harry. Oboje udali się na błonia, by w spokoju porozmawiać. Rozsiedli się pod rozłożystym drzewem i Harry wyczarował wielki kosz piknikowy wypełniony wszelkiego rodzaju smakołykami. Laura zdziwiła się nieco, gdyż nie wiedziała czego może się spodziewać po Harrym. Nie wiedziała, że ze wszystkimi dziewczynami rozmawiał w ten sposób o ważnych sprawach, czyli sprawach życia i śmierci. Była już dość mocno zniecierpliwiona, gdy Harry wreszcie przerwał milczenie i zagadnął:
- Jak żyjesz?
- Co to za pytanie? – spytała zdziwiona Laura. – Chyba nie o tym mieliśmy rozmawiać, no nie?
Harry wzruszył ramionami.
- No właśnie o tym mieliśmy rozmawiać. To wszystko jest ze sobą ściśle powiązane.
- jasne – prychnęła dziewczyna. – Jaki związek ma to, jak żyję z tym, że już zapewne niedługo umrę w męczarniach, zostanę pożarta przez kłębolota albo stanie mi się jeszcze inna dziwna i przykra rzecz, po której mnie już nie będzie na tym świecie?
- Tak tak. – warknął Harry. – Użalaj się nad sobą. Musisz jednak wiedzieć, że na świecie są osoby, które na pewno zginą i nie mogą nic z tym zrobić, a jednak starają się pomóc Ci i cieszyć się życiem.
- Tak? – spytała rozgniewana Laura. – A niby co to za osoby?
W tym momencie za dziewczyną jak spod ziemi wyrosła rozgniewana Ginny Weasley, dziewczyna Harry’ego Pottera. Nie zważając na ostrzegawcze spojrzenie swego chłopaka złapała blondynkę za ramię i podniosła ją z ziemi, po czym spoglądając jej w oczy z doskonale zauważalną wściekłością warknęła:
- Słuchaj, blondasie! To, że Harry zajmuje się tym, bo reszta jego przyjaciół stwierdziła, że bezpieczniej dla Ciebie będzie, jak nie będziesz tego wiedziała to nie znaczy, że masz się tak zachowywać i odtrącać wyciągniętą pomocną dłoń! Wszyscy w tej szkole jesteśmy twoimi przyjaciółmi i chcemy ci pomóc, więc przestań zachowywać się jak mała rozpieszczona, niewychowana księżniczka, co dostaje wszystko na swe zawołanie i porozmawiaj z nami szczerze!
Laura westchnęła ciężko, po czym spojrzała przepraszająco na Ginny, która nieco rozluźniła chwyt.
- No dobra już – powiedziała zrezygnowana Blondynka. – I tak nie mogę z tym nic zrobić, więc niech wam będzie.
Dziewczyna chciała wrócić na swoje miejsce, ale Ginny ją uprzedziła i zajęła jej dawne miejsce. Spojrzała na Laurę wyzywająco, a ta nic nie powiedziała i usiadła obok rudowłosej. Po chwili milczenia Harry kontynuował wcześniejszy temat, który został przerwany wtargnięciem Ginny.
- Oboje zgadzamy się z tym, że nie możesz umrzeć, więc ktoś – spojrzał na Ginny. Ginny spojrzała na Harry’ego i pokręciła głową. Harry kontynuował. – Rozmawialiśmy o tym przecież!
- Ja się na to nie zgadzam! – zdenerwowała się Ginny. – Masz wystarczająco zmartwień na głowie i nie potrzebujesz jeszcze tego! Nie może tego zrobić Chris albo Michael? Oni też zdają się ją dobrze znać. W ogóle to na pewno znają ją dłużej niż ty, więc doprawdy nie rozumiem dlaczego ciągle chcesz być w centrum wydarzeń!
- Dobrze wiesz, że oddałbym wszystko za to, żeby mieć normalne życie! – warknął Harry. – Odkąd moi rodzice i Syriusz powrócili jest już trochę lepiej, ale sama doskonale wiesz, że nigdy nie będę normalnym chłopcem! Wiedziałaś o tym doskonale, gdy postanowiłaś zgodzić się być moją dziewczyną. Zdawałaś sobie sprawę z tego, co może się stać, i że przecież i tak muszę stanąć przed Voldemortem sam!
- Ale to co innego! – upierała się rudowłosa. – W tym przypadku nie masz wyboru, ale wcale nie musisz tego robić!
- Czy wy możecie mi wyjaśnić – przerwała im Laura – o co tak właściwie się kłócicie?
- O tę nieszczęsną klątwę, którą ten pieprzony zbawca świata chce przejąć na siebie! – warknęła Ginny.
- Dobrze! – krzyknął Harry i poderwał się z ziemi. – Skoro jestem tym pieprzonym zbawcą świata, to nie wiem w ogóle po co się ze mną zadajesz!
- Co ci uderzyło do łba, Potter! Dobrze wiesz jak jest!
- Ty też wiesz jak jest – zripostował Harry. – Dobrze o tym wiedziałaś od początku znajomości ze mną. Jednak teraz tobie coś nie pasuje i ja nie wiem dlaczego. Muszę to zrobić bo nikt inny nie musi zginąć, a i tak nie wiem czy przeżyję tą wojnę, więc jedno dodatkowe zmartwienie to jest nic w porównaniu z tym, co teraz mam na głowie.
- Możecie się nie kłócić z mojego powodu? – spytała Laura uniemożliwiając Ginny powiedzenie czegoś, czego na pewno by później żałowała. – Jakoś sobie dam radę. Najwyżej umrę. Zresztą i tak tutaj nie przydam się i raczej wam w wojnie nie pomogę.
- Nawet nie mów takich rzeczy! – oburzył się Harry. – Jak nie możesz pomóc w bitwie, bo czujesz się słaba w pojedynkach albo masz mało zaklęć, to możesz poprosić jakiegoś nauczyciela o dodatkowe lekcje albo uzdrawiać… Rannych na pewno będzie sporo, a zmarłych jeszcze więcej...
- Możesz się zamknąć?! – spytała rozwścieczona Ginny.
- No ale co ja niby złego robię? – spytał nic nierozumiejący Harry wzruszając ramionami. – Przecież tak się może stać i ja mogę zginąć i nic na to nie poradzę, więc…
- Wybacz, ale nie chcę mieć chłopaka bez żadnych planów na przyszłość.
To powiedziawszy Ginny podniosła się i zaczęła iść w kierunku zamku, jednak nie uszła zbyt daleko gdy Harry zagrodził jej drogę. Laura wstała, odwróciła się i poszła do zamku. Nie chciała przeszkadzać Harry’emu. Szczególnie teraz.
***
Gdy Harry wrócił do zamku była już niemal trzynasta, a o trzynastej rozpoczynała się lekcja eliksirów. Nie wiedzieć dlaczego aktualny nauczyciel tego przedmiotu nie przeniósł klasy eliksirów gdzieś na wyższe piętra, na których przez okna mogłoby wpadać nieco więcej październikowego słońca. Harry wiedział, że znów zawali dzisiejszy eliksir i nie obchodziło go to wcale. Cieszył się z tego, że dobrze wywiązał się z tego co obiecał sam sobie. Nie lubił okłamywać ludzi, gdy to nie było konieczne. Zresztą wytrawny legilimenta i tak zapewne poznałby, gdyby kłamał, więc w jego obecności i tak nie miałoby to najmniejszego sensu. Nikogo takiego jednak nie było w zamku, więc w razie jakiegoś dowcipu można by bez obaw powiedzieć, że się nie wie, kto ten dowcip zrobił.
Po dwóch godzinach Eliksirów Huncwoci udali się do pokoju wspólnego, aby wreszcie usiąść i pogadać o tym, co powinni teraz robić. Michael miał znużoną, jak zwykle od rozmowy z Kate, minę.
- Przestaniesz ty się wreszcie burzyć i wściekać na wszystko? – spytał Chris. – To dość denerwujące, gdy wszyscy wokół ciebie się uśmiechają. No i jak ktoś na nas patrzy, to ty jesteś jedyną osobą, która nie ma tego błysku szaleńca w oku i Huncwockiego uśmiechu na gębie.
Michael tylko wzruszył ramionami i rozsiadł się na fotelu przed kominkiem. Po chwili wyciągnął jakąś ogromną książkę i otworzył ją mniej więcej w połowie. Chrisa zdziwiło to nieco. Postanowił dowiedzieć się więcej informacji. Zauważył, że nie tylko jego to zaskoczyło, gdyż reszta Huncwotów również wgapiali się w Michaela.
- Co to jest? – spytał Chris nawet nie oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Książka – odparł Michael wzruszając ramionami. – Jest w niej wiele przydatnych informacji na różne tematy.
- Np? – Chris nie dawał za wygraną.
– Np takich, jak zrobić, gdy ktoś, kto cię denerwuje,, bo cały dzień ci truję nad głową tym, że powinieneś się cały dzień szczerzyć, podbijać do dziewczyn, łapać je za dupy, a następnie przyciskać do ściany, całować, po kilku dniach przelecieć i zostawić, by się wreszcie zamknął!
- Ojej – zagadnął Herbert. – Biedny jesteś.
- I taki poszkodowany. – dodał Chris.
- W ogóle ostatnio wyglądasz, jakby cię połknął ten, Kłębolot. – dopowiedział Ron.
- Do ciebie, Chris, to ja się w ogóle powinienem przestać odzywać – warknął Michael. – Najpierw po pijaku pojawiasz się na transmutacji, a potem nazywasz swoją dziewczynę Caroline.
- A co złego w tym jest,, że moja dziewczyna od teraz jest nieco inna, niż tamta? – spytał Chris. – Przecież mam prawo zmieniać dziewczyny tak szybko, jak mi się zachce i nikogo to nie powinno interesować. One zresztą też nie wyglądają na jakieś bardzo poszkodowane czy zasmucone tym, że już od nich odszedłem.
- Ta, czyli niby zerwałeś z Suse? – nie dowierzał Herbert.
- Nie mam pojęcia – rzekł Chris wzruszając ramionami. – Nic mi takiego nie powiedziała, że nie podoba jej się, gdy nazywam ją Caroline. No i nie powiedziała mi, że ze mną zrywa.
- Tak – mruknął Herbert. – Nie ma to jak nie wiedzieć, czy własna dziewczyna z Tobą zrywa.
- Ty to się nie odzywaj! – krzyknął Chris. – Ty nawet nie wiesz, czy ta twoja wcale nieistniejąca Emily w ogóle cię chce. Zresztą ja tu jej nawet nie widziałem.
- Bo nie umiesz patrzeć – powiedziała jakaś wysoka, szczupła blondynka podchodząca do Herberta. – Idziesz ze mną? – zwróciła się do niego.
Gdy Herbert z wielkim bananem na twarzy ujął ją za rękę, Chris i Michael ledwo powstrzymywali się od śmiechu. Nie musieli jednak długo udawać, że wszystko jest w porządku, gdyż para trzymając się za ręce i gadając trudno stwierdzić o czym udała się do obrazu grubej damy i znikła za nim. Chris ryknął długo powstrzymywanym śmiechem. Po chwili dołączył do niego Michael. Obaj Huncwoci tarzali się po podłodze wspólnego rycząc ze śmiechu. Jakieś dziewczyny z młodszego rocznika spojrzały na nich z odrazą, ci jednak nie przejmowali się tym. Gdy uspokoili się trochę, zajęli z powrotem swoje stare miejsca przed kominkiem. Chris nie chciał przeciągać milczenia, toteż zapytał wszystkich:
- Co o niej myślicie?
Zauważył jednak, że nikt go nie słucha. Harry siedział z Ginny na kolanach i całowali się. Gdyby nie to, że Ron również trzymał na kolanach swoją dziewczynę i również się z nią nie całował, zapewne zacząłby wrzeszczeć na Harry’ego, żeby zabierał swe łapska od jego kochanej siostrzyczki, albo żeby powstrzymał się przynajmniej na oczach tak wielu ludzi. Tylko Mike zdawał się go słuchać, choć miał dość przygnębioną minę. Obaj Huncwoci postanowili zwrócić na siebie uwagę przyjaciół. W tym celu obaj wyciągnęli różdżki i jednym zaklęciem posadzili dziewczęta w fotelach na końcu pokoju, a drugim powiesili Rona i Harry’ego za kostki do dołu głowami. Cały pokój wspólny, który oczywiście wszystkiemu się przypatrywał ryknął gromkim śmiechem. Harry’emu i Ronowi jednak nie było do śmiechu. Zażądali ich natychmiastowego opuszczenia z powrotem na ziemię i pozwolenia im zajęcia się z powrotem tym, czym zajmowali się wcześniej, jednak Chris i Michael odmówili im twierdząc, że muszą przecież sobie pogadać a przez resztę wieczoru, gdy tylko pogadają dadzą im święty spokój. Harry i Ron zgodzili się niechętnie, więc Chris i Michael opuścili ich na ziemię. Chłopaki poderwali się szybko z ziemi i popędzili w kierunku swoich dziewczyn, jednak one nagle zniknęły. Harry zauważył Michaela celującego różdżką w miejsce, gdzie powinna być jego dziewczyna. Zdziwił się jednak, gdyż Michael machnął nią tylko i schował ją do kieszeni.
- Co ty z nią zrobiłeś?! – ryknął rozwścieczony Harry wyciągając różdżkę z kieszeni.
Zauważył po chwili, że już jej nie ma. To Michael szybkim zaklęciem rozbrajającym pozbawił Harry’ego jego głównej broni, zanim ten zdążył choćby mrugnąć oczami. Harry’ego rozwścieczyło to jeszcze bardziej.
- Co ty odwalasz?!
Michael i Chris jednak nie słuchali protestów swoich przyjaciół, tylko rzucili ich na fotele i rzucili wokół nich zaklęcie wyciszające, aby nikt z pokoju wspólnego dość zaaferowanego tym, co się działo nie usłyszał, o czym rozmawiają.
- Pytałem się – powiedział zniecierpliwiony Chris – co myślicie o niej. Dla mnie wygląda na taką pustą lalę, co to zdradzać go ciągle będzie.
Michael skinął głową, potwierdzając przemyślenia Chrisa. On też myślał podobnie. Nie wiedział jednak, co można z tym zrobić. Zaklęcie wyciszające rzucone przez nich chyba przestawało działać, gdyż zanim jeszcze zauważyli Herberta wchodzącego wgłąb pokoju wspólnego usłyszeli, jak mówił do Emily, że dzisiaj to zrobią. Po chwili Herbert pocałował się z nią czule na pożegnanie i podszedł do chłopaków.
- A wy co takie grobowe miny macie? – spytał Herbert.
- Jakie grobowe? – spytał Michael. – Co grobowe? Grobowy to będzie twój pogrzeb, jak nam nie powiesz, co to za lafirynda jest i skąd ona się wzięła w twoim życiu!
- Dlaczego cię to nagle tak zaczęło interesować? – spytał zaskoczony Herbert. – Zresztą przecież ją znasz. To przecież jest Emily.
- Przecież jeszcze nie dawno wyglądała inaczej – mruknął Mike. – Na pewno nie wyglądała tak, jakby miała rozłożyć nogi przed każdym facetem, który...
Herbert rzucił się na Michaela i zanim ktokolwiek zdążył podnieść się z zajmowanego przez siebie miejsca, pięść Herberta z dźwiękiem łamanych kości trafiła w szczękę Michaela. Michael nie pozostał mu dłużny i trafił go pięścią w nos. Gdy Herbert zbierał się z ziemi, Michael zdążył wyciągnąć różdżkę i naprawić sobie swoją złamaną szczękę. Herbert jednak nie zaprzątał sobie głowy swoim złamanym nosem, tylko znów przystąpił do obijania twarzy Michaela. Reszta Huncwotów otrząsnęła się jednak i ruszyła swemu przyjacielowi na pomoc. Po chwili Herbert siedział związany w fotelu i łypał groźnie na swoich przyjaciół.
- O co wam tak właściwie chodzi? – warknął. – To, że Kate cię zdradzała, to nie znaczy, że z Em będzie dokładnie tak samo.
- Ja się nie przyznaje do tego związku – burknął Michael. – Zostałem w to wrobiony i jak ostatni naiwniak dałem się po prostu podejść.
Michael postanowił dowiedzieć się, co Herbert ma zamiar dzisiaj z nią zrobić.
- To co masz dzisiaj z nią zrobić? – spytał przyjaciela.
Reszta Huncwotów również przysłuchiwała się tej rozmowie z zaciekawieniem. Chris przywołał sobie z kuchni butelkę ognistej whisky i popijał powoli jednocześnie patrząc na Herberta z niecierpliwością.
- No jak co? – zdziwił się Herbert. – A co się robi z dziewczyną, gdy związek trwa już dość długo, a obie strony nie mają nic przeciwko?
Chris wypluł to, co miał w ustach wprost na dywan przed sobą i zwrócił na Herberta nieco mętny wzrok.
- A, Ale jak nieco długo? – spytał zaniepokojony. – Przecież Ty jej nawet nie znasz, człowieku!
- Nie krzycz! – skarcił go Ron. – Nie chcemy mieć na głowie reszty tej bandy.
- Wskazał ręką resztę pokoju wspólnego.
- No ale stary! – ciągnął dalej Chris. – Przecież ona zjawia się tu nie wiadomo skąd, nie wiadomo po co i rozwala nam paczkę.
- Ty też masz dziewczynę i jakoś ona nam paczki nie rozwala, a do mnie się czepiasz! Harry i Ron też dziewczyny mają i to też nam paczki nie rozwala!
- No jak nie! – wściekł się Chris. – Rozwala, tylko ja potrafię znaleźć sobie taki czas, w którym akurat nikt nic nie robi, a reszta jakoś też w tym czasie idzie do swoich dziewczyn, tylko Ty zawsze jesteś jakimś ewenementem, który musi uprawiać seks ze swoją dziewczyną akurat wtedy, gdy ja miałem świetny pomysł na akcje! Zresztą ta lala jest jakaś pusta. Nie dość, że płaska jak decha, to jeszcze głupia i blondyna.
- Ty masz coś do blondyn? – spytał Herbert patrząc złowrogo na Chrisa. Nie mógł się jednak ruszyć ze swojego miejsca, gdyż ciągle był przywiązany.
- Tak, bo ciemnowłose dziewczęta są piękniejsze. Zresztą ona jest większa od Ciebie.
To powiedziawszy Chris zaczął śmiać się jak opętany. Postanowił jeszcze trochę ponabijać się ze swojego przyjaciela.
- Ciekaw jestem, jak masz zamiar się do niej dobrać – mruknął. – Muszę to zobaczyć.
- Nic nie będziesz oglądał, to nie twoja dziewczyna – warknął Herbert. – A teraz mnie rozwiążcie, bo muszę iść do siebie i się przygotować. A wy dzisiejszego wieczora macie zakaz wychodzenia z dormitorium.
- No chyba cię coś pogrzało, stary – odparł Chris. – Mam zamiar dziś iść do mojej Suse i taki Herbert jak ty mi tego nie zabroni!
- A ja muszę się wyspać – odezwał się Harry. – W niedzielę jest mecz. Tobie Chris radzę to samo.
- Aj tam – mruknął lekceważąco Chris. – Najpierw to ja muszę iść przeprosić moją dziewczynę, potem pewnie gdzieś pójdziemy, a potem dopiero wrócę żeby się przespać i rozwalić Ślizgonów i w tym roku wreszcie zdobyć Puchar. Poza tym, niedziela nie jest jutro.
- Może i masz racje – przyznał Harry. – W takim razie ja też idę do Ginny.
- To ja idę spać – mruknął Ron. – Jak w niedzielę nie będę wyspany to nie będę dobrze bronił, a jak nie będę dobrze bronił to będzie słabo.
- Co ty stary, masz zamiar spać do niedzieli? – spytał Chris. – Poza tym ty i tak słabo bronisz, nieważne czy się wyśpisz, czy się nie wyśpisz, czy zjesz śniadanie czy nie zjesz obiadu.
- Ty – warknął Ron – to się nie odzywaj.
To powiedziawszy Ron i Michael, który dzisiejszego wieczoru nie miał co robić, udali się do dormitorium i nie chcieli nic słyszeć na temat Emily i Herberta, którzy dzisiejszego wieczoru mieli zamiar się ze sobą przespać. Michael stanął przy oknie i wpatrywał się w błonia. Po chwili zamyślenia odszedł od okna i podszedł do swojego łóżka. Z szkolnego kufra wyjął komputer i uruchomił go. Po uruchomieniu przywołał jakąś dziwną, wielką, drewnianą skrzynię, która po bokach miała przyczepione po dwa silniki, zapewne od jakiegoś starego motocykla. Michael wyjął mały odbiornik bluetooth na USB, podniósł wieko skrzyni i wpiął odbiornik w któreś z wolnych gniazd na płycie komputera pokładowego. Michael wiedział dokładnie, co robi. Wiedział, że w tych czasach gdyby ktoś się dowiedział, jakim sprzętem dysponuje mógłby mieć nie lada kłopoty. Musiał jednak to zrobić, bo chciał sprawdzić zdolności tego cacka. Po podłączeniu odbiornika na swoim komputerze wklepał w konsoli ciąg znaczków, i już po chwili miał dostęp do komputera pokładowego latającego pudełka, jak zwykł je nazywać. Podłączył go do Hogwarckiej sieci, której nadajniki opracowali z Chrisem, Jamesem i Syriuszem w trzecim tygodniu września i zamknął połączenie z maszyną. Potem wpisał nieco inny ciąg znaków i znów był podłączony do komputera pokładowego z tym, że teraz mógł sterować maszyną na dalszą odległość. Rozprostował palce i wstał. Wyjął różdżkę z kieszeni i usłyszał dziwne odgłosy z pokoju wspólnego. Nie przejmował się tym, gdyż wiedział, że to zapewne Herbert i Emily zabrali się za to, co mieli dzisiaj zrobić. Michael podszedł do okna i otworzył je. Wycelował różdżką w pojazd i jednym zaklęciem wyrzucił go wysoko nad Hogwart. Szybko podbiegł do komputera i wklepał komendę, która według niego miała uruchomić silniki. Nic się jednak nie stało. Michael sprawdził status wszystkich podzespołów wyświetlanych w polu po lewej stronie i widząc, że wszystko się zgadza, ponownie spróbował odpalić silniki. Tym razem jednak mu się udało, gdyż zanim jeszcze status silników zmienił się z 0 na 1, usłyszał je przez otwarte okno. Zwiększył ich moc do połowy i ustawił lot dookoła terenów Hogwartu na wysokości nieco większej niż najwyższa wieża. Autopilot działał świetnie. Gdy pudełko leciało pod wiatr, autopilot zwiększał moc silników, aby utrzymać prędkość, gdy leciało z wiatrem moc silników była zmniejszana. Po trzykrotnym obleceniu zamku wokół Michael znów usłyszał dziwne odgłosy z pokoju wspólnego. Tym razem były one nieco głośniejsze. Ciekawość wygrała nad zdrowym rozsądkiem, by się tam teraz nie pokazywać. Wylądował więc na wierzy astronomicznej i nie wyłączając silników zbiegł do pokoju wspólnego. To, co tam zobaczył usadziło go w miejscu. Po chwili jednak otrząsnął się i zszedł ze schodów i wybiegł na środek pokoju wrzeszcząc:
- Aj, stary, jak ja cię dawno nie widziałem!
- Dobra, daj spokój – roześmiał się Paul. – Bo jeszcze pomyślę, że zmieniłeś orientacje…
- Niee, raczej nie – powiedział Michael śmiejąc się. – W mojej głowie nadal jest ta jedna.
- W ogóle zrobiłeś coś z tym? – spytał Paul.
Michael nie zdążył odpowiedzieć, gdyż przez obraz grubej damy przeszedł właśnie Chris i Herbert, którzy wrócili skądś trzymając w rękach po kilka butelek kremowego piwa i ognistej Whisky. Gdy zobaczyli swojego starego kolegę stojącego na środku ich pokoju wspólnego, wypuścili to, co mieli w dłoniach szybko rzucając na spadające butelki zaklęcie lewitacji i podbiegli uściskać przyjaciela.
- No, stary! – krzyczał Chris. – Myślałem, że się tu nie zjawisz!
- Gdzie Peter? – spytał Michael.
- A idzie gdzieś tam – powiedział Paul machnąwszy ręką w kierunku obrazu grubej damy. – A jak u was? Są tu jakieś fajne dziewczęta do przepukania?
- Ej! – ryknął Chris. – Porypało cię!
- Dobra, luzuj! – uspokajał Paul. – Żartowałem se przecież nie? Mam dziewczynę przecież.
- No, to ja mam taką nadzieję. Co panowie powiecie na to, byśmy wypili kilka kufelków kremowego? – spytał Chris.
- No dobra – zgodził się Michael. – Możemy se gdzieś usiąść przy jakimś wolnym stoliku i zaraz je… Accio… No. Herb, kiedy ta twoja się tu pojawi?
- A widzisz, Właśnie powinna tu być. Ahhh, jaka ona jest boska, gdy bym ją tylko miał, co ja bym mógł z nią zrobić, udowodnił bym moje zdolności i wtedy była by już tylko moja.
Jego koledzy wybuchnęli śmiechem, Paul powiedział z drwiną w głosie:
- staary! Przecież ty nawet nie miałbyś czym tego udowodnić, zresztą ona nawet na ciebie nie leci.
Pozostała część grupy wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem. Herbert zerwał się gwałtownie od stołu potykając się o własne nogi i niemal przewracając na dywan, był to efekt wypitego wcześniej piwa. Chłopak zawisnął ze złowrogą miną nad kolegą i wysyczał:
- odwołaj to, jeszcze się przekonamy.
Paul miał ochotę na dalszą dyskusję, ale Michael wtrącił się do rozmowy.
- dajcie spokój, przecież nie ma się o co kłócić.
- No a ona już nie jest twoja? – wtrącił się do rozmowy Chris. – Dziś przecież mówiłeś, że już jesteście razem.
-Ja nic takiego dzisiaj nie mówiłem! – oburzył się Herbert. – Wszystko przekręcasz.
- Dobra, starzy! – odezwał się Michael. – Weźcie się nie kłóćcie. Wypijemy to w końcu czy nie?
- Masz racje – powiedział Herbert – Napijmy się.
***
W tym samym czasie Emily wraz z koleżankami przebierała się w wyjściowe stroje.
- Znowu, nie, mam, czego, założyć! – krzyknęła Emily przewracając wszystkie rzeczy w szafie.
- Przecież masz tego mnóstwo – powiedziała Susan. – Wybierz coś.
Emily wyjęła krótką sukienkę podkreślającą jej zgrabny tyłek i samonośne pończochy, które sprawiały, że jej nogi wydawały się jeszcze dłuższe, usiadła na łóżku i zaczęła się przebierać.
- Przecież nie idziesz na dyskotekę – stwierdziła jedna z dziewczyn mieszkających w dormitorium patrząc na jej struj.
- No to co – powiedziała Emily. – Trzeba ładnie wyglądać. W końcu ten Herbert to całkiem nie złe ciacho. Idziecie ze mną? – zwróciła się do trzech koleżanek.
- Chyba pójdziemy – odpowiedziała Susan. – I tak nie ma co robić, a na to swoje ciacho to uważaj, bo nie wiesz czego ono od ciebie chce.
- No to co – odpowiedziała wzruszając ramionami – i tak nic nie dostanie.
Schodząc do pokoju wspólnego natknęły się na chłopaków, Herbert zagwizdał pochylając się do Paula.
- Zobacz jak ona wygląda – powiedział z westchnięciem.
Wymienił jeszcze kilka uwag ze swoimi przyjaciółmi, a potem odwrócił się do dziewczyn i zawołał:
- Może dotrzymacie nam towarzystwa?
Po krótkim zastanowieniu dołączyły do ich stolika. Herbert skinął na Chrisa, który wyciągnął spod stolika kilka ukrytych tam butelek Ognistej.
- Napijecie się z nami? – zapytał Chris.
- Z przyjemnością – odpowiedziała Susan uśmiechając się słodko do niego.
Rozmowa toczyła się wartko i zawartość butelki znikała w szybkim tempie. Po jakimś czasie Laura spytała zaniepokojona tak późną porą:
- Może trzeba by było iść do dormitoriów? Późno już jest.
- A gdzie tam! – stwierdził Chris przyciągając Susan do siebie i sadzając ją sobie na kolanach. – Dopiero jest wcześnie.
- Pamiętaj, że i tak jestem na ciebie jeszcze zła za Caroline – szepnęła mu do ucha. – I tak szybko ci chyba tego nie wybaczę.
Chris pocałował ją czule. W tym samym czasie wszyscy nie zwracając uwagi na całujących się Chrisa i Susan rozmawiali dalej. Rozmawiali o Quidditchu, o szkole, o dowcipach, o Quidditchu i jeszcze raz o Quidditchu. W końcu w niedzielę miał się odbyć mecz Gryffindor vs Slytherin. Mecze Gryffindoru ze Slytherinem były zapewne najbardziej emocjonującymi meczami corocznych rozgrywek. Wiadome było dla wszystkich, że Slytherin pała nienawiścią do Gryffindoru, a Gryffindor do Slytherinu. Gadali tak jeszcze z pół godziny. Nikt poza Emily nie widział rozwścieczonych spojrzeń Herberta rzucanych w stronę chłopaków i reszty dziewczyn, którzy w najlepsze sobie rozmawiali. Herbert chciał, żeby wszyscy już sobie stąd poszli i by mógł zostać z Emily sam na sam. Zauważył, że Laura podnosi się z fotela. Dziewczyna zachwiała się nieco. Zapewne było to spowodowane wypitym kieliszkiem Whisky. Michael zauważył ją i powiedział do wszystkich:
- Laura ma racje! Chodźmy stąd i pogadamy sobie jeszcze jutro. Zresztą jest już dwudziesta trzecia.
- To wy możecie iść a my z Emily zostaniemy jeszcze chwilę – powiedział Herbert.
Emily uśmiechając się powiedziała:
- No dobra, posiedzę z nim chwilę.
Wszyscy oddalili się, a Herbert przesiadł się na fotel obok dziewczyny obejmując ją lekko ramieniem. Chwile siedzieli w ciszy. Nagle Emily zapytała Herberta
- Lubisz mnie?
- Nikogo tak nie lubię jak ciebie. – powiedział obracając głowę w stronę dziewczyny.
Ich twarze dzieliła coraz mniejsza odległość. Herbert patrząc głęboko w oczy dziewczyny pocałował ją, a jego ręce zbliżały się ku suwakowi jej sukienki. Oderwała się od jego ust pytając:
- Co chcesz zrobić?
- Ciiii. – powiedział chłopak całując ją ponownie.
Wypity alkohol działał na nią pobudzająco. Nie broniła się więcej. Pozwoliła sobie zatracić się w jego pocałunkach. Herbert powoli zaczął odpinać jej sukienkę. Czuła, że ma już mokro w majtkach. Przesiadła się na jego kolana odczuwając znaczne wypuklenie w jego spodniach. Herbert wstał i położył ją na kanapę zdejmując jej sukienkę i rozpinając stanik. Zaczął całować ją, przygryzać szyję, gdy Zawadził językiem o pierś gwałtownie wyprężyła się i jęknęła głośno. Zaczął zjeżdżać językiem coraz niżej, wiercić nim w pępku dziewczyny, potem przeszedł na uda pomijając jej rozgrzaną kobiecość.
- Poliż mnie tam. – poprosiła.
Herbert nie zwrócił na to uwagi i zaczął dalej droczyć się z dziewczyną. Jej ręce wylądowały na jego rozporku odpinając go i wyłuskując twardą męskość chłopaka. Zaczęła pieścić go rytmicznymi posuwistymi ruchami. Herbert jęknął przeciągle pochylając się i zatapiając język w kobiecości dziewczyny, która przekręcając się wzięła jego męskość w usta. Jęcząc wspólnie zaczęli prawie szczytować gdy nagle usłyszeli chrząknięcie.
- Chyba wam przeszkadzamy – powiedział Paul uśmiechając się drwiąco.
Za plecami Paula Herbert dostrzegł resztę Huncwotów.
- Tak, przeszkadzacie – powiedział Herbert. – Wystarczająco już się napatrzeliście, to teraz stąd idźcie!
- Zapomniałem książki – powiedział chłopak wycofując się z książką w dłoni i widocznym wybrzuszeniem w spodniach. – Poza tym, chyba trochę źle się do tego zabierasz.
- Wypierdalaj stąd! – ryknął wściekły Herbert wstając z dziewczyny.
- Ale tylko on, czy wszyscy? – spytał spokojnie Michael. – Bo jeśli tylko on, to ja sobie tu mogę spokojnie posiedzieć i poobserwować twe daremne wysiłki zaspokojenia tej dziewczyny.
- Zniknijcie mi wszyscy stąd! – wrzeszczał Herbert.
Chłopak wyciągnął różdżkę i rzucił trzy zaklęcia. Jednym otworzył drzwi do dormitorium szóstego roku, drugim wylewitował Huncwotów do dormitorium z hukiem upuszczając ich na podłogę, a trzecim zamknął drzwi.
Herbert pochylił się nad Emily celując penisem w jej szparkę.
- Bądź delikatny – poprosiła ze strachem w głosie dziewczyna. – Ja jeszcze nigdy tego nie robiłam.
Słowa te podnieciły go jeszcze bardziej. Zaczął powoli wprowadzać penisa w kobiecość dziewczyny. Poczuł nagle opór i pchnął z całej siły. Emily krzyknęła i łzy pociekły po jej policzkach. Herbert scałowując je zaczął się powoli poruszać. Powoli krzyki dziewczyny zamieniły się w jęki przyjemności. Wiła się pod nim i krzyczała. Herbert wbijał się w nią z całej siły czując, że Emily zbliża się do orgazmu. Mięśnie pochwy zaciskające się na jego penisie sprawiły, że i on doszedł razem z nią, szczytując padł z jękiem na jej ciało całując i pieszcząc piersi. Chwile leżeli, a ochłonąwszy zaczęli zbierać swoje ubrania. Herbert pochylając się do dziewczyny powiedział:
- Kocham cię.
Ona rzucając mu się na szyję odpowiedziała:
- Ja ciebie też.
Herbert pocałował ją czule jeszcze ten jeden raz tej nocy i rozeszli się do swoich dormitoriów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz