przetłumacz

niedziela, 21 lutego 2016

13. Hogwarcie, nadjeżdżamy!

Następnego ranka Harry obudził się w znacznie gorszym humorze niż dzień wcześniej. Nie miał ochoty na żarty, ani wygłupy ze swoimi kolegami, jednak oni mieli zupełnie inne plany.
- I jak tam, Barry? – spytał Chris.
W pokoju nastało przejmujące milczenie. Nikt nie chciał przerwać ciszy. Każdy z niecierpliwością czekał na odpowiedź Harryego, jednak on cały czas milczał. Po chwili Chris zniecierpliwił się i klepnął go w ramię.
- Trotter!
- O kim Ty mówisz? – warknął Harry.
- Oj, Barry, Barry… Jaki ty jesteś głupi. Kobiety takie są. Raz tak, a raz nie. Raz chcę do Ciebie, a raz spieprzaj, zboku. Sam nie raz miałem takie same problemy, więc teraz po prostu je zdobywam, dla samego zdobycia. To jest o wiele bardziej przyjemne niż związywanie się z jedną na stałe. Popatrz tylko, same korzyści! Jak Cię jedna nie chce, to zawsze masz drugą, trzecią no i zapewne czwartą. Zauważ jeszcze, że dziewczyny w XXII w. są bardzo chętne!
- Ale ja jej nic nie zrobiłem! I w ogóle co ty wygadujesz! Nie wiedziałem, że jesteś takim idiotą.
- Trotter, Trotter… Przecież sobie żartowałem, sztywniaku jeden!
- Nie jestem żaden Trotter, Barry, Harruś, Pottuś, Barry Trotter ani Twoje inne dziwne wymysły!
- Oj, Harruś, Harruś… – powiedział Chris i pogłaskał Harryego po głowie.
- Weź łapy!
- Nie!
- Zabieraj!
- Nie!
- Znowu się drzesz? – spytał Herbert. – Ludziom spać nie dajesz. Mam dość waszych wrzasków! Całę szczęście, że już za dwa dni wyjeżdżamy stąd i będę miał święty spokój.
- Nieee, Herbi. Tam będziesz wstawał jeszcze wcześniej! Przecież będziemy musieli tworzyć jakieś radosne wydarzenia, a ty spać będziesz? Ooo nie nie nie! – wrzasnął Chris i rzucił się na Herberta zabierając mu kołdrę.
- Oddawaj to! – wrzasnął Herbert.
- Nie krzycz na mnie!
- To oddaj mi moją kołdrę!
- Patrz, już jest dziesiąta. Trzeba wstawać!
- Niee. Wszystko mnie boli.
- Było trzeba wczoraj tak nie targać – wtrącił się do rozmowy Michael. – Wstawaj i nie jęcz.
Herbert nie miał innego wyjścia. Z niezadowoloną miną zwlókł się z łóżka i poszedł do łazienki, by wykonać codzienne poranne czynności. Przemył twarz i wrócił do pokoju.
- Złazimy na dół? – spytał.
Nikt mu nie odpowiedział, jednakże wszyscy jednocześnie ruszyli w stronę drzwi. Wiadome było, że przecież w czterech się nie przecisną przez nie, toteż zaczęli się przepychać. Jakimś cudem jako pierwszy wyszedł Chris, któremu udało się przepchnąć nie przykładając do tego zbyt wielkiej siły. Gdy już zeszli na dół i udali się do jadalni. Spotkali w niej jedynie Syriusza czytającego przy stole proroka codziennego.
- Umarł ktoś znany? – spytał Harry.
- Na Merlina! Ale mnie przestraszyłeś. Nieee, tylko to samo, co wczoraj. Wszyscy zastanawiają się co się stało z ministrem. Voldemort nie wychyla nosa ze swojej dziury.
- Ciekawe co się z nim stało – spytał Chris.
- A co, już za nim tęsknisz? Mnie tam go wcale nie brakuje. – powiedział Harry. – Chociaż to dziwne, bo od kilku tygodni wcale nie boli mnie blizna.
- To dość niepokojące – powiedział Syriusz. – Jakby cie bolała blizna, to byśmy przynajmniej wiedzieli, czy coś kombinuje czy nie.
- Może sam siebie zabił? – spytał z nadzieją Harry.
- Taa, na pewno. Czarny pan zabijałby sam siebie… A to dobre. – zaśmiał się Syriusz.
- No co! Ta mgła na pewno nie należała do najłatwiejszych zaklęć. Nawet chyba Dumbledore nie wie co to jest.
- Skąd to wiesz? – spytał zaniepokojony Syriusz.
- Sam mi powiedział jakieś dwa tygodnie temu. – odparł Harry.
Syriusz uspokoił się.
- Już myślałem, że znów kombinujecie coś żeby podsłuchiwać zebrania zakonu – zażartował. – Całe szczęście, że nie.
Syriusz nie wiedział, że chłopaki i tak wiedzą wszystko. Nawet wszystko to, o czym się nie mówiło publicznie, czyli o czym się nie rozmawiało w wolnych chwilach np. jak ktoś chciał coś przedyskutować przy herbacie poza zebraniem np. w gabinecie Dumbledorea w Hogwarcie.
- Oj Łapciu… I tak wszystko wiem – powiedział radośnie Chris.
Syriusz się przeraził.
- Co wiesz!
- Np to, że obwiniasz się za coś, co zrobiłeś 15 lat temu.
Syriusz nie miał zamiaru dyskutować na ten temat z Chrisem. Obaj z Rogaczem pracowali nad pewną rzeczą i dzisiaj właśnie nadszedł dzień wyjazdu.
- Dobra, bachory. Co wy na to, aby udać się nad morze? – spytał. – Od razu mówię, że nie przyjmuję odmownych odpowiedzi!
- Jakie? Jakie? – pytał podskakując Chris.
- Ciepłe – stwierdził wchodzący do jadalni James. – Na pewno wam się spodoba. Byłem tam z Lilką w podróży poślubnej.
- Ahhh, jakie to słodkie – stwierdził Michael.
- Ty to siedź Cicho! – wrzasnął Chris. – Tobie to wiecznie coś nie pasuje!
- Jakby jechała z nami Kate, to by mi pasowało! – odkrzyknął Michael.
- Możemy po nią wpaść – stwierdził Syriusz – pakujcie się i jedziemyyyyy!
***
Gdy wszyscy się już spakowali i byli gotowi do drogi, Syriusz jak obiecał Michaelowi, udał się do domu Kate, aby spytać jej, czy nie ma nic przeciwko udania się z nimi nad morze. Zdziwił się tym, co zobaczył już na miejscu. Kate wykonywała pewne bardzo podniecające czynności z jakimś obleśnym grubasem, a wydawane przy tych czynnościach odgłosy przypomniały Syriuszowi stare, dobre czasy. Po chwili jednak dostrzegł jej twarz. Była ona wykrzywiona w wyrazie ogromnego cierpienia i bólu, jednak wydawane przez nią odgłosy przeczyły temu, co widział. Syriusz otrząsnął się i czym prędzej deportował się stamtąd, aby poinformować Michaela o zaistniałej sytuacji. Po przybyciu do salonu zauważył sowę dobijającą się szaleńczo do okna. Wpuścił ją, odebrał list i będąc szaleńczo dziobany przez sowę, czym prędzej ją wypuścił. Otworzył list i przeczytawszy go postanowił, że wróci po nią, aby ją zabrać od tego złoczyńcy. Jak postanowił tak też zrobił. Deportował się do jej domu, ogłuszył tego obleśnego grubasa, odwrócił się, aby pozwolić jej doprowadzić się do porządku i deportował się z nią z powrotem na Grimmauld Place. W salonie czekali już na nich wszyscy mieszkańcy. Pani Weasley od razu przypadła do Kate i zaczęła ją wypytywać, czy nic jej nie jest.
- Trochę mi słabo – wyszeptała i straciła przytomność.
- Black! Coś ty jej zrobił! – ryknął Michael.
- Człowieku! Opanuj się! Ona już była w takim stanie! Tak w ogóle to chodź, mamy sobie do wyjaśnienia parę kwestii dotyczących właśnie niej.
***
Michaelowi opadła szczęka. Jak ktoś śmiał krzywdzić jego biedną, małą Kate! Nie był wstanie pojąć tego, co Syriusz do niego mówił. Przecież to nie możliwe! Nigdy mu nie mówiła, żeby było aż tak źle. Nigdy mu się na nic nie skarżyła. Właśnie to w niej cenił sobie najbardziej. Była twarda, a przynajmniej taką udawała. Michael nie wiedział, że tak naprawdę była kruchą istotką, która potrzebowała jedynie trochę miłości. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że to ciągnęło się już od początku wakacji, że nie miała czasu na trochę wytchnienia. Albo to, albo pomoc siostrze. Michael obiecał Syriuszowi, że będzie ostrożny. W tym samym czasie Harry, Herbert, Chris i Ron zastanawiali się, co się tak właściwie stało. Kate przybyła do nich z Syriuszem w bardzo złym stanie, można by nawet zażartować, że została połknięta przez aligatora, a następnie wypluta, przeżuta, połknięta i znów wypluta, choć to trochę zbyt makabryczne stwierdzenie. Ledwo trzymała się na nogach i była cała zakrwawiona.
- Jak myślicie, co jej się stało? – spytał wstrząśnięty tą całą sytuacją Harry.
- No jak to co, matołku? – spytał niedowierzająco Chris. – dla mnie to jest logiczne. Ktoś ją poważnie skrzywdził, a nasz kochany Mike nie spocznie, dopóki nie znajdzie tego, kto to zrobił. I my mu w tym pomożemy! Zrobimy mu takiego psikusa, że…
- A ty znów zaczynasz? – spytał oburzony Herbert. – Tobie to tylko psikusy w głowie!
- No a co byś innego chciał? – wściekł się Chris. – Ty byś tylko siedział rozmarzony i myślał o tej swojej Emily!
- Ja przynajmniej mam o kim myśleć! – odgryzł się Herbert. – Ty nie masz o kim myśleć, więc przestań wreszcie się rzucać!
- Jak nie? – spytał niedowierzająco Chris. – Ja mam swoją ślicznotkę, która na pewno mnie nie porzuci.
- Taaa, jakiegoś blondasa – stwierdził złośliwie Herbert.
- A twoja to co! – wrzasnął Chris. – Sama jest blondyną i Ty na to nie narzekasz, a do mnie się czepiasz! Poza tym ona jest śliczna, i jest bardziej ponętna niż Twoja Emily, która nie jest Twoja! No, i przynajmniej ja mam na co się pogapić, w przeciwieństwie do Ciebie…
Dla Herberta to było już zbyt wiele. Ta zniewaga krwi wymaga, pomyślał sobie rzucając się z pięściami i rządzą mordu w oczach na Chrisa. Chris odskoczył w bok i Herbert rąbnął całym ciałem w ścianę. Chris przygniótł go całym ciężarem do ściany i wysyczał mu w twarz, żeby przestał fikać, bo mu pokaże, na co stać jego twarde pięści.
***
Trzydziestego pierwszego wszyscy, poza Kate oczywiście, udali się na pokątną po niezbędne zakupy do Hogwartu. Różdżek nikt nie musiał kupować, ponieważ Harry, Herbert, Mike i Chris mieli swoje (nie)lipne różdżki od bliźniaków Weasleyów, a Ron miał swoją starą różdżkę, której nie miał zamiaru wymieniać. Po udanych zakupach udali się na lody do lodziarni Floriana Fortescue, które były wyśmienite jak zwykle zresztą. Gdy już każdy zjadł tyle lodów ile był wstanie, wrócili na Grimmauld Place i zaczęli się pakować na jutrzejszy wyjazd do Hogwartu.
***
- Uważajcie na siebie, kochaneczki – powiedziała z rozrzewnieniem pani Weasley ściskając każdego z nich. – A ty, moja kochana, trzymaj się tych chłopców. Oni cię ochronią, zobaczysz.
Kate uśmiechnęła się smutno.
- Taa, im tylko dowcipy w głowie.
- Zobaczysz, że mam rację. A Michaelowi naprawdę na Tobie zależy!
- Wybaczy mi pani, ale jakoś po ostatnim nie mam ochoty wchodzić w związki.
Kate uśmiechnęła się smutno do Pani Weasley i wsiadła do pociągu za chłopakami.
- Mogę usiąść z wami? – spytała Chrisa.
- Jasne! – odparł z radością Chris.
Gdy już znaleźli sobie przedział i każdy wygodnie się rozsiadł, przyszedł do nich coroczny problem, czyli Draco Malfoy ze swoją elitą. Harry się wściekł. Myślał, że chociaż tę podróż spędzą bez tego idioty.
- Co, Potty, Nie zmieniłeś towarzystwa? – zagadnął Malfoy. – A już myślałem, że coś z Ciebie będzie. A ty siedzisz z tymi kochasiami szlam, tą szlamą i tym kimś, kto wygląda, jakby nie było jej stać na porządne ciuchy! Wiesz co, Chyba niżej niż Ty to już nikt nie upadnie.
Draco spojrzał na Kate i powiedział.
- Wiesz co, mała, jak mi zapłacisz, mógłbym ci załatwić jakieś lepsze ciuchy. To w czym chodzisz przestało być modne jakieś sto lat temu. Jak będziesz chciała, mogę Cię nawet przelecieć…
Malfoy nie zdążył dokończyć, ponieważ pięść rozwścieczonego Michaela zatrzymała się na jego podbródku. Siła uderzenia była tak wielka, że Malfoy wyleciał za drzwi i rozpłaszczył się na ścianie naprzeciw. Chris w tym samym momencie przytulał zapłakaną Kate mówiąc, że ta Fredka nie jest warta jej uwagi i nie ma się po co przejmować tymi słowami, bo jest piękną dziewczyną i nie potrzebuje niczego do tego, by przyciągać wzrok chłopaków.
- A, Ale ja nie chce przyciągać wzroku chłopaków…
- Skoro wolisz dziewczyny…
- Zamknij się głupku – powiedziała przez zęby i żartobliwie uderzyła go w ramię.
Chris skrzywił się i zaczął rozcierać swe Obolałe ramię.
- Jak mogłaś mi to zrobić! – chlipnął. – Ja cie tu próbuje pocieszyć,, a ty mnie bijesz!
- Ojej, straszne – powiedziała Kate. – Napisz do mamusi… Ona na pewno przyśle ci pudełko czekoladowych żab i wszystko będzie jak dawniej.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. – powiedział smutno Chris. - A to ramie mnie tak boli…
- Pomasować? – spytała Kate uśmiechając się smutno.
- Dobra, już mi przeszło. A ty zamiast uśmiechać się smutno, lepiej uśmiechnij się radośnie i wyjrzyj za okno.
Kate opadła szczęka. Nigdy nie spodziewała się ujrzeć na oczy tak pięknego widoku. Pociąg zbliżał się do stacji w Hogsmeade.
- Hej! – wykrzyknął zaskoczony Michael. – Już tu jesteśmy? Powinniśmy się przebrać!
- No co Ty nie powiesz. --- Warknął Herbert.
- Przestań warczeć! – zawył Chris.
- Ciszej! – Miauknął Mike.
- Odbiło wam? – zaryczał Harry.
- Co się tu dzieje? – spytała zaniepokojona Kate.
- Aaaaaa, chyba nam odbiło. – stwierdził z uśmiechem Chris. – Hogwarcie, nadjeżdżamy!
***
Ceremonia przydziału właśnie dobiegła końca. Harry, Herbert, Chris i Michael a wraz z nimi Ron czekali z niecierpliwością na to, co się za chwilkę miało wydarzyć.
- Jest! – krzyknął Harry.
W tej właśnie chwili na sali rozległ się przerażający głos.
- Chris, Harry, Herbert, Michael i Ronald przedstawiają wam radosną nowinę! To, jest, basen!
W tej właśnie chwili wielka sala zamieniła się w wielki basen wypełniony po brzegi ciepłą wodą, a wszyscy jakimś cudem mieli na sobie odpowiednie stroje do pływania, a co ciekawe, nikt się nie topił. Wszyscy zaczęli się radośnie bawić w wodzie, tylko Minerwa McGonagall Patrzyła na to z ustami zaciśniętymi w wąską linię, jednocześnie starając się utrzymać się w jednym miejscu. Gdy każdy już miał dość, Harry, Chris, Herbert, Michael i Ron powiedzieli jednocześnie: „Koniec psot!” i wielka sala wróciła do swojego dawnego wyglądu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz