przetłumacz

piątek, 4 grudnia 2015

2. Zebrania

- Wezwałem was, Moi kochani śmierciożercy, abyśmy porozmawiali sobie o tym, co się dzieje teraz w świecie czarodziejów. To niedopuszczalne, by szlamy pobierały nauki i zajmowały czołowe stanowiska w Ministerstwie Magii! To my, potomkowie czystych krwi czarodziejów powinniśmy sprawować władzę w ministerstwie. Opracowałem plan, który ma na celu podporządkowanie ministerstwa nam, czystej krwi czarodziejom. Malfoy, Jak twoje relacje z knotem?
- Dobrze, panie.
- Jak myślisz, czy Jakby sekretarka Knota jakimś cudem zniknęła ze świata żywych, Zostałbyś uczyniony sekretarzem jaśnie panującego ministra?
- Nie jestem tego pewien. Knot nie ma do mnie całkowitego zaufania, a to wszystko przez tego Pottera. Gdybyś panie mógł...
- Cisza! Nie pytałem się ciebie co mógłbym zrobić, tylko czy mógłbyś zostać sekretarzem. A skoro odpowiedź już uzyskałem, a nie jest ona zadowalająca to może odrobina bólu sprawi, że się trochę poprawisz? Crucio!
Przez posiadłość Lorda Voldemorta przetoczył się potężny wrzask. To Lucjusz Malfoy był torturowany za to, że nie zadowolił swego pana w pełni. Severus snape roześmiał się w duchu. Jemu się obrywa, a ja sobie spokojnie siedzę ukryty w hogwarcie i żaden szaleniec mnie nie torturuje.
- Czy chciałbyś coś powiedzieć, Severusie? - Zapytał Voldemort nie przerywając torturowania Lucjusza.
- Ja tylko myślę, panie mój, że Dumbledore może jak zwykle stanąć nam na drodze.
- A więc na co czekasz, Severusie, pozbądź się dumbledore’a, a ja wtedy zabije chłopaka i będę panował nad światem po wszystkie czasy! Nikt nie zaszedł nigdy tak daleko jak ja na drodze ku nieśmiertelności.
Okrutny, zimny śmiech Voldemorta w straszliwy sposób komponował się z wrzaskiem torturowanego wciąż Lucjusza. Voldemort nic sobie z tego nie robiąc, rozparł się wygodnie na swym tronie. Po pięciu minutach nieustających tortur znudziło mu się, więc przerwał zaklęcie i powiedział do Lucjusza.
- Może to nauczy Cię posłuszeństwa, Lucjuszu. Skoro nie możesz zostać sekretarzem naszego szanownego ministra, podporządkuj sobie jego sekretarkę.
- To niewykonalne, panie. - Wyjęczał Lucjusz i skulił się przed nadchodzącą kolejną falą tortur.
- Jak niewykonalne! - Ryknął wściekły Voldemort. - Nie znam słowa niewykonalne! Albo coś jest wykonalne, albo giniesz!
- tt tak, pp panie.
Voldemort radośnie zatarł ręce i zachichotał. Pomyślał sobie, że Chłopak już niedługo będzie jego. Skoro będzie miał na swoje usługi całe ministerstwo, to chłopak już mu nie ucieknie.
- Mam nadzieję, że nie zawiedziecie mnie jak wtedy, w tej sali przepowiedni. Jeszcze wam tego nie przebaczyłem. Ja nigdy nie przebaczam i nie zapominam tego, czego moim sługom wykonać się nie udało.
Wszyscy skulili się słysząc te słowa. Jedynie Severus stał wyprostowany, z kamienną twarzą jak uprzednio. On nie miał się czego obawiać. Był najlojalniejszym sługą Czarnego Pana, oraz szpiegiem dla zakonu Feniksa, ale o tym nie wiedział nikt poza zakonem. Severus miał nadzieję, że w najbliższym czasie Czarny Pan się o tym nie dowie, W przeciwnym wypadku Severus mógł powoli zacząć żegnać się z życiem.
- Severusie, mam nadzieję, że mój plan zabicia tego starego piernika wypali. - Stwierdził Voldemort nie wyjawiając Severusowi szczegułów planu.
- Ale panie, jak ja mam to zrobić? Nie powiedziałeś mi kiedy to ma się dokładnie stać, ani w jakich okolicznościach.
- Jak najszybciej, Severusie, jak najszybciej. Chyba nie muszę cię uczyć jak się zabija? Pamiętaj, że jeśli nie uda ci się wykonać tego zadania, zostaniesz surowo ukarany, natomiast jeśli ci się uda, zostaniesz sowicie wynagrodzony. Będę np. mógł spróbować ożywić tą szlamę Evans, o której życie tak błagałeś piętnaście lat temu.
- Dziękuje, panie. Na pewno cię nie zawiodę. - Powiedział Severus i skłonił się nisko.
- Tak tak, Severusie, chyba musisz już iść. Zdaje się, że Dumbledore wzywa cię na herbatkę z Feniksem. - Wysyczał Voldemort.
- Tak, panie. - Odpowiedział Severus myśląc, że tam raczej na pewno będzie mógł spodziewać się herbatki zamiast tortur.
Severus skłonił się jeszcze raz po czym opuścił salę zebrań.
- Panie - Odezwała się Bellatrix. - Jest jedna zaleta naszej porażki w ministerstwie.
- Tak? Mogłabyś łaskawie oznajmić mi jaka, bo ja jakoś żadnej zalety tej porażki nie dostrzegam. Może po prostu jestem starym głupcem, który nie dostrzega zalet, jak sądzisz, Bellatrix?
- Nie, mój panie - Powiedziała Bellatrix i spojrzała na swego pana z uwielbieniem. - Po prostu, zabiłam mego kochanego kuzynalka, a chłopak go kochał, więc teraz biedny Harry nie może się pozbierać po utracie swego ukochanego ojca chrzestnego.
- Może masz racje - ucieszył się Voldemort. - Teraz zapewne będzie łatwiej mi go podejść. Pewnego dnia nie wytrzyma i ucieknie spod opieki głupiego dumbledore’a, a ja wtedy go dopadnę i zamorduje!
- Na pewno tak będzie, mój panie - Powiedziała Bellatrix.
- No dobrze, moi kochani śmierciożercy, nasze dzisiejsze spotkanie uznaję za zakończone. Możecie już odejść. A Ty Glizdogonie, zostań jeszcze na chwilę. Musisz odebrać nagrodę za znakomite wykonanie zadania, które Ci powierzyłem
Glizdogon skulił się i podszedł do przodu ku swemu panu.
* * * * * *
Severus był przerażony. Co jeszcze wymyśli ten szaleniec? Od momentu, w którym przyłączył się do niego żałował, że to zrobił. Żałował, że nie posłuchał Lily. Ehhh, Lily... Gdy o niej pomyślał zrobiło mu się ciężko na sercu. Gdyby jej posłuchał, życie wszystkich mogłoby teraz wyglądać zupełnie inaczej. Chociaż w sumie, Potter nie zabiłby Voldemorta w halloween osiemdziesiątego pierwszego, więc terror trwałby nieustannie do dziś. Może to i dobrze, że umarła... Skarcił się za takie myśli. Ale jak on, u diabła, miał zabić dumbledore'a! Przecież to niemożliwe. Ale przecież dla czarnego pana coś, co było niemożliwe po prostu nie istniało. Albo coś było możliwe, albo żegnasz się z życiem. Severus nie chciał umierać. Pomimo tego, że w swym życiu podjął kilka złych i nieodpowiedzialnych decyzji, i może nie miał dla kogo żyć na tym świecie, to jednak był człowiekiem, a ludzie, gdy mogą jeszcze pożyć raczej nie chcą umierać. Ale i tak nikt by po mnie nie płakał pomyślał sobie. Potter nawet by się cieszył. Nie byłoby już na świecie tego znienawidzonego nauczyciela eliksirów, który wiecznie się czepia i odejmuje punkty za byle co. Gryffindor nie miałby na kogo narzekać, w końcu ile razy starał się jak mógł, by utrudnić gryfonom zdobycie pucharu. McGonagall nie miałaby do niego wiecznych pretensji o... Ehhh, dość tego użalania się nad sobą pomyślał. Trzeba udać się na grimmauld place zdać raport z postępków czarnego pana. Chwycił różdżkę, obrócił się w miejscu i zniknął, by pojawić się wiele setek mil dalej.
* * * * * *
Na Grimmauld Place 12 Atmosfera była jak zwykle ponura. Nastroju nie poprawiał nawet fakt, że już za kilka dni miało się tu pojawić młode pokolenie, czyli Harry, Ron, Hermiona i Ginny czyli jedyni, którzy jeszcze uczęszczali do hogwartu. Dumbledore był pewien, że sprowadzi tu też trzech nowych uczniów, którzy mieli od tego roku zacząć uczęszczać do Hogwartu na szósty rok nauki, chociaż, jak później sobie uświadomił, nie wiedzieli oni nic o przedmiotach, których będą się uczyć. Zaraz później przypomniał jednak sobie o tym, że jeden z nich mówił mu, o siedmiu książkach... Zaraz, o siedmiu książkach? Dumbledore był zaskoczony. Przecież jakikolwiek Autor podjął się tego zadania, dotychczas mógł napisać ledwie pięć książek, nie wspominając już o sześciu, a co dopiero siedem! No nic, będę musiał dopytać się ich jak to właściwie jest pomyślał i przeszedł do piwnicy, w której znajdowała się jadalnia i jednocześnie główne miejsce zebrań zakonu Feniksa. Wszyscy mieli się za chwile pojawić, aby omówić to, w jaki sposób przetransportują Harry'ego do siedziby głównej, którego dnia się to odbędzie oraz kto podejmie się tego zadania, a także obecną sytuację w świecie czarodziejów. Gdyby Syriusz żył Pomyślał Dumbledore, na pewno ucieszyłby się z przyjazdu Harry'ego. Syriusz, jak reszta huncwotów, nie licząc Glizdogona, nie lubił siedzieć w zamknięciu. Harry odziedziczył to po ojcu pomyślał Dumbledore. Cóż, on, stary, doświadczony czarodziej robił to dla większego dobra. Nie wierzył w to, co mówili jego przyjaciele. Przecież dursleyowie nie mogli aż tak strasznie traktować Harry'ego. Nie mieli prawa go głodzić, był dla nich zbyt ważny. Przynajmniej tak myślał. Jeszcze nie wiedział, jak bardzo się mylił. W przyszłości za tą pomyłkę przyjdzie mu sporo zapłacić.
Już po chwili na Grimmauld Place 12 zaczęły pojawiać się pierwsze osoby, po czym przechodziły od razu do jadalni.
- Siadajcie moi mili, siadajcie - Powiedział dumbledore zasiadając u szczytu stołu.
- Czekamy jeszcze na kogoś? - Zapytała Tonks
- Fletcher i Snape - Powiedział Lupin.
- Ten stary pijak nie powinien tutaj przychodzić! Kradnie co popadnie! - Wykrzyknęła Molly.
- Ależ kochanie, uspokój się. On jest pełnoprawnym członkiem zakonu Feniksa, tak jak ty czy ja, więc ma prawo do uczestniczenia w zebraniach - Powiedział jej mąż kładąc żonie rękę na ramieniu.
- Uspokójcie się wszyscy - Odpowiedział jak zwykle poważny Lupin, który był dzisiaj wyjątkowo zdenerwowany. - Na prawdę nie mamy się o co kłócić. Jeśli Albus zdecyduje o wyrzuceniu Mundungusa z zakonu, tak się stanie. Jak na razie nic takiego nie nastąpiło, więc nie macie się o co kłócić.
- Proszę o ciszę - Powiedział Dumbledore. - Chciałbym zacząć.
- Jeszcze snape...
- Tak, wiem, Alastorze, ale nie możemy czekać w nieskończoność.
dokładnie w tym samym czasie, gdy Dumbledore wypowiadał te słowa, w kuchni na Grimmauld Place rozległ się suchy trzask i przed nimi pojawił się śmierciożerca. Wszyscy powstali i jak jeden mąż wyciągnęli różdżki i wycelowali w przybysza.
- Uspokójcie się! To Snape! - Wykrzyknął ktoś. W panującym zgiełku nikt nie był wstanie rozpoznać, czyje to słowa.
- No dobrze - powiedział Dumbledore. - Zacznijmy. Sytuacja na świecie czarodziejów jak sami wiecie jest tragiczna. Lord Voldemort rośnie w siłę. Musimy być zjednoczeni, aby móc go pokonać. Musicie wiedzieć, że pod koniec roku wyjawiłem Harry'emu treść przepowiedni.
Po tych słowach podniósł się ogólny zgiełk. W ogólnym harmidrze można było rozróżnić takie słowa jak "Ty ją znałeś" albo "Dlaczego znów nic nam nie powiedziałeś"
- Cisza! - Warknął Snape. Wszyscy zamilkli
Normalnie jak na lekcji pomyślał.
- Tak - Kontynuował Dumbledore - Znałem treść przepowiedni. Dowiedziałem się o niej kilkanaście lat temu, od nauczycielki wróżbiarstwa.
Przecież ona jest obłąkana pomyśleli wszyscy z wyjątkiem Snapea. To on był tym, który podsłuchał przepowiednie i doniósł czarnemu panu jej treść. Niestety, przynajmniej tak wtedy myślał, nie udało mu się podsłuchać całej przepowiedni. Zastanawiał się, czy gdyby udało mu się usłyszeć całą przepowiednie, Lily by nie zginęła? Szybko jednak odrzucił te myśl i skupił się ponownie na słowach Dumbledore'a.
- Jak wszyscy wiecie, Harry będzie musiał zabić Lorda Voldemorta.
Wszyscy wzdrygnęli się po wypowiedzeniu imienia czarnego pana.
- Dajcie spokój - Warknął Moody. - Boicie się jakiegoś głupiego imienia, a przecież ono i tak nie jest prawdziwe.
- Słusznie, Alastorze - Kontynuował Dumbledore. - Nie należy bać się imienia, które nie jest prawdziwe. Severusie, zdradzisz nam, co też szykuje Tom na najbliższy czas?
- Czarny pan, ma zamiar dopaść Pottera.
- Nic nowego - warknął Moody.
Właśnie w tym momencie Severus wyszarpnął różdżkę i skierował ją w stronę Dumbledore'a.
- Severusie. - Rozległ się spokojny głos Dumbledore'a. Zabrzmiał on, jakby Albus był pogodzony z losem.
Severus zawachał się. Nie chciał zabijać tego człowieka. Zawdzięczał mu przecież wolność, co prawda ograniczoną, ale i tak. Pomyślał sobie, że jakby przed laty nie udał się do Dumbledore'a z prośbą o pomoc, dzisiaj tkwiłby w siedzibie Lorda Voldemorta jako zwykły śmieć, którego można torturować bez ustanku.
- Masz również zadanie, tak? - Zapytał Dumbledore nic sobie nie robiąc z tego że wciąż jest na celowniku.
- Później - wysyczał Snape.
- A więc tak. Kontynuował Dumbledore jakby nigdy nic się nie stało.
- Albusie! czyś ty oszalał! - Oburzyła się Minerwa. - Ten człowiek chciał cię zabić!
- Do prawdy? - Zapytał Dumbledore. - Myślę, że Severus nie miałby ze mną szans w uczciwym pojedynku. Nieprawdaż, Severusie?
- Tak myślę, Dumbledore.
- No dobrze, przejdźmy dalej. Sprowadzę Harry'ego tutaj najszybciej, jak się da. Wiem, że ten dom może mu przypominać o Syriuszu, ale ten dom jest najbardziej chronionym miejscem, które znam, z wyjątkiem Hogwartu oczywiście.
- Nie można by zabrać go do nory? - Zapytała Molly. - Ten dom śmierciożerców na nikogo nie działa uspokajająco, a na pewno Nie pomoże Harry'emu pozbierać się po śmierci Syriusza.
- Myślę, że w chwili obecnej nie jest to możliwe. Zwłaszcza, że Severus niestety co nieco z tego zebrania będzie musiał donieść Voldemortowi. Tom na pewno będzie pytał się jak przebiegła herbatka z zakonem Feniksa. Czy ktoś ma jakieś pytania?
- Ja mam. Kiedy przetransportujemy Harry'ego do siedziby? - Zapytał Lupin.
- Zajmę się tym w najbliższym czasie, Remusie - odpowiedział Dumbledore. - Skoro to już wszystko, możecie się rozejść. Ciebie Severusie będe prosił o pozostanie jeszcze chwilę, czuje, {że mamy sobie wiele do wyjaśnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz