przetłumacz

wtorek, 8 marca 2016

15. Szaleństwo

Tutaj mogłem nieco przesadzić z kreowaniem Michaela, no ale jakoś ten pomysł mi wpadł wczoraj do głowy, więc stwierdziłem, że go użyje. Poza tym, dziwne rzeczy się dzieją w tym rozdziale i ogólnie jest on jakiś dziwny. Zresztą, sprawdźcie państwo sami, i oczywiście proszę o komentarze, bo ostatnio nikt nic nie komentuje.



 
 
 
 


Po opuszczeniu skrzydła szpitalnego Harry i Hermiona udali się w drogę powrotną do pokoju wspólnego, a że ze skrzydła szpitalnego do pokoju wspólnego Gryfonów nie było bardzo daleko, doszli tam w przeciągu niecałych pięciu minut. Gdy już doszli podali hasło Grubej Damie i weszli do środka. Spotkali tam Rona, któremu pokrótce przedstawili aktualną sytuację na temat Kate i stanu, w którym obecnie się znajduje. Ron się przeraził i spytał ich, dlaczego to zrobiła. Harry i Hermiona nie wiedzieli więcej, niż sam Ron, toteż stwierdzili, że nie wiedzą. Po chwili w pokoju wspólnym pojawiła się Ginny i poczerwieniała ze złości, gdy zobaczyła Harry’ego i Hermionę siedzących dość blisko siebie.
- Myślałam, że wiesz, co do niego czuje! – Krzyknęła Ginny. – Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką! Uważałam Cię za swoją starszą siostrę, a ty co robisz! Odbijasz mi faceta!
Hermiona wstała z kanapy, na której siedziała między Ronem, a Harrym i podeszła do Ginny próbując ją uspokoić:
- Ależ Ginny, ja nic nie czuję do Harry’ego!
- Zaraz! – wtrącił się Ron. – Przecież mówiłaś, że uczucie do Harry’ego już ci przeszło!
- Ale nic mi nie przeszło, a tak poza tym, to ganiacie razem po całym zamku, i Romilda Vane widziała was na piątym piętrze, jak się całowaliście! – krzyknęła zrozpaczona Ginny.
- My niby mielibyśmy się całować? – spytała Hermiona nie dowierzając w to, co słyszy. – Harry, czy ty to słyszałeś?
- No nie, ja nie mogę! – powiedział Harry krztusząc się ze śmiechu. – Ginny, nie dramatyzuj. My po prostu szliśmy tamtędy w poszukiwaniu oblubienicy Michaela.
Harry nie wiedział, co powiedzieć, więc jedynym wyjściem z tej sytuacji było okłamanie Ginny, czego nie chciał robić. Ale przecież na drugie piętro nie idzie się przez piąte piętro, tym bardziej z wielkiej sali!
- Harry, skąd ty znasz takie słowa? – spytała Hermiona.
- Się czyta, się zna – mruknął Harry wzruszając ramionami. – Poza tym, to nie jest teraz ważne. Chciałbym uświadomić Ginny, że się nie całowaliśmy.
- Wiesz co, Harry, a ja naiwna myślałam, że Ty coś do mnie czujesz. A ty pewnie chciałeś tylko pocałować mnie kilka razy, rozdziewiczyć i wyrzucić, jak niepotrzebnego śmiecia do kosza. – kontynuowała dramatyzowanie Ginny. – Ale ja się tak nie dam załatwić! Jeszcze będziesz biegał za mną, albo latał za mną na swej miotle!
- Ale Ginny! Nie całowaliśmy się, i nigdy nie będziemy się całować! – powiedziała zdenerwowana Hermiona. – Czy to w końcu do ciebie dotrze?
- Udowodnij! – wrzasnęła zrozpaczona Ginny.
- Niby jak!
Tym razem i Hermiona nie powstrzymywała się od głośnego krzyku.
- Robisz awanturę o nic! Kocham Harry’ego…
- No właśnie! Tylko, że ja też kocham Harry’ego i nie pozwolę Ci go odebrać!
- Jak brata – kontynuowała Hermiona – no i pewnie on też kocha mnie jak siostrę. Prawda, Harry?
- No pewnie! Kocham Hermionę jak siostrę! – odpowiedział Harry.
- To udowodnijcie, że się nie całowaliście!
- W jaki niby sposób mamy ci udowodnić, że się nie całowaliśmy? – spytał Harry.
- No, w ten sposób też możesz mi udowodnić, że mnie kochasz. – powiedziała Ginny uśmiechając się promiennie do Harry’ego. – Musisz mi to udowodnić.
- Ale nadal nie wiem, w jaki niby sposób miałbym ci udowodnić to, że czuję do ciebie coś więcej…
- Nazywaj to po imieniu – przerwała Ginny.
- niż uczucie, jakim darzę Hermionę. – dopowiedział Harry.
- Przyjaźń pomiędzy kobietą, a mężczyzną nie istnieje. Niech to wreszcie do ciebie dotrze, Potter! – zdenerwowała się Ginny. – Jest albo miłość, albo przyjaźń i tak przerodzi się w miłość, jednocześnie psując dobre relacje pomiędzy wami!
- Co ty ćpałaś, Ginny? – spytał Ron siostrę. – Ja jakoś jestem przyjacielem Mionki i ona chyba nie chce ode mnie nic więcej.
- Jesteś ślepy, Ronald! – powiedziała zdenerwowana Hermiona i pobiegła do swojego dormitorium.
Ron wzruszył bezradnie ramionami.
- Co ja takiego zrobiłem? – spytał Harry’ego.
- Kobiet nigdy nie zrozumiesz – odparł Harry. – To tak dziwne istoty, że ja właściwie nie wiem, dlaczego nie są takie, jak my.
- Ej, może tak przestaniecie nas obrażać? – spytała jakaś dziewczyna siedząca w niedalekim kącie pokoju.
Po chwili Harry uświadomił sobie, że była to dziewczyna ze snu Chrisa.
- Widziałeś gdzieś Chrisa? – spytał Rona.
- Nie. Od tego incydentu w wielkiej sali nigdzie go nie widziałem. Znaczy, tutaj go nie było. Nie możesz sprawdzić na mapie?
- No właśnie nie wiem, gdzie jest. Michael powiedział, że chyba zostawiłem ją w wielkiej sali na naszym stole. – powiedział Harry i podążył ku wyjściu z pokoju głównego.
- Czekaj! – krzyknął Ron. – Idę z tobą!
- Nie musisz się tak drzeć, Ron. – upomniał przyjaciela Harry. – Zaraz nas cały zamek usłyszy.
- Dobra już, dobra. – powiedział Ron.
Przyjaciele udali się do wielkiej sali. Tam, jak dobrze powiedział Michael, na stole Gryffindoru znajdowała się mapa Huncwotów.
***
Drzwi do skrzydła szpitalnego otworzyły się z rozmachem i stanął w nich rozwścieczony, a jednocześnie smutny i zatroskany Dumbledore. Zauważył Michaela siedzącego przy łóżku Kate i trzymającego ją za rękę.
- Proszę ją natychmiast puścić, panie Middleton! Już i tak wyrządził jej pan wystarczającą krzywdę raniąc ją do tego stopnia, że musiała przez pana się pociąć! – ryknął Dumbledore tak, że aż po niespełna pięciu sekundach ze swojego pokoiku wyszła wściekła pani Pomfrey i już miała zamiar zacząć wrzeszczeć na tego, który robi hałas, ale zorientowała się, że to sam dyrektor, więc czym prędzej schowała się w swym pokoiku z powrotem.
- Co pan mówi, panie dyrektorze!? – spytał niedowierzająco Michael. – Ja jej nic nie zrobiłem!
Dumbledore nie miał zamiaru wysłuchiwać dziwnych tłumaczeń tego chłopaka, a ponieważ zauważył, że Kate powoli się budzi podszedł do krzesła, na którym siedział Michael i zamiast wyczarować sobie swoje własne, bezceremonialnie zrzucił go z niego i zajął jego miejsce. Michael już miał zamiar zacząć protestować, gdy Dumbledore wstał, chwycił go za ramiona i wyrzucił ze skrzydła szpitalnego tłumacząc to tym, ze pacjentka musi mieć teraz święty spokój i nikt nie powinien jej przeszkadzać. Wrócił do niej, usiadł na krześle i zapytał:
- Jak się czujesz?
Kate nie odpowiedziała.
- Jak chcesz, mogę Ci wymazać te wspomnienia. – zaoferował Dumbledore.
- To tylko wspomnienia. To nie zmieni tego, co mi się stało. – odpowiedziała Kate tak smutnym głosem, że gdyby ptaki ją słyszały to na pewno ze smutku pospadałyby na ziemię.
- Magia może wszystko – powiedział Dumbledore. – Mogę zawołać pani Pomfrey i możemy wszystko naprawić.
- Skoro tak – powiedziała Kate – to róbcie co chcecie. Mi i tak już nic nie zaszkodzi.
Dumbledore zawołał panią Pomfrey. Ta potwierdziła tylko jego domysły. Pielęgniarka podała jej eliksir bezsennego snu i Kate zasnęła, a Dumbledore wraz z Poppy naradzali się, co zrobią w tej sytuacji. Po pięciu minutach rozmowy, która nieomal przerodziła się w kłótnie oboje doszli do tego, że mogą spróbować, choć było to dość ryzykowne, ponieważ nikt jeszcze nie próbował tak złożonych zaklęć na ludzkim organizmie. Po godzinie przekleństw, pięciu rozbitych fiolek z eliksirami, trzech porwanych bandażach, jednej połamanej różdżce na szczęście była to ta od bliźniaków Weasleyów i tyleż samo zszarganych nerwów Kate wróciła do pełnego zdrowia. Pełnego czyli takiego, w którym była przed wszystkimi przykrościami, które spotkały ją w życiu. Dumbledore klasnął w dłonie.
- No, pani Pomfrey, myślę, że teraz możemy się napić za zdrowie naszej zdrowej pacjentki. – powiedział.
- Też tak myślę – odpowiedziała Pielęgniarka. – Myślę także, że Kate jutro będzie mogła wrócić do przyjaciół.
***
Michael kroczył sam przez zamkowe korytarze. Był wściekły. Jak Dumbledore mógł go oskarżać o coś, czego nie zrobił! Przecież on nie skrzywdził Kate, tylko ten cholerny Blackmoon, a potem Chris zaczął się za nią uganiać jak jakiś ostatni idiota! Czy oni wszyscy naprawdę nie rozumieli, co ona przeszła w swoim życiu? Nigdy nie była oszczędzana. Zawsze musiała pomagać innym czy tego chciała czy nie. W większości przypadków jednak Kate sama chciała pomagać ludziom. Była wrażliwą dziewczyną o dobrym sercu, jednak nikt tego nie dostrzegał. Dla innych liczyła się tylko powłoka zewnętrzna, która z wiekiem i tak przecież nie będzie tak piękna jak teraz. Michael niestety sam przed sobą musiał przyznać, że przyciągała wzrok, a w szczególności chłopaków. Dziewczyny patrzyły na nią jedynie z zazdrością. Wcale nie była wysoka i nie miała długich nóg, ale były ładne. Poza tym, miała całkiem spore… Dość, pomyślał. Nie mógł myśleć o niej w inny sposób, niż jak o swojej siostrze. Co z tego, że mu się podobała? Co z tego, że czuł do niej coś więcej niż tylko siostrzaną miłość? Co z tego, że chciał od niej czegoś więcej, niż tylko przyjaźni? Ona nie chciała i podobał jej się inny, jego własny przyjaciel, który, gdy się tylko o tym dowiedział, nagle przestał myśleć o Emily, ale mimo wszystko nie myślał o Kate jako swojej dziewczynie. Myślał o innej dziewczynie, która mu się podobała, więc ignorował Kate. Oczywiście jej się to nie podobało, ale przecież nie miała zamiar wchodzić w związki, tak przynajmniej powiedziała pani Weasley. Wspominała coś, żeby nikt jej do niczego nie zmuszał, ani nie nakłaniał, gdy nie będzie czegoś chciała. Nikt się jej nie sprzeciwiał, a poza tym, to był dopiero drugi września. Tak w zasadzie, to ten drugi września powoli już dobiegał końca, a Kate leżała w skrzydle szpitalnym. Michael pomyślał, że znacznie trudniej jest być dla niej nikim niż przyjacielem. Myślał, że znaczy dla niej coś więcej, niż zwykły kolega, którym nie był. Zdawało mu się, że jest jej przyjacielem. Jeszcze na Grimmauld Place zadał jej kilka pytań. Na kilka nie uzyskał odpowiedzi, ale i tak nie były one takie, jakie chciał usłyszeć. Był załamany jak nigdy wcześniej. Tak podminowany nie był nawet wtedy, jak z nim zerwała. Zrobiła to dla większego dobra, tak przynajmniej wtedy powiedziała. A teraz? Michael westchnął ciężko. Teraz podobał jej się jego najlepszy przyjaciel. Przyjaciel, z którym mógł pogadać o wszystkim. Przyjaciel, który nigdy go nie opuścił chociaż nie znali się tyle, ile znali się z Chrisem. Teraz Michael wiedział, że będzie musiał schować się w cień. Znów w cień. Znów jego przyjaciółką będzie samotność. Samotność, która zawsze jest i nigdy go nie opuści. Wszechobecna, wszechwiedząca, zawsze istniejąca. Pogrążony w tak czarnych myślach Michael nie zauważył, że dotarł już pod sam portret Grubej Damy. Podał więc hasło i wszedł do pokoju wspólnego. Rozejrzał się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Po chwili zauważył Harry’ego. Podszedł do niego i zajął miejsce obok niego na kanapie. Po chwili jego bębenki uszne zaatakował potężny wrzask.
- Mój kochany Harry nie jest gejem!
To jakaś ruda dziewczyna wydzierała się na cały pokój wspólny. Po chwili Michael rozpoznał ją. To była Ginny.
- Ty jesteś jakąś wariatką! Idę po McGonagall. – stwierdził wściekły Michael i wyszedł z pokoju wspólnego.
Po pięciu minutach, przez które Ginny zdążyła wpakować się Harry’emu na kolana, zostać zrzuconą na podłogę, ponownie się wpakować i zostać ponownie zrzuconą. Ron zdążył pójść do dormitorium, wrócić z zatyczkami do uszu dla siebie i Harry’ego a Chris zdążył podejść do swej lubej, w pokoju wspólnym pojawiła się Minerwa McGonagall w towarzystwie Michaela i już drugi raz jednego dnia została negatywnie zaskoczona. Tym razem powodem jej niezadowolenia była Ginny Weasley, która jak opętana miotała się po całym pokoju wrzeszcząc ile sił w płucach, że Harry jest tylko jej i nikt nie ma prawa jej go odbierać. Żaden chłopak ani żadna dziewczyna, nawet kot Hermiony, Krzywołap, został przez nią wygoniony z kolan Harry’ego, gdy tylko ośmielił się na nich wygodnie umościć.
- Co pani wyprawia, panno Weasley? – spytała McGonagall próbując przekrzyczeć rozszalałą Ginny.
- Próbuję nie dopuścić tych szaleńców do mojego cudownego Harry’ego Pottusia! – odparła Ginny.
McGonagall nie zwlekała dłużej, tylko wywlokła szarpiącą się i wrzeszczącą jeszcze głośniej Ginny z pokoju wspólnego i zaprowadziła ją do gabinetu dyrektora mając nadzieję, że Albus nie upił się do nieprzytomności. Nie miała zamiaru mieć na głowie całej szkoły. Myślała, że dyrektorowi pozostało jeszcze trochę rozsądku w głowie na stare lata. Po dojściu do posągu Chimery podała hasło, a posąg usłużnie pozwolił im przejść. Weszli na kręcone schody. Po chwili znaleźli się przed gabinetem dyrektora, więc McGonagall zapukała i nie czekając na odpowiedź weszła do gabinetu.
- Mamy problem, Albusie – powiedziała. – Na Ginny ktoś musiał rzucić zaklęcie szaleństwa albo jakieś inne zaklęcie, które zmusiło ją do tak dziwnych zachowań.
- Tak? – zdziwił się Dumbledore. – A co takiego robi panna Weasley, że masz takie podejrzenia?
- W pokoju wspólnym Gryffindoru zachowuje się, jakby zwariowała. Wrzeszczy na każdego, że dobiera się do Pottera, który niby jest jej chłopakiem podczas gdy Harry z tego co wiem, to wcale nie jest jej chłopakiem – powiedziała McGonagall. – Zresztą, na kota panny Granger też wrzeszczała, że dobiera się do Harry’ego, a jak wiadomo, koty wolą koty!
- No tak. – powiedział Dumbledore i w zamyśleniu podrapał się po brodzie. – W takim wypadku, co mam z nią zrobić?
- Sprawdzić, jakie zaklęcie na nią rzucono! – powiedziała McGonagall.
- No tak. – powiedział Dumbledore i machnął różdżką. – Eee, zwykłe imperio.
- Zwykłe imperio! – oburzyła się McGonagall. – Na moją uczennicę rzucono imperiusa, a ty mówisz, że to zwykłe imperio!
- Cóż mogę poradzić? – spytał Dumbledore wzruszając ramionami. – Stało się. Można jedynie mieć nadzieję, że to się już nie powtórzy.
- Albusie! Jak Ty możesz to mówić! Uczennica w twojej szkole została ofiarą zaklęcia imperio!
- Idźcie już stąd! – zdenerwował się Dumbledore. – Chcę w spokoju pić!
- A może Ty jesteś ofiarą jakiegoś zaklęcia? – spytała McGonagall. – Poczekaj, zaraz sprawdzę.
Wyciągnęła różdżkę i po sprawdzeniu uroków rzuconych na Dumbledore’a uśmiechnęła się smutno.
- Myliłam się. Wybacz.
- Dobrze już – Dumbledore machnął ręką. – Niech panna Weasley opuści już mój gabinet. Trzeba opić zdrowie panny Blackmoon.
- Słyszała pani, panno Weasley? – spytała McGonagall. – Może pani już iść do siebie. Albo nie. Chciałabym zamienić z panią słówko.
***
- Bo widzi pani, panno Weasley, miłość to nie zabawa – powiedziała McGonagall. – Nie może pani powiedzieć, że kocha pani pana Pottera podczas, gdy lepiej znacie się zaledwie od końca zeszłego roku. Czyż nie tak?
- No tak – odpowiedziała Ginny. – Ale ja już od dawna czuję coś do Harry’ego.
- Ale nie możesz tak go sobie przywłaszczać! Skąd wiesz, że on cokolwiek do ciebie czuje?
- Przez ten sen na wakacjach.
- Ahhh, Potterowie – mruknęła McGonagall. – Zawsze byli zdolnymi uczniami, choć zbyt często rozrabiali.
- Opowiadali trochę, ale myślę, że nie wszystko – powiedziała Ginny. – Zresztą, Syriusz nie jest Potterem.
- Nie, ale Syriusz zamieszkał z Jamesem, gdy mieli po szesnaście lat. – Powiedziała McGonagall. – No dobrze, Idź już do siebie. Jednak nadal myślę, że jest jeszcze zbyt wcześnie, żebyś mówiła, że kochasz Harry’ego. Aby kogoś kochać musiałabyś znać tego kogoś przynajmniej kilka lat, akceptować jego wszystkie wady i słabości. Nigdy nie próbować go zmieniać. Cieszyć się, gdy on się cieszy, dodawać mu otuchy w chwilach słabości. Czy jesteś na to gotowa, panno Weasley?
***
Obraz Grubej Damy odsunął się, ukazując wchodzącą rudą Ginny. Podeszła do Harry’ego ze spuszczoną głową i powiedziała smutnym głosem:
- Przepraszam… Ja, byłam pod zaklęciem i, i w sumie to nawet nie pamiętam, co robiłam… Wybaczysz?
Cały pokój zamilkł. Nie było słychać nawet jednego szeptu czy głośniejszego oddechu. Harry podniósł się z kanapy i zmierzył Ginny przenikliwym spojrzeniem.
- Zrobiłaś ze mnie pośmiewisko na cały pokój wspólny, a może i na cały zamek! – powiedział przez zęby.
- Przepraszam!
- Teraz to przepraszasz, tak? A wcześniej to było co! Robiłaś awanturę każdemu, kto chciał się do mnie zbliżyć! Czy ty myślisz, że jestem twoją własnością? To ja ci mówię, że nie jestem twoją własnością. Zresztą ja się dziwie, że w ogóle z tobą rozmawiam po tym, co mi powiedziałaś na Grimmauld Place!
- Ale co ja ci takiego powiedziałam? – spytała Ginny.
- Ja chciałem z tobą chodzić, a ty się mną zabawiłaś po prostu…
Harry wzruszył ramionami.
- Zresztą, nie wiem czy chcę o tym gadać i nie wiem, czy ci wybaczę. Gdybyś cokolwiek do mnie czuła, to byś się nie zachowywała tak, jak się zachowałaś.
Ich rozmowę przerwał odsuwający się obraz Grubej damy. Do pokoju wspólnego wtoczył się Dumbledore, trzymający w dłoniach miseczkę z cytrynowymi dropsami.
- Czy wszyscy dziś oszaleli? – spytał Chris.
- Dzień dobry, Dryfoni! Jestem Bambus Numblemore i przyszedłem was poczęstować mymi znakomitymi wyrobami jakimi są… Cytrynowe klopsy! Ktoś się skusi na klopsiczka?
- Na Merlina – szepnął Michael. – Wszyscy dzisiaj powariowali…
- No co, nikt z was, tak oddzielnych i ważnych Dryfonów nie skusi się na przepysznego, cieplutkiego, własnej roboty cytrynowego klopsiczka? – spytał zawiedziony Dumbledore, czy raczej Numblemore.
- To może ja się skuszę – powiedział Michael i podszedł do Dumbledore’a trzymającego w dłoniach miseczkę z cytrynowymi dropsami.
- Ho ho! Mamy jednego śmiałka, dobrowolnie zgłaszającego się do konkursu zjedz najwięcej cytrynowych klopsów. Rywalizuje on z… Uwaga, samym sobą! Wielkie brawa! – wydzierał się Dumbledore. – No co jest? Dlaczego nikt nie bije braw!?
Po chwili cały pokój zaczął niemrawo klaskać.
- No, to mi się podoba. – uśmiechnął się Dumbledore. – Panie Middleton, proszę wziąć klopsa i go zjeść.
Michael wziął jednego dropsa i zjadł.
- Wielkie brawa dla pana Michaela! Wygrał on konkurs Kto zje najwięcej cytrynowych klopsów! Zdobywa on całą miskę cytrynowych klopsów! – wrzeszczał uśmiechający się Dumbledore, po czym rzucił miseczką z cytrynowymi dropsami w Michaela i uciekł z pokoju wspólnego.
Dropsy rozsypały się po całym pokoju wspólnym i ich ilość zaczęła się gwałtownie zwiększać, aż po chwili cały pokój zasypany był cytrynowymi dropsami.
- Ja stąd wyjeżdżam! – wrzeszczał Michael. – Ja się poddaje! To miały być domowej roboty klopsiki, a nie jakieś cukierasy, które się podwajają i podwaja…
Nie zdążył powiedzieć nic więcej, ponieważ stale podwajająca się liczba cytrynowych dropsów, zwanych również cytrynowymi klopsami, całkowicie go przysypała.
***
Dumbledore podszedł do zbroi stojącej samotnie na korytarzu i rzekł do niej.
- Witaj, cudowna zbrojo! Nazywam się Bambus Numblemore i przyszedłem zmusić cię, abyś wzięła udział w konkursie kto zje najwięcej cytrynowych klopsów!
Zbroja nie miała wyjścia, więc zgodziła się na wzięcie udziału w konkursie kto zje najwięcej cytrynowych klopsów.
- Proszę weź tego klopsa i go zjedz. – powiedział Dumbledore.
Zbroja posłusznie wzięła dropsa z miseczki i go zjadła.
- Zwyciężyła pani w konkursie kto zje najwięcej cytrynowych klopsów! W nagrodę wygrywa pani miskę własnoręcznie robionych cytrynowych klopsów! – wrzasnął Dumbledore po czym rzucił w zbroję miską z dropsami i uciekł.
Zbroja nie zdążyła złapać miseczki, a ta upadając na ziemię potłukła się na kawałeczki i dropsy rozsypały się po całym korytarzu. Już po chwili ilość dropsów zaczęła się potrajać. Po niespełna pięciu minutach cały korytarz po sam sufit zasypany był cytrynowymi dropsami. Następnego dnia Syriusz Black obudził się w wyśmienitym humorze. Nie wiedział jeszcze, że czeka go samotne oddropsianie całego zamku.

2 komentarze: