przetłumacz

piątek, 12 lutego 2016

12. Śmierć ministra i przekomarzanek ciąg dalszy

Kolejne dni w domu przy Grimmauld Place nie różniły się zbytnio od tego, w którym przybyli Weasleyowie z wyjątkiem tego, że pani Weasley nie przygniatała już nikogo swym cielskiem, a Herbert nie był tak bezczelny jak wtedy, gdy powiedział pani Weasley, że nie będzie jej słuchał. Po incydencie z panią Weasley wszyscy ci, którzy choć trochę znali się na medycynie, czyli jedna osoba w tym domu musiała naprawić kości Herberta, które nie były w najlepszym stanie. Wszystkie żebra miał połamane, mało tego, w niejednym miejscu. Po uleczeniu Herberta, Harry, Herbert, Chris i Mike spędzali większość czasu z Huncwotami na nauce zaklęć, które mogą im się przydać w nadchodzącym roku szkolnym, lub tych, które mogą, aczkolwiek nie koniecznie muszą im się przydać w tym i następnym roku szkolnym, jak np. poprawnie rzucić zaklęcie na żyrandol, aby spadł na konkretną osobę czy inne wcale nie śmieszne katastrofalne w skutkach głupstwa, jak to określiła któregoś dnia pani Weasley. Było to piętnastego sierpnia po śniadaniu, gdy wszyscy porozchodzili się po całym domu. Harry, Herbert, Chris i Mike oraz Huncwoci zajęli swoje standardowe miejsce, czyli salon na pierwszym piętrze. Rozmawiali właśnie na temat, czy by nie zaproponować Irytkowi, aby w jakiś przez siebie tylko znany sposób, umilił życie nauczycielom. Nie wnikali jak, chcieli tylko, aby nauczyciele nie mieli życia w tym roku i aby musieli użerać się z Irytkiem jeszcze częściej, niż to było rok czy dwa lata temu. Pewnego dnia wpadli na pomysł, aby w jakiś widowiskowy sposób wzbogacić ucztę powitalną o jakieś świetne efekty np. wywołać bitwę na jedzenie, albo jak to zwykli robić bardzo często, zacząć oblewać wszystkich wodą.
- Mnie tam to się już przejadło. Ani to śmieszne, ani ciekawe. A potem człowiekowi zimno – mruknął niechętnie Herbert. – I przebierać się trzeba… Eeee, nuda.
- Ty znów narzekasz? – spytał Chris śmiejąc się szaleńczo. – Mnie tam to nadal śmieszy i jest zabawne, a chyba cała w tym frajda, żeby musieli się przebierać! Może podejrzymy jakieś piękne laski…
- Ty chyba przesadzasz! – stwierdził oburzony Harry. – Ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.
- A idź Ty… słaby jesteś. A może się boisz, że jakaś cię przyłapie?
- No i co? Niech przyłapie – stwierdził Mike. – będzie zabawniej.
- OO to to to, to mi się podoba! – wykrzyknął radośnie Chris.
Ostatecznie stanęło na tym, że oblewanie wodą wcale nie jest nudne w szczególności, że można by dobierać różną temperaturę tej wody. Natomiast któregoś dnia Harry przechadzając się samotnie po piwnicach GP napotkał dziwne pomieszczenie, do którego wszedł nie namyślając się długo, ale natychmiast z niego wybiegł z powodu przeraźliwego wrzasku. Po tym incydencie musiał pójść do Huncwotów, aby ci uzdrowili jego biedne uszy, które ucierpiały co nieco w tym nieistniejącym starciu z niewidzialnym krzykaczem i nigdy więcej nie odwiedzał piwnic. Innego zdania był Chris, który stwierdził, że chciałby się dowiedzieć w jaki sposób ten wrzask został stworzony i niezwłocznie podążył do Syriusza, w celu wyciągnięcia od niego informacji na temat piwnic i tego, co się w nich znajduje. Syriusz był dobrym człowiekiem, więc bezzwłocznie udzielił Chrisowi wszelkich znanych mu informacji i Chris podążył do piwnic. Odnalazł komnatę, której położenie opisał mu Harry, wszedł do niej i rzucił na ścianę naprzeciw, jak to opisał Syriusz, zaklęcie rozbrajające. Nastała cisza. Chris rzucił zaklęcie detekcji rzucanych zaklęć, i poza swoim rozbrajaczem wykrył mnóstwo dziwnych zaklęć, które sobie zapisał, po czym z kilkoma zwitkami pergaminu wrócił na górę do wszystkich, by pochwalić się swoją zdobyczą. Wszyscy jednogłośnie uznali rzucony mimochodem pomysł, aby to zaklęcie rzucić podczas trwania uczty powitalnej, a następnie oblać wszystkich lodowatą wodą tak, aby wszyscy z wrzaskiem zaczęli uciekać gdzie tylko nogi poniosą. Drzwiami, oknami i czym tylko się da. Najbardziej chłopaków ucieszyła ewentualna reakcja dziewczyn. Wszystkich czterech, z wyjątkiem Rona, który niedawno także dołączył do czwórki przyjaciół, ale stwierdził, że za bardzo uwzięli się na dziewczyny, które nic złego nikomu nie robią. Herbert natomiast rzucił komentarz w stylu, że Ronuś się zakochał i dlatego nie chce dręczyć dziewczyn. Ron odpowiedział, że dziewczyny ładnie wyglądają, i nawet jak się zakochał, to jemu nic do tego, Na co Chris spytał go, czy jakby ktoś podwalał się do jego siostry, to też by twierdził, że niczym złym jest robienie jej na złość. Ron odpowiedział, że raczej nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby umawiać się z jego siostrą. Harryemu wydało się to dziwne. Ginny miała zgrabną figurę i potrafiła przyciągać wzrok chłopaków a przynajmniej jego, więc nie wiedział o co Ronowi chodzi. Dwudziestego trzeciego byli zmuszeni jak twierdził Herbert i Mike, zadowolony jak Harry i obojętny jak Chris przebywać z Ginny, która nie miała czym się zająć więc postanowiła wpaść do swoich starszych kolegów żeby pośmiać się z nimi z różnych głupot, które nawzajem sobie opowiadali. Na początku było nieco niezręcznie, ponieważ chłopaki czyli Chris, Herbert i Mike nie znali do końca Ginny, a przecież przeczytali książki. Tam jednak nie było jej zbyt wiele, więc musieli ją trochę bardziej poznać. Potem już cały dzień upłynął im na wzajemnym dokuczaniu, przekomarzankach i innych wygłupach. Zrobili nawet mini bitwę na poduszki! Jednak to nie było to, co z Huncwotami. Wieczorem jak zwykle zeszli na kolację wciąż się śmiejąc. Pani Weasley spytała ich co ich tak bawi na co nie otrzymała zadowalającej odpowiedzi, więc dała sobie spokój. Po zjedzeniu kolacji piątka przyjaciół udała się na codzienne lekcje u huncwotów. Dzisiejszego wieczora czwórce przyjaciół udało się swe górne i dolne kończyny zamienić w ich zwierzęce odpowiedniki. Chris był wilkiem o jasnej sierści, gdzieniegdzie przetykanej pasmami czerni, Harry był jeleniem jak jego ojciec, Herbert koniem, a Mike Gepardem. Ron nie zdążył jeszcze przez dwa tygodnie nauczyć się tej czynności, jednak niewiele już mu brakowało.
***
- Czy wy wiecie, że mamy w piwnicy całkiem niezłą siłownię? – spytał któregoś razu Chris.
- Jak to! – zdziwił się Harry. – Przecież jej tam nie zauważyłem!
- Bo nie patrzysz gdzie łazisz, tylko leziesz przed siebie nie zwracając uwagi na to, co mijasz.
- Tak tak, a ty zamiast się przechwalać jaki genialny jesteś powiesz wreszcie, gdzie ona jest? – zdenerwował się Mike.
- O niee! Sami musicie do tego dojść.
- Ogarnij się! – wrzasnął Herbert. – Gadaj gdzie ona jest!
- Ojej – zacmokał Chris – chyba będziesz musiał nauczyć się uzyskiwać informacje. Takim tonem na pewno ode mnie nie wydobędziesz żadnych informacji potrzebnych do zlokalizowania ewentualnego położenia obiektu twoich zainteresowań. Poza tym, po co ty będziesz tam chodził? Przecież Emily to i tak już zamknięty rozdział.
- Skąd wiesz! Może to wcale nie jest prawda! Poza tym, weź się nie wtrącaj w nieswoje sprawy i gadaj!
- To mam się nie wtrącać w nieswoje sprawy, czy gadać? – spytał z uśmiechem Chris.
- Masz się nie wtrącać w nieswoje sprawy, ale udzielić mi potrzebnych informacji na temat położenia siłowni w naszej piwnicy!
- Właśnie! – przyłączył się do nalegań Harry. – Mógłbyś powiedzieć, gdzie to jest!
- Ty i tak masz już Rudą w garści – odparł z uśmiechem Chris. – Tobie to nie jest do szczęścia potrzebne.
- No i co? – spytał Harry. – Jakbym trochę przypakował to byłbym przystojniejszy i…
- I więcej dziewczyn by się za tobą oglądało – dokończył Chris. – A nie sądzisz, że to mogłoby nie spodobać się Ginny?
- Ale wtedy byłbym przystojniejszy i bardziej bym jej się podobał!
- Ale podobałbyś się nie tylko jej!
Niespodziewanie dyskusję chłopców przerwała Ginny, która z rozmachem otworzyła drzwi do ich pokoju i wpadła doń niczym huragan. Już po jej minie można było stwierdzić, że coś wyprowadziło ją z równowagi.
- Widzieliście to! – wykrzyknęła rozpaczliwie. – Jak oni mogli to zrobić!
To mówiąc podała Michaelowi, ponieważ był akurat najbliżej Proroka Codziennego, którego pierwszą stronę zdobiło zdjęcie ministra, a pod nim nagłówek: „Minister nie żyje”.
Jak donoszą Aurorzy, minister został odnaleziony dzisiejszego ranka martwy w swoim gabinecie. Czy czarodziejski świat nie ma już żadnych szans z Tym, którego imienia nie wolno wymawiać? Bo to, że on stał za tą zbrodnią było dla wszystkich faktem dobrze znanym. Nie była wstanie pomóc nawet prywatna armia ministra, składająca się z trzydziestu Aurorów brygady uderzeniowej, ponieważ nikt z nich nie widział nic intrygującego tej nocy. Jak mówi dowodzący Brygady, James Thomson, ochrona całego budynku nie zauważyła nic dziwnego tej, jak i poprzedniej nocy. Czy w takim razie nie ma już dla świata czarodziejów żadnego ratunku? Wprost z ministerstwa magii dla Proroka Codziennego Rita Skeeter.
- Nie wierzyłbym tej babie – mruknął Harry. – Jedyne co robi najlepiej, to tylko przekręca, naciąga i kłamie. Ile ona wygaduje na mój temat! Jedyne, co najchętniej bym zrobił, to dorwał tą babę i zrobił z nią coś takiego, że…
- A ja myślałam, że wolisz mnie niż jakieś stare babska – zażartowała Ginny.
Harry jednak zbyt poważnie wziął sobie te słowa do serca i zaczął się natychmiast tłumaczyć.
- To nie tak! Ja nie chciałbym przecież nic z nią robić takiego, co by mogło…
Harry zrobił się cały czerwony.
- Ty jesteś o wiele ładniejsza i w sumie to masz lepszą figurę i…
- A ja myślałam, że mnie kochasz! – droczyła się dalej Ginny. – A we mnie pociąga cię jedynie moja figura!
Ginny zaczęła udawać, że płacze. Harry natomiast zdenerwował się, bo nie wiedział jak może jej wytłumaczyć swoje słowa.
- Oj Pottuś, Pottuś – mruknął Chris. – Ty to się nigdy nie nauczysz zachowań kobiet.
Harry zrobił się jeszcze bardziej czerwony, tym razem ze złości.
- A ty to co! – ryknął na Chrisa. – Sam nie jesteś lepszy! Ciągle tylko się z każdego naśmiewasz i nikomu nigdy nic nie doradzisz!
- Zacznij czytać książki – odparł Chris. – To jest moja dobra rada na dzisiejszy dzień dla ciebie.
- Książki są nudne! Aż mi się robi niedobrze jak słyszę słowo książki.
- Bo ty jesteś głupi – wtrącił się Michael. – Książki są nieocenionym źródłem wiedzy.
- To co z tą Skeeter? – spytał złośliwie Chris. – Co byś chciał z nią zrobić, że aż Ginny robi się zazdrosna?
- Zamknij się! – zdenerwował się Harry. – Ty nic nie rozumiesz!
- Ha! Ja nic nie rozumiem! Rozumiem więcej niż Ci się wydaje. Np to, że Skeeter podoba Ci się bardziej niż Ginny, tylko nie chcesz zranić tej małej i nie chcesz jej tego powiedzieć!
- Nie jestem mała! – oburzyła się Ginny.
- Nie no, wcale – stwierdził Chris. – Sięgasz mi może do klaty, i Ty twierdzisz, że nie jesteś mała?
- Wyżej!
- No dobra, może dwa centymetry wyżej.
- Bo to nie jest tak, jak myślicie! – warknął Harry.
- To może nam wyjaśnisz! – powiedziała rozpaczliwie Ginny.
- Ale…
Harryemu przerwał głośny szloch Ginny, która wtuliła się w Chrisa i rozpłakała się na dobre. Harry nie zauważył tego, że mrugnęli do siebie porozumiewawczo.
- Jak on może mnie tak ranić. J Ja, J ja, Ja go tak Kocham, a, a on mnie nie!
- Ej, Malutka, nie płacz… Na pewno się wszystko ułoży… – wypowiedział te puste słowa Chris. – Ja tego na pewno dopilnuje.
- Nie prawda! O On, On mnie już nie kocha! A przecież ten sen…
- Cicho! – krzyknął Harry.
- Ojoj, Pottuś, chyba masz nam wiele do opowiedzenia – odparł Chris. – Nie powinieneś przed nami trzymać w tajemnicy, że śniłeś o Tej właśnie dziewczynie! A ja już sobie zakładałem, że jak nie znajdę tamtej laski, co to mi się przyśniła, a swoją drogą całkiem ładniutka była, to będę podbijał do tej rudej istotki, a ty zniweczyłeś moje plany!
- Ale ja nie czuję nic do Skeeter! – kontynuował poprzedni temat Harry, jakby nie usłyszał poprzedniej wypowiedzi Chrisa. – Wy nic nie rozumiecie! Ona ciągle wygaduje różne bzdurne rzeczy na mój temat, a ja miałbym…
Harryemu przerwało wtargnięcie Rona do pokoju. Ten jednak zatrzymał się w drzwiach i aż zbladł. Po chwili jego wrzask słyszalny był w całym domu.
- Co ty wyprawiasz! Przecież chodzisz z Deanem! A teraz zachowujesz się jak jakaś. Jakaś…
- Dokończ! – odkrzyknęła Ginny stając przed Ronem z rządzą mordu w oczach.
- Siemano Ronuś! – przerwał tą kłótnię Mike. – Co tam ciekawego u Ciebie? Napijesz się z nami kremowego? Jest takie dobre!
- Nie wtrącaj się w nieswoje sprawy! – wrzasnął Ron. – Muszę chronić swoją siostrę przed tym wariatem, który nie trzyma łap przy sobie!
- Masz coś do mnie! – ryknął Chris wstając z fotela.
- A żebyś wiedział! – odryknął Ron rzucając się z pięściami na Chrisa.
Już po chwili obaj niegdyś przyjaciele tłukli się na środku pokoju. Wiadomym dla wszystkich było, że tą potyczkę zwycięży Chris, był on bowiem lepiej zbudowany od Rona i dzięki temu silniejszy. Nie minęła minuta, gdy Ron leżał przygnieciony cielskiem Chrisa na podłodze.
- Nie rzucaj się na silniejszych, cieniasku. – Powiedział mu Chris, po czym wstał i podniósł Rona i rzucił go na fotel. – Poza tym, twoja szanowna siostra nie jest taka, za jaką ją uważasz, a ja trzymam łapska przy sobie, w przeciwieństwie do ciebie!
- Panowie, ja mam dość tych kłótni i wrzasków, i chyba stąd wychodzę – mruknął Herbert. – Poza tym, chyba trochę o czym innym rozmawialiśmy wcześniej, zanim ten furiat tu wszedł.
Ron poczerwieniał ze złości. Nikt nie będzie go obrażał!
- Nie obrażaj mnie w moim własnym domu!
- Jakim twoim domu? – spytał Mike. – Przecież jesteśmy w domu Syriusza.
- To może Harry wreszcie nam wytłumaczy, co ma zamiar robić ze Skeeter. – stwierdził Chris i rozsiadł się wygodnie na zajmowanym wcześniej miejscu.
- Ginny jest o wiele lepsza od Skeeter. Jest ładniejsza, poza tym to wolę dziewczyny albo w swoim wieku albo młodsze…
- A Chang? – przerwała mu Ginny.
- Chang to jedna wielka pomyłka – powiedział Harry wzruszając ramionami – poza tym, Podobasz mi się od jakiegoś czasu, no i ten śmieszny sen, który mój szanowny kochany Ojczulek z moim szanownym kochanym Ojczulkiem Chrzestnym wywołali chyba coś znaczył nie?
- Zaraz! Siłownia! – wykrzyknął Herbert. – Gdzie jest ta siłownia!
- W piwnicy. – Odparł Chris i wyszedł z pokoju, aby zaprowadzić wszystkich na siłownię.
***
- Po wieczorze ciężkich ćwiczeń wszyscy wrócili do pokoju. Jedyne na co mieli teraz ochotę, to porządna wyżerka i sen, lecz najpierw musieli wziąć prysznic, bo jak stwierdziła pani Weasley, strasznie śmierdzieli. Po pochłonięciu kolacji i cowieczornych czynnościach udali się do pokoju i dyskutowali zawzięcie o tym, kto więcej wycisnął i kto będzie silniejszy w przyszłości albo kto się będzie bardziej podobał dziewczynom. Ta dyskusja nieomal przerodziła się w kłótnie, jednakże do pokoju zajrzała pani Weasley i kazała iść spać, więc chłopaki stwierdzili, że pertraktację odłożą na jutrzejszy dzień. Harry jednak nie miał zamiaru udawać się spać. Wiedział, że to szalone, jednak tej nocy planował jeszcze odwiedzić pewną rudą osóbkę.
***
- Co on wyprawia! – zdenerwował się James. – Molly przecież kazała im iść spać! Czy ty to widzisz, Syriuszu?
-Spokojnie, rogaczu, przecież nic złego się nie dzieje.
- Jak nic złego się nie dzieje!
- Ciszej, bo pobudzisz wszystkich.
- I tak nikt nie śpi! A w szczególności mój syn! Idę tam. Muszę go powstrzymać. Przecież on wszystko zepsuje!
- Jak teraz tam pójdziesz, to ty wszystko zepsujesz, a nie on. Poczekaj chwilę, zapowiada się ciekawe przedstawienie.
- nie no…
***
Ta noc była wyjątkowo radosna. Harry przemierzając piętra Grimmauld Place myślał nad tym, co za chwilę się stanie. Martwił się, czy Ginny nie wyrzuci go z jej pokoju i nie zacznie wrzeszczeć na cały dom. Nie wiedział przecież, co sobie pomyśli o wizytach o tak późnej porze. Po chwili znalazł się przed drzwiami jej pokoju. Zapukał cicho, lecz żadnej odpowiedzi z drugiej strony drzwi nie usłyszał, zapukał więc ponownie. Nagle za nim rozległo się głośne buu!
- Czy to nie za późno na odwiedziny? – spytała z szerokim uśmiechem Ginny.
- Nie strasz tak! – ofuknął ją Harry. – Prawie umarłem ze strachu!
- Wejdź do środka – powiedziała Ginny.
Harry otworzył drzwi pokoju, przepuścił dziewczynę pierwszą, wszedł za nią i zamknął drzwi. W tym momencie zdał sobie sprawę, że to, co chce zrobić nie jest może najmądrzejsze. Postanowił jednak brnąć w to dalej.
- W takim razie, panie Potter, co pana do mnie sprowadza? – spytała udawanie poważnym tonem Ginny.
- Chciałem się właściwie dowiedzieć, jak to będzie z nami.
- To już zależy od Ciebie.
- Ale jak to! Przecież Ty podobno też coś do mnie czujesz…
- Nazywaj to po imieniu.
- i chyba też chcesz ze mną być!
- Hmm, po dzisiejszym co usłyszałam o Ricie, co byś chciał z nią zrobić, to nie jestem już tego taka pewna. – powiedziała Ginny.
- Ale przecież potem się wytłumaczyłem! – oburzył się Harry. – Ja już nie wiem, o co wam chodzi.
- Ale liczy się pierwsze słowo – odparła z uśmiechem Ginny. – Poza tym, za bardzo się denerwujesz. Jeszcze w tak młodym wieku nabawisz się zmarszczek, i co wtedy będzie? Nie będziesz mi się tak podobał jak teraz. W ogóle, to po co chodzisz na siłownię? Przecież nie musisz pakować ani nic, żeby mi się podobać.
- Ale jestem chuchro – odpowiedział Harry.
- No cóż, to wszystko wyjaśnia.
- To mogę z Tobą chodzić?
- Hmm, muszę się zastanowić, czy chce chodzić na siłownię, a ty musisz się zastanowić, czy chcesz mieć dziewczynę bardziej umięśnioną od ciebie.
- Nie o to mi chodzi! – zdenerwował się Harry.
- A o co?
- Czy będziesz moją dziewczyną?
- Hmm, muszę się zastanowić...
Harry się wściekł. Czy te dziewczyny nie mogą być wreszcie normalne i przestać się bawić? Kilka tygodni temu jeszcze mówiła co innego, a dzisiaj musi się zastanowić! Nie mówiąc nic odwrócił się i wyszedł z pokoju. Będąc za drzwiami usłyszał jednak słowa Ginny.
- Szybko się poddajesz, Kochanie.
***
- I jak, Pottuś? – spytał Harryego Chris po wejściu do pokoju.
- Daj spokój. Raz mówi co innego, teraz że się musi zastanowić, to jakaś paranoja totalna jest!
- Powiedziała coś może jak wychodziłeś?
- że „Szybko się poddajesz, kochanie”.
- No, to jeszcze nic straconego.
Z tą myślą Harry zasnął, bo przecież jeszcze nic straconego.
***
- Co za wiewióra – uśmiechnął się James. – A ja chciałem tam iść…
- No widzisz, to znak, że stary Kundel jednak jeszcze co nieco wie na ten temat.
- Nie myślisz, że to tak trochę głupio ich podglądać?
To mówiąc James zakończył zaklęcie monitoringu rzucone na przyjaciół i Ginny.
- Może faktycznie – odparł Syriusz. – No nic, Rogaczu, teraz można iść się napić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz