Wielki, czarny pies wraz z jeleniem szaleli sobie po pięknych,
bujnych, zielonych łąkach. Pies myślał , jakby tu dobrać się do
ministra. BO to, że przecież dobrać się doń trzeba, o tym
wiedział każdy. Jak on śmiał zataić przed wszystkimi wydarzenia
z ministerstwa magii! O tym przecież powinien wiedzieć każdy! Sam
najstraszniejszy czarodziej XX w. pojawił się w ministerstwie a on
co? Wydał oświadczenie w prasie, że wszyscy się przecież
przewidzieli, i żadnego Lorda Voldemorta tam nigdy nie było i nigdy
nie będzie, bo sztab aurorów 24 godziny na dobę ministerstwa
pilnuje. Oczywiście Korneliusz Knot był człowiekiem strachliwym,
więc nigdy nie użył tego nieprawdziwego przecież imienia Toma
Riddlea, który rozpowiadając swoim sługom jakiej to on nie ma
czystej krwi, sam był „plugawym mieszańcem”. Ucząc nienawiści
do osób „szlamowatej” krwi, jednocześnie sam uczył nienawiści
do samego siebie. Ale o tym przecież nikt nie wiedział. Pies podjął
decyzje w mgnieniu oka. Będzie musiał postarać się o wyjście
faktów na jaw. Sami jego słudzy go znienawidzą i pozostanie sam! A
wtedy pokonanie go to będzie pestka. Harry nie będzie musiał sobie
tym zaprzątać głowy. Ten biedny chłopak miał i tak wystarczająco
rzeczy na głowie. W tym momencie Harry przewrócił się na drugi
bok. I tak musi mieć tych wstrętnych Dursleyów na karku. Będzie
trzeba go stamtąd zabrać jak najszybciej. Niech tylko Dubmledore
załatwi możliwość ujawnienia się Jemu i jego przyjaciołom. Bo
to, że pies jeszcze żyje, było właśnie zasługą Dumbledorea.
Ten starzec okazał się wartym chodzących o nim pogłosek, że był
najpotężniejszym czarodziejem XX w a jednak pokonać Lorda
Voldemorta nie mógł. Postanowił jednak wziąć sprawy w swoje
ręce, i oddać Harryemu to, co mu zabrano w dzieciństwie.
***
Harry
postanowił dotrzeć do dziurawego kotła Błędnym rycerzem,
ponieważ nie chciał, aby ktoś zauważył tajne przejście. Po
zamordowaniu Vernona i Petunii Dursley i wymazaniu pamięci Dudleyowi
Harry wcale nie czuł się z tym źle postanowił ustanowić dom pod
nr. 4 przy Privet Drive jako tajny schron dla Gwardii Dumbledorea. BO
to, że odbudować Gwardię będzie trzeba, to było oczywiste,
przynajmniej dla Harryego. Szkoda, że Syriusz nie żyje. Byłby ze
mnie dumny – pomyślał Harry. Ciekawe co powiedzieli by o tym jego
Matka i Ojciec. Matka pewnie stwierdziłaby, że jest taki sam jak
ojciec i przestrzegłaby Harryego przed pakowaniem się w kłopoty.
Ojciec natomiast zapewne poklepałby go po plecach mówiąc, że jest
z niego syn ojca. Harry uśmiechnął się do swoich myśli. Jeszcze
nigdy od początku wakacji nie miał tak dobrego Humoru. I nie
zepsuła mu go nawet wizyta Dumbledorea i chęć zabrania Harryego na
Grimmauld Place. Dumbledore powiedział coś wtedy na temat nowych
twarzy, ale Harry był zbyt zaabsorbowany swoim nowym pomysłem na
zabijanie ludzi, że nie zwrócił na to uwagi.
***
-
Na kolację mamy dziś to co zwykle – powiedział pan Andriej –
czyli: Chleb, masło, wędlinkę, a to co? Jakiś nowy gatunek.
Warzywa, i to co panowie lubią najbardziej.
-
Buły! – wykrzyknęli wszyscy.
- tak jest. No więc, powstańcie i…
Codzienną
przemowę pana Andrieja przerwało wkroczenie kogoś
niespodziewanego. Kogoś tak niespodziewanego, że pani Lawrence
wypuściła z rąk dzbanek z Herbatą, który z donośnym hukiem i
dźwiękiem rozlewającej się herbaty rąbnął o ziemię. Wszyscy
jak jeden mąż ryknęli tak głośnym śmiechem, że aż powypadały
szyby z okien. Pani Lawrence natomiast cofnęła się z przestrachem
pod ścianę myśląc, co znowuż za dziwak wkracza na nieswoje
terytorium. Przecież każdy powinien mieć umówioną wizytę. Pan
Grzmotić natomiast stwierdził, że to za wiele na jego organizm i
opuścił stołówkę.
-
Przyniosłam jeszcze węd…
Wchodząca
w tym momencie na stołówkę pani Dorea zobaczywszy to, co
zobaczyła, znieruchomiała. Następnie jak w zwolnionym tempie,
trzymany w rękach talerz z dodatkową porcją warzyw i drugi z
dodatkową wędliną zaczęły wyślizgiwać jej się z rąk. Już po
chwili rąbnęły donośnie o ziemie, co spowodowało jeszcze większą
salwę śmiechu. Chris podniósłszy się ze swojego miejsca wyrżnął
kolanem w stół, i z głośnym jękiem cofnął się do tyłu.
Zapomniał jednak, że za nim stoi krzesło. Potknął się, skręcił
w celu uniknięcia upadku, ale upadku nie uniknął. I już za chwile
z rozpostartymi ramionami i niemym krzykiem na ustach zaliczył
glebę. Pan Andriej natomiast pomyślał, że za chwile ów przybysz
pomyśli sobie, że to jest szkoła nieudaczników, więc szybko
postanowił coś z tym zrobić. Po chwili zidentyfikował jednak tego
przybysza, i zdumiał się jeszcze bardziej. Z chaosem nieopanowanych
myśli w głowie podążył z wyciągniętą ręką w stronę samego
Albusa Dumbledorea, który postanowił zaszczycić swą obecnością
tę cudowną szkołę, w której nikt nie był wstanie sam utrzymać
się na nogach, a co gorsza, nikt nie był wstanie utrzymać się sam
przy stole, nie mówiąc już o tych, co utrzymać czegoś nie
potrafili. Nie dość, że leciały talerze i dzbanki z jakże cenną
herbatą, leciały jeszcze szklanki, talerzyki i widelce, a nawet
kwiatki z parapetu postanowiły jakimś cudem zejść na ziemię.
Tylko że w ich przypadku zejść oznaczało nic innego, jak po
prostu rąbnąć o podłogę, rozsypując na około ziemię i kawałki
potłuczonych doniczek. Same kwiaty natomiast po tym wypadku nie
nadawały już się do niczego. Dumbledore jednak, jak na
wykwalifikowanego czarodzieja przystało , bo przecież był
wykwalifikowanym czarodziejem i nikt w to nie wątpił, w mig
zaprowadził porządek. Wyciągnął swą piękną różdżkę z
połów swego podróżnego płaszcza, w którym raczył przebywać, i
machnąwszy nią, przywrócił wszystko, a nawet wszystkich do stanu
sprzed jego przybycia, po czym podał rękę panu Andriejowi.
-
Witam szanownego pana. Pan musi być opiekunem tej przemiłej grupy.
-
Ależ również miło mi pana widzieć, Dumbledore – powiedział
pan Andriej. – Wcale nie słyszałem sarkazmu w pańskim głosie.
-
Ależ skąd. Mówię to z uśmiechem jak zresztą sam pan widzi.
-
W jakiej sprawie przybywa pan w nasze skromne progi? – zapytał pan
Andriej.
-
Przybywam zabrać stąd trzech uczniów. Trzech znakomitych uczniów
którzy zasłużyli, by cofnąć się w przeszłość i zmienić bieg
wojny. Wojny, która pochłonęła tyle niewinnych żyć. Zapewniam
pana, gdy rozwiążemy swoje problemy, oddam panu pańskich
wychowanków w stanie co najmniej nienaruszonym. Może nawet w stanie
jeszcze lepszym niż są teraz…
-
Którzy uczniowie są tak doskonali? – spytał zaskoczony pan
Andriej.
-
Herbert Backfield, Cristopher Night i Michael Middleton.
-
toż to przeciętniacy! – oburzył się pan Andriej. – Nawet
lekcji nie chce im się odrabiać. No, panowie, co macie na swoje
usprawiedliwienie? Jakie talenty skrywacie przed światem, że sam
potężny Dumbledore ze świata, który podobno nie istnieje
pofatygował się by was stąd zabrać? Czekam na wyjaśnienia!
-
Ależ panie Andrieju, porozmawiamy o tym na górze, a chłopcy w
spokoju się spakują – powiedział nieznoszącym sprzeciwu głosem
starzec.
25 minut później Christopher, Herbert i Michael byli w drodze na
Grimmauld Place 12
nie no, prze! ta scena mnie rozwaliła nie ma to jak burdel w internacie :p
OdpowiedzUsuń