przetłumacz

poniedziałek, 30 listopada 2015

1. Dziwny sen

była bezchmurna noc. Wszyscy w domu przy Privet drive 4 smacznie spali. Smacznie z wyjątkiem jednego chłopca. Tym chłopcem był Harry Potter. Chłopiec, Który przeżył, nazywany również Wybrańcem. Harry nienawidził być Wybrańcem. Gdyby, przed kilkunastoma laty Przepowiednia dotycząca Jego i Voldemorta nie została wygłoszona, Harry wiódłby sobie beztroskie życie ze swoimi rodzicami, a kto wie, może i z rodzeństwem? A tak, niestety Harry musiał mieszkać z krewnymi, którzy go nienawidzili z całego serca. Vernon często go bił, ale Harry nie uskarżał się. Nie mówił nigdy o tym zakonowi. Harry miał bardzo dziwny sen. Śnili mu się jacyś trzej przyjaciele. Nie byli oni z Anglii jak udało mu się wywnioskować. Nie był wstanie zrozumieć, w jakim języku rozmawiali. Po kilku chwilach, jakby zauważyli, że Harry o nich śni, przerzucili się na płynny Angielski.
- Jak myślisz, Czy ten cały Hogwart to prawda? - Zapytał blondyn blondyna.
- Cris, ja nic nie wiem. - Odpowiedział ten drugi.
- Czytałeś książki o Potterze? - Zapytał Cris.
- No pewnie, że czytałem, ale przecież w rzeczywistości nie ma nikogo takiego! Niby jak Ty to sobie wyobrażasz? Że co, że pójdziemy sobie do tej szkoły i co? Przecież tutaj mamy znajomych i przyjaciół! Przecież ja mam dziewczynę!
- Emily? - Parsknął Cris. - Przecież Ona już nie jest Twoją dziewczyną. Zostawiłeś ją już dawno temu.
- No dobra, ale ja nie chcę tam iść. Co ja tam niby będę robił? Tam są jakieś czuby, których nie polubię i oni mnie zresztą też nie!
- Skąd Ty to wiesz? - Wtrącił się czarnowłosy.
- Bądźmy realistami. Przecież jestem psychopatą, sam tak mó wiłeś.
- A ten znowu zaczyna. - Mruknął Cris..
- Ja nie znowu zaczynam, tylko jeszcze nie skończyłem.
[ Herb, wyluzuj trochę, bo spinasz się strasznie.
Harry już nic z tego nie rozumiał. Kto to u diabła jest! Jaki niby oni mogą mieć związek z nadchodzącą wojną, albo z niedawno zmarłym Syriuszem. Gdy tylko pomyślał o Syriuszu, poczuł się gorzej, nawet we śnie. Przez ostatnie kilka tygodni nie robił nic sensownego, poza leżeniem w swoim pokoju i bezcelowym gapieniem się w sufit. Ciotka nie raz i nie dwa wrzeszczała, by zszedł na śniadanie, albo wziął się wreszcie do roboty, bo ogrodowy trawnik nie jest przystrzyżony idealnie co do milimetra, W pokoju Dudziaczka nie jest wysprzątane i takie różne. Harry miał już tego dość. Tym czasem Herb, Cris i ten trzeci dalej się ze sobą wykłócali.
- Nie ma niczego takiego, i już! Nie pójdę tam! Choćby sam Dumbledore się tu...
Trzask! W pokoju przed nimi pojawił się jakiś starzec o jasnoniebieskich oczach w długiej szacie do ziemi i z śmieszną tiarą na głowie.
Harry zastanawiał się, co on tam robi. Przecież oni nie są jacyś arcyważni, i nic nie znaczą dla nadchodzących wydarzeń, Przynajmniej nic na to nie wskazywało. Oni przecież nawet nie wierzyli w magię!
- Witajcie moi kochani - Odezwał się radośnie dumbledore i obdarzył szerokim uśmiechem wszystkich dokoła.
- Nazywam się Albus Dumbledore i jestem Dyrektorem szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart - Kontynuował. - Chciałbym zabrać was, abyście wreszcie zaczęli uczęszczać do szkoły, która jest najlepsza pod każdym względem dla was. Nie wiedzieliście o tym, że jesteście czarodziejami?
- Ale czarodzieje nie istnieją - Mruknął Herb.
Dumbledore wyjął różdżkę i machnął nią od niechcenia. W tym właśnie momencie pojawiło się przed nim stado radośnie rozćwierkanych ptaszków.
- Normalnie jak na tym filmie - Stwierdził Herb.
- Jakim filmie? - Zaskoczony Dumbledore nie wiedział co powiedzieć.
- NO, przecież jest 7 książek o Harrym Potterze, i na podstawie tych książek nakręcone zostały filmy...
Dumbledore uśmiechnął się.
- A tak, faktycznie. Coś takiego miało miejsce.
Harry Chciał jak najprędzej się obudzić i napisać do tego starego piernika. Jak on mógł mu nie powiedzieć! Jest dokładnie tak samo jak z tą przepowiednią! Ile jeszcze rzeczy on przed nim ukrywa!
- Zostaniecie przyjęci na szósty rok nauki. Niedługo otrzymacie listę niezbędnych rzeczy do kupienia. Można je kupić na ulicy pokątnej. Pewnie nie wiecie, gdzie ona jest? No nic, poproszę Hagrida, by wam ją pokazał. Rok szkolny rozpoczyna się pierwszego września. Pociąg Hogward Express odjeżdża z peronu 9 i 3/4 na dworcu kings cross. Wchodzicie na peron 9 i idziecie w kierunku barjerki oddzielającej peron 9 i 10. Jeśli będziecie się bać, możecie zacząć biec. Nie przejmujcie się, Nie wpadniecie na nią. Jak mi się uda, zabiorę was pod koniec wakacji w miejsce, w którym będziecie bezpieczni i z którego Harry Potter i jego przyjaciele, którzy są wam doskonale znani z filmów wyruszą do Hogwartu.
- Na Grimmauld place? - Zapytał Cris.
- Zgadza się. - Odpowiedział Dumbledore uśmiechając się radośnie.
Herbert pomyślał sobie, że ten człowiek się ciągle uśmiecha. Ciekawe, kiedy pękną mu wargi.
- Nie przejmuj się, Herbercie, nie pękną. - Rzekł Dumbledore Patrząc na Herberta, który skulił się pod tym przenikliwym spojrzeniem jasnoniebieskich oczu, w których błyskały radosne ogniki.
- No, to do zobaczenia młodzieży. - Powiedział Dumbledore i zniknął z donośnym trzaskiem.
Harry obudził się cały zlany potem. Nigdy wcześniej nie miał tak dziwnych snów. Kim byli Ci ludzie, ten Cris. Herbert i... Tak właściwie nie pamiętał imienia tego trzeciego. Chyba się nie przedstawiał. Skąd oni się wzięli i wreszcie o jakich oni u diabła filmach mówili!
- Śniadanie!
Harry westchnął Ciężko i z postanowieniem, że dzisiaj jednak zejdzie na dół, zwlekł się z łóżka. Rozejrzał się po swoim pokoju i westchnął ciężko. Od przyjazdu Na wakacje minął już prawie miesiąc. W tym czasie w jego pokoju zdążyło nagromadzić się wiele niepotrzebnych rzeczy jak np. Papierki po czekoladowych żabach, które dostawał od swoich przyjaciół. Klatka Hedwigi już dawno wymagała wysprzątania, a sama sowa od dawna odmawiała przebywania w niej.
Harry westchnął jeszcze raz z myślą, że kiedyś będzie musiał wziąć się w garść i ogarnąć ten bałagan. Tak przecież nie da się żyć! Z nieszczęśliwą miną powlókł się na dół.
- Jak Ty wyglądasz! Zróbże coś ze sobą! - Wydarła się ciotka Petunia patrząc na Harry'ego z odrazą.
- Też miło mi cię widzieć, ciociu. - Powiedział Harry i sięgnął po swój kawałek grejpfruta. - No tak, Dudley na diecie, nikt nie je normalnych posiłków - Mruknął pod nosem.
- Nie narzekaj, tylko jedz! Po śniadaniu masz iść przystrzyc trawnik. Nie był strzyżony od tygodnia.
- Tak, ciociu.
- A później masz iść do Siebie i więcej mi się dzisiaj nie pokazywać na oczy! - Ryknął Vernon.
- Tak, wuju.
- Tak, ciociu, tak, Wuju - Przedrzeźnił go Vernon. - Wziąłbyś się wreszcie do roboty a nie całymi dniami leżał i się nad sobą użalał.
Tragedia, Trawnik nie był strzyżony od tygodnia pomyślał Harry i wyszedł.

1 komentarz: