Za wszystkich tych, którzy przez ostatni rok wchodzili tutaj, by czytać to, co piszę.
Za wszystkich tych, którzy choć raz skomentowali, lub pisali do mnie prywatnie albo mówili, że to, co piszę jest ciekawe i nie mogą doczekać się następnego rozdziału.
Za wszystkich tych, którzy czytali, ale nie pozostawili po sobie żadnego śladu, poza +1 wejść do statystyk.
Dziękuję!
Przez ostatni rok miałem wiele wzlotów i upadków. Przez ponad miesiąc nie pisałem nic. Powróciłem jednak do tej historii i tworzę ją na nowo dla tych, którzy czytali i może będą czytać nadal. Dziękuję tym, którzy podsuwali mi pomysły na różne wydarzenia. Bez was przecież nie byłoby tego, co jest. Wiem, że nie jestem doskonałym pisarzem, he he he... Robię wiele błędów. Jednak wy wciąż jesteście i czytacie to, co publikuję. Dziękuję wam za to i nie będę już przynudzał.
Przez ostatni rok pewnie czasem zastanawialiście się, skąd wziął się tu Syriusz, jakim cudem Lily i James żyją. W tym rozdziale wyjaśni się kilka nurtujących wam kwestii. Wiem, że opisałem wszystko zapewne nie najlepiej, jednak starałem się i wyszło mi coś takiego. Zachęcam do czytania i pozostawienia choć jednego komentarza.
Hogwart, gabinet dyrektora, lipiec 1996
Albus Dumbledore siedział przy swym biurku i przeglądał jakieś papiery. Zastanawiał się, czy podjął odpowiednie decyzje. Wiedział, że igrał z pierwotnymi prawami tego świata. Wiedział jednak, że wszystkie te osoby mogą przydać się w wojnie. W wojnie, która pochłonęła już tak wiele niewinnych istnień, które mogły odzyskać życie właśnie w tym miesiącu, za sprawą tego właśnie czarodzieja. Albus miał wielki mętlik w głowie. Bardzo chciał, by wszyscy ci, którzy musieli umrzeć mogli żyć ponownie. Wiedział jednak, że gdyby choć jeden ruch wykonał źle, sam przypłaciłby to życiem. Nie mógł jednak teraz zginąć. Najpierw musiał powiadomić Harry’ego o tym wszystkim, o czym milczał przez ostatnie lata. Wiedział, że nie będzie to proste. Chłopiec mógł nie zrozumieć kierujących nim motywów. Musiał jednak spróbować. Najpierw jednak musiał uratować Syriusza zza zasłony, a potem spróbować przywrócić do życia resztę zmarłych. Z Syriuszem wszystko będzie o wiele prostsze, gdyż nie był on tak naprawdę zmarłym. Łuk śmierci był jednym z niezbadanych dotychczas miejsc. Z tego, co Dumbledore wiedział, właśnie stamtąd wzięli się Dementorzy. Musiała więc istnieć jakaś forma życia za zasłoną. Z tego, co Dumbledore wiedział, Dementorzy były stworami z połączonych za pomocą jakiegoś starożytnego, prawie zapomnianego już mrocznego rytuału dusz. Nie miał on jednak zamiaru odtwarzać tego rytuału. Chciał wyciągnąć stamtąd Syriusza, by nie zamienił się w jednego z wielu istot wysysających szczęście. Chciał również, by Harry miał przy sobie jakieś bliskie osoby, szczególnie w tym trudnym dla wszystkich czasie. Chłopak mógł się załamać. Już teraz był na skraju. Wystarczy jeden niewłaściwy ruch z czyjejkolwiek strony, a chłopak może wybrać to, co najprostsze, a nie to, co słuszne. Gdyby Harry teraz wybrał, dla nich wszystkich skończyłoby to się tragicznie. Nie mieliby szans w zbliżającej się wojnie z Lordem Voldemortem, gdyż Harry grał w niej decydującą rolę. Niestety, chłopak musiał zginąć. Albus nie wiedział, czy istniała jakaś inna opcja. Z tego, co zaobserwował przez te wszystkie lata, na razie nie było żadnej innej możliwości. Dla Dumbledore’a było to bardzo bolesne. Kochał Harry’ego niemalże tak, jak swojego własnego wnuka, którego niestety nie miał. Przyjaźnił się również z Lily i Jamesem po szkole. Mimo tego, że byli od niego sporo młodsi, a James nie był zbyt poważny w szkole, byli dość dobrymi przyjaciółmi. Albus nie mógł jednak równać się z Syriuszem, z którym James przyjaźnił się od pierwszego roku. Syriusz był doskonałym przykładem tego, że wszystkie stereotypy można przełamać. Udowodnił, że nie wszyscy Blackowie są źli. Dostał się do Gryffindoru, a potem został jednym z członków legendarnej grupy Huncwotów, Hogwarckich psotników, którzy urozmaicali każdy rok w Hogwarcie różnymi kawałami i dowcipami. Były to najlepsze lata Albusa jako dyrektora Hogwartu. Albus wstał z fotela i podszedł do żerdzi, na której smacznie spał jego ptak, feniks Fawkes. Dumbledore pogłaskał go po piórach i feniks łypnął na niego okiem. Dumbledore poprosił go, by zabrał go na Grimmauld Place. Fawkes wzleciał nad Dumbledore’a, który chwyciwszy za pióra w ogonie Feniksa ostatni raz rozejrzał się po gabinecie, po czym obaj, dyrektor i jego ptak, zniknęli w kuli ognia.
***
Znajdował się w jasnym, dobrze oświetlonym pomieszczeniu. W kinkietach znajdowały się świece, które dawały radosne, zielonkawe światło. Z tego, co mu się zdawało, leżał na jakimś łóżku. Było mu dość wygodnie i nie chciał się nigdzie stąd ruszać, przynajmniej na razie. Ostatnie, co pamiętał to to, że wpadał za zasłonę, gdyż potknął się w walce z jego cudowną kuzyneczką, zwolenniczką Tego, na którego imię spluwa się ze wstrętem. Poderwał się prędko z łoża. Lekko zakręciło mu się w głowie. Musiał przytrzymać się ściany, żeby nie upaść na ziemię. Rozejrzał się dokładniej po pomieszczeniu. Łoże, na którym leżał wyglądało prawie tak, jak łoże królewskie. Miało cztery, rzeźbione kolumny oraz kotarę, którą można było zasunąć, by mieć więcej prywatności. Podejrzewał, że skrywała ona wiele zaklęć prywatności. Naprzeciw łoża widział zasłonę, falującą lekko, jakby poruszał nią delikatny wiaterek. Nie miał zielonego pojęcia, jak i dlaczego znalazł się na tym łożu. Wiedział natomiast, że za tą zasłoną znalazł się przez swoją niezrównoważoną kuzynkę, która zamordowała wiele niewinnych istnień. Musiał ją powstrzymać, jednak nie wiedział jak. Wiedział, że musi się stąd wydostać. Nie miał jednak pojęcia, czy wystarczy przejść przez tą zasłonę, czy będzie do tego kogoś potrzebował. Postanowił spróbować. Powolnym, acz stanowczym krokiem zbliżył się do zasłony i przeszedł na drugą stronę.
***
Kwatera Zakonu Feniksa mieściła się na Grimmauld Place 12. Przynajmniej tak było ostatnio. Dumbledore nie wiedział, jak będzie teraz, gdy Syriusz odszedł z tego świata. Miał nadzieję, że domu nie przejmie jego kuzynka, Bellatrix Lestrange. Gdyby Albus pomyślał wcześniej, mogli zrobić tak, jak mówił Syriusz. Gdyby ten dom przejęła Bellatrix, mogłaby jako pani Stworka zmusić go, by wyjawił jej wszystkie sekrety Zakonu omawiane w jego domu. Dumbledore miał jednak nadzieję, że gdy Syriusz wróci do świata żywych, dom przy Grimmauld Place nie przejdzie na ostatnią najstarszą członkinię rodu Blacków. Jak wielkie było jego zdziwienie, gdy po wejściu do jadalni ujrzał przy stolę Syriusza. Mężczyzna siedział na krześle z głową opartą na dłoniach. Miał bardzo mętne spojrzenie i wyglądał dokładnie tak, jak po ucieczce z Askabanu. Dumbledore nie miał pojęcia, skąd ten człowiek się tutaj wziął. Czyżby jego wszystkie plany na uratowanie Blacka nie były już potrzebne? Gdy Syriusz zauważył, że nie jest w pomieszczeniu sam, rozejrzał się po jadalni i utkwił mętne spojrzenie w dyrektorze. Po chwili uśmiechnął się złowrogo i poderwał się z krzesła przewracając je na ziemię z głośnym hukiem. Ruszył w stronę dyrektora mówiąc:
- Widzisz, Dumbledore, jak kończy się zamykanie kogokolwiek w domu wbrew jego woli?
Albus zdziwił się nieco słysząc głos Syriusza. Brzmiał on dość młodo. Z tego co Albus pamiętał, głos Syriusza Blacka brzmiał tak, jak kilkanaście lat temu przed śmiercią jego przyjaciół. Dumbledore nie mógł dopuścić do siebie tej nieprawdopodobnej myśli. Co jednak, gdy w podświadomości miał rację, że Syriusz był kluczem do przywrócenia wszystkich do życia? Będzie musiał wypytać o wszystko Blacka. Na razie jednak musiał odesłać go do jakiegoś uzdrowiciela, by wrócił do zdrowia.
- Masz mi coś do powiedzenia? – warknął zniecierpliwiony Syriusz wpatrując się w Albusa.
- Ależ Syriuszu – rzekł Albus. – Nie mam sobie nic do zarzucenia. Jedynego, kogo możesz obwiniać o tą tragedię, która stała się w czerwcu jest Harry. Gdyby przykładał się wystarczająco do oklumencji nic takiego nie miałoby miejsca.
Syriusz lekko poruszył nadgarstkiem i już celował różdżką w Albusa.
- Jeszcze raz zrzucisz coś na mojego chrześniaka, a twoje śmieszne plany nigdy nie dojdą do skutku! – syknął. – Chyba przez te ostatnie lata nie było osoby, która sprowadziłaby cię na ziemię!
Dumbledore machnął swoją różdżką, jednak Syriusz odbił zaklęcie i posłał czerwony promień w stronę Dumbledore’a. Starzec jednak uchylił się przed zaklęciem i posłał avadę w Syriusza. Syriusz uchylił się przed zaklęciem, a Dumbledore znieruchomiał. Nie wiedział, że jest zdolny do zabójstwa. Teraz już wiedział, że niczym nie różnił się od Lorda Voldemorta. Postanowił zdać się na łaskę Syriusza. Opuścił różdżkę poddając się. Syriusz zrobił to samo i podszedł do niego.
- Nie spodziewałem się tego po tobie, Albusie – zagadnął.
- Ja po sobie też nie – odparł starzec zmęczonym głosem. – Wybacz mi to niedopatrzenie.
Syriusz roześmiał się jak szaleniec.
- Ależ nic się nie stało! – powiedział z uśmiechem. – Żebyś tylko wiedział, ile razy próbowano mnie zabić.
- Domyślam się – mruknął Dyrektor. – Nie chciałbym jednak, żeby to wydarzenie miało jakikolwiek wpływ na nasze relacje. Czy jesteś wstanie mi to zapomnieć?
- No niech ci będzie – odparł Syriusz. – Nic się nie stało.
Dumbledore rozluźnił się nieco. Cieszył się, iż Syriusz wybaczył mu ten haniebny czyn. Gdyby tak się nie stało, Dumbledore nie wiedziałby co począć. Teraz gdy Syriusz żył, jasna strona była bogatsza o jednego znakomitego czarodzieja o wysoko rozwiniętej mocy magicznej. Teraz trzeba było porozmawiać z Syriuszem o próbie przywrócenia do życia wszystkich, którzy zginęli z ręki Lorda Voldemorta. Dumbledore postanowił porozmawiać z Syriuszem już teraz.
- Chciałbym zapytać cię o coś ważnego, Syriuszu – odezwał się Dumbledore.
Syriusz spojrzał na Dumbledore’a z nieskrywaną ciekawością. Usiadł z powrotem na krzesło i przywołał sobie ze spiżarni butelkę whisky. Po dłuższej chwili, gdy Dumbledore dalej się nie odzywał, Syriusz postanowił przerwać milczenie:
- Pytaj więc – odparł.
- Co byś zrobił, gdybyś miał możliwość odzyskania swoich dawno zmarłych przyjaciół?
Syriusz wpadł w furię. Nie lubił, gdy przy nim wspominano o tym, że utracił wszystkich. Zdawać by się mogło, że zdążył się z tym pogodzić. Minęło już przecież piętnaście lat! Syriusz jednak wciąż rozpamiętywał wydarzenia z października osiemdziesiątego pierwszego. Wiedział, że to on wszystkiemu zawinił. Przez dwanaście lat w Askabanie jedyne o czym marzył to to, żeby dopaść Glizdogona i zabić tego głupiego, tchórzliwego szczura. Teraz, po piętnastu latach, gdy Syriusz myślał, że utracił Jamesa na zawsze, Dumbledore wyjeżdża z takim pytaniem! Oczywiście, że gdyby tylko mógł, przywrócił by przyjaciela do życia. A gdyby przywrócił do życia Jamesa, to musiałby ożywić również Lily. A skoro umiałby ożywić ich dwoje, to na pewno mógłby odzyskać tych wszystkich, którzy zginęli w poprzedniej wojnie.
- Co ty możesz o tym wiedzieć, Albusie – warknął Syriusz. – Ty nigdy nie straciłeś nikogo bliskiego. Nie straciłeś nikogo, z kim spędziłeś najlepsze lata swej młodości! Nie straciłeś nikogo, kogo kochałeś jak brata! Nie straciłeś nikogo takiego, do kogo mogłeś zawsze przyjechać, gdy twoja własna rodzinka pastwiła się nad tobą! Nie straciłeś nikogo takiego, z kim w każdą pełnie włóczyłeś się po lesie, by zawsze być z twym drugim przyjacielem! Nikogo takiego nigdy nie straciłeś, więc jakim prawem pytasz mnie, co bym zrobił? Jakim prawem śmiesz robić mi nadzieję, że oni jeszcze wrócą? Jakim prawem!
Dumbledore spostrzegł, że Syriusz mierzy do niego różdżką. Wstał z zajmowanego przez siebie miejsca i podszedł do młodszego czarodzieja, po czym w uspokajającym geście położył mu dłoń na ramieniu. Syriusz jednak strącił dłoń starszego czarodzieja i warknął:
- Nie podchodź do mnie, Dumbledore! Co jeszcze ukrywasz? Co jeszcze przed nami zatajasz?
Albus westchnął ciężko. Usiadł na wprost Syriusza i wpatrzył się w jakiś punkt przed sobą. Nie wiedział, co go napadło. Znał przecież charakter Syriusza i wiedział, że może tak zareagować. Pomimo tego postanowił podzielić się z nim tym, co sam wiedział.
- Nekromancja jest oczywiście sztuką czarnomagiczną. Istnieje również ryzyko, że rytuał wcale się nie powiedzie, lub że przywrócone do życia osoby nie będą takie, jakimi były wcześniej. Wtedy musielibyśmy się ich pozbyć. Jednak uważam, że ta sprawa jest warta przynajmniej podjęcia jakiejś próby, która miałaby na celu zbadanie, czy rzeczywiście bylibyśmy wstanie odzyskać tych, których straciliśmy i to najlepiej w nienaruszonym stanie.
Syriusz zdziwił się. Pamiętał, że Dumbledore zawsze był przeciwny wszelkim rytuałom, których nie rozumiał, a także wszelkim rytuałom czarnomagicznym tak, jak on sam. Musiał jednak się z tym zgodzić. Jeśli byłaby jakakolwiek szansa na odzyskanie ich przyjaciół, Syriusz był wstanie poświęcić wszystko, nawet swoje życie, które bez nich nie było już tak wiele warte. Po chwili skarcił się za takie myśli i słuchał dalej tego, co mówił Dumbledore.
- Sam dobrze wiesz, jak gardzę czarną magią i tym, co można przy jej pomocy osiągnąć, lecz w tym przypadku chyba nie mamy innego wyboru.
- Czy ty przypadkiem nie starasz się jej zrozumieć? – przerwał Syriusz.
- Zrozumienie jest kluczem do…
- Jej nie da się zrozumieć! – ryknął Syriusz. – Ile razy sam powtarzałeś, że czarna magia to najgorsze, co istnieje na świecie!
- Otwórz umysł! – zagrzmiał Dumbledore. – Naucz się dostrzegać to, co doprowadzi do większego dobra!
- Większe dobro? – warknął Syriusz. – Czy przypadkiem ty i twój stary przyjaciel nie używaliście tych słów zbyt często?
- Wtedy byłem młody – powiedział Dumbledore. W jego oczach błysło na chwilę poczucie winy, jednak już po krótkiej chwili znikło. – Wtedy przyświecały nam inne idee. Teraz natomiast, jeśli nie uwolnimy czarodziejskiego świata od Lorda Voldemorta sam wiesz, co się będzie działo. Już teraz Lord Voldemort sieje zamęt i spustoszenie w naszym świecie. Jak myślisz, co się będzie działo, kiedy my, jedyni ludzie którzy otwarcie oparli się Voldemortowi poddamy się, bo nie wykorzystaliśmy nadarzającej się okazji, do zrozumienia broni, którą posługuje się nasz wróg?
Przemowa Dumbledore’a trafiła tam, gdzie miała trafić, czyli wprost do serca Syriusza. Mężczyzna musiał przyznać, że w tym, co powiedział jego starszy kolega a zarazem przywódca jest sporo racji. A skoro w ten sposób miałby odzyskać swoich przyjaciół, za którymi tak tęsknił przez tyle lat, może warto byłoby spróbować. Mimo to jednak nie mógł wyzbyć się nienawiści do czarnej magii. Przypominał sobie, ile razy w swoim dzieciństwie, gdy jeszcze mieszkał z matką i ojcem w tym domu był torturowany. Może te tortury nie trwały długo, lecz pozostawiły trwały ślad na psychice Syriusza i ten, gdy tylko mógł, starał się unikać czarnej magii. Ale skoro Dumbledore mówi, że kluczowe jest zrozumienie motywów postępowania Lorda Voldemorta, to trzeba to zrobić. Mimo wielkich chęci by powiedzieć, że może się wypchać tą czarną magią, Syriusz odparł:
- Niech ci będzie. Wiesz jednak, jaki mam do tego stosunek.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę – odparł Albus. – Od pewnego momentu jednak nie popieram tego, co robi Knot. Gdy będziemy oszałamiać wszystkich śmierciożerców i zamykać ich w Askabanie, Tom może przecież w każdej chwili ich uwolnić. Jaki więc sens ma zamykanie ich na chwilę w Askabanie, skoro i tak za chwilę z niego uciekną?
Syriusz zamyślił się nad słowami Albusa. Jeszcze z ostatniej wojny pamiętał, że któregoś razu przypadkowo zabił jakiegoś śmierciożerce zrzucając na niego jakiś ciężki, wielki, niebieski kamień pulsujący dziwnym światłem. Syriusz nie pamiętał jednak, czy śmierciożerca zginął od siły uderzenia kamieniem, czy ów kamień miał jakieś wyjątkowe moce. Teraz jednak niechętnie musiał znów zgodzić się z tym, co mówił Dumbledore. Sam nie lubił zabijać, ale skoro Voldemort ma uwolnić więźniów zaraz po ich zamknięciu, to było to pozbawione jakiegokolwiek sensu. Lepiej więc było zabrać ich na przesłuchanie do ministerstwa, albo przeszukać ich myśli za pomocą legilimencji, a następnie pozbyć się ich raz a dobrze. Syriusz przeraził się tym, w jakim kierunku zmierzały jego myśli. Dopiero teraz przypomniał sobie, jak dobrym manipulantem był stary Albus Dumbledore. Nie chciał jednak teraz się z nim kłócić. W późniejszym czasie będzie musiał przyznać mu racje, gdy będzie musiał prędko podjąć odpowiednią do sytuacji decyzję. Wyciągnięte dzisiejszego dnia wnioski z ich rozmowy bardzo mu pomogą w późniejszym czasie. Tego jednak Syriusz teraz nie wiedział. Na razie martwił się tylko tym, czy uda mu się uratować jego przyjaciół i zapewnić swojemu chrześniakowi lepszą przyszłość, niż jego przeszłość. Chłopak przecież nie miał lekko. Syriusz obserwował go przez jakiś czas w lecie 1993, jednak nie mógł dłużej znieść tego, jak Dursley’owie traktowali Harry’ego. Nie mógł jednak nic z tym zrobić, dopóki był poszukiwanym mordercą dwunastu mugoli i Petera Pettigrewa, który żył i służył Lordowi Voldemortowi. Syriusz zastanawiał się, co też skłoniło Pettigrewa do zostania butolizem Voldemorta. Miał przecież świetnych przyjaciół, którzy byli dla niego na każde zawołanie. Ci przyjaciele myśleli, że on również jest ich przyjacielem. Syriusz nawet zaproponował, żeby tajemnicę swego miejsca zamieszkania powierzyli właśnie jemu. Poniekąd właśnie przez to czuł się winny temu, że oni teraz nie żyli, a Syriusz mógł chodzić po tym świecie. Dlatego teraz chciał, by Albus zrobił wszystko co w jego mocy, by przywrócić jego przyjaciół na świat żywych.
***
Nekromancja należała do jednych z najbardziej nieznanych dziedzin czarnej magii. Była to umiejętność dziedziczna, toteż nikt nie mógł się jej nauczyć, jeśli nie miał w rodzinie żadnego nekromanty. Ojciec Syriusza niestety był nekromantą. Niestety dlatego, że Syriusz nigdy nie nauczył się tej umiejętności. Potrafił rozpocząć rytuał, ale gdy miał wyjść pewną częścią siebie poza świat żywych, strasznie bał się, że nie wróci do żywych, więc starał się przerwać ten rytuał. Po każdej próbie słabł coraz bardziej. Dumbledore widząc to, zakazał mu dalszych prób i stwierdził, że znajdzie kogoś na jego miejsce. Syriusz nie mógł pogodzić się z tym, że znów nie może się do niczego przydać podczas, gdy jakiś inny człowiek, którego nikt nie zna poza Dumbledore’em znów zrobi więcej, niż on. On, który był w tym wszystkim od samego początku. On, który stracił przyjaciół, a teraz musiał polegać na jakimś dziwnym człowieku, którego nie znał i nie wiedział, czy może na nim polegać. Bo przecież nie wiedział, czy Crunch zamierza ożywić jego przyjaciół takich, jakimi byli, czy innych. Takich, których mógłby nie poznać. Syriusz wiedział, że jeśli miałby nie znać swoich przyjaciół, bo byliby innymi ludźmi, wolałby wcale nie przeprowadzać tego rytuału. Przecież wiedział, że w nekromancji nic nie jest wiadome. Albo ludzie wracają do siebie takimi, jakimi byli, albo są zupełnie innymi ludźmi, lub co gorsza, oddychającymi skorupami pozbawionymi duszy. Nie chciał, by jego przyjaciołom przytrafiło się właśnie coś takiego. Nie wiedział również, co nakłoniło Dumbledore’a do przeprowadzenia rytuału. Wiedział, że chciał odzyskać wszystkich tych, których stracili w poprzedniej wojnie. Wiedział jednak, że naruszenie praw śmierci było zbrodnią wymagającą jakiejś ofiary. Syriusz nie wiedział, czy Dumbledore zdawał sobie z tego sprawę. Postanowił więc zapytać go o to.
***
Teraz był pewien. Był pewien tego, że z pewnością się uda. Musiało się udać. Carter Crunch był pewien tego, co robił. Syriusz jednak nie chciał cieszyć się przed czasem. Nie wiedział, czy stary człowiek poradzi sobie z tą odpowiedzialnością sprowadzenia wszystkich tych, którzy zmarli, gdyż takie zadanie dał mu Dumbledore. Syriusz uważał to za szaleństwo. Po co im aż tyle zmartwień na głowie? Gdy Dumbledore zapewniał go, że wszystko się uda i Crunch na pewno da sobie ze wszystkim radę, Syriusz jedynie kiwał głową przytakując. W głębi serca jednak bał się bardzo tego, co miało się stać. Strach jest przecież rzeczą ludzką. Pomimo tego wszystkiego, co Syriusz przeszedł, pozostawał nadal człowiekiem. Nie bał się o siebie. Bał się tego, że gdy już James i Lily wrócą na świat i nie będą tacy sami, Harry może się załamać. Bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo ich mu brakowało. Harry nie musiał mu nic mówić. Syriusz po prostu to wiedział. Sam nie miał nigdy prawdziwego dzieciństwa. Jego rodzice byli fanatykami czystej krwi. Gdy robił coś nie po ich myśli, torturowali go niemalże do nieprzytomności. Właśnie to spowodowało to, że Syriusz jest teraz takim, a nie innym człowiekiem. Był Gryfonem. Pomimo wszelkich problemów i gróźb, Syriusz zdołał uwolnić się od rodzinnej tradycji. Otrząsnął się z tych myśli i ruszył za Dumbledore’em do salonu na pierwszym piętrze Grimmauld Place. To właśnie tam miał odbyć się czarnomagiczny rytuał. Tak naprawdę Syriusz nie wiedział, dlaczego akurat w takim miejscu. Z tego co się orientował, do przeprowadzenia poprawnego rytuału potrzebne były ciała zmarłych. Wszystko jednak wyjaśniło się po wejściu do salonu. Na potężnym stole chirurgicznym spoczywały odnowione ciała jego przyjaciół. Syriusz dostrzegł, że wyglądali oni tak, jakby byli w jego wieku. Zdziwił się nieco, jednak Albus wyjaśnił mu, że tak będzie lepiej dla wszystkich. Byłoby przecież dziwne, gdyby Harry miał rodziców wyglądających na niezbyt wiele starszych od niego samego. Albus wyjaśnił mu również, że ich dusze będą tak samo młode, jak za dnia zabójstwa. Dla Syriusza było to logiczne, jednak nie chciał przerywać Albusowi mowy. Po chwili do pomieszczenia wszedł Crunch. Był to dość stary, wysoki człowiek. Miał długie, splątane, siwe włosy, gęstą brodę i czerwone oczy. Te oczy przypominały mu nieco ślepia Lorda Voldemorta. Jednak nie wygląd liczył się w tym człowieku. Liczyło się jego wnętrze, czyli posiadane przez niego umiejętności. Słowa Cruncha rozwiały wszelkie wątpliwości Łapy.
- Wszystko da się zrobić, Dumbledore – warknął starzec. – Tylko w jaki sposób masz zamiar przywrócić im dusze?
Albus zamyślił się. Nie wiedział, że będzie potrzebne coś jeszcze do tego rytuału. Myślał, że podczas niego dusza zostanie przywrócona do ciała.
- W takim razie co ma na celu ten rytuał? – spytał nieco poddenerwowany.
- Ożywienie ciała i umieszczenie w nim duszy – odparł Crunch. – A ty coś myślał?
Albus westchnął ciężko.
- Ten rytuał miał chyba na celu ściągnięcie duszy zza światów.
- Nie – zaprzeczył Crunch. – Ten rytuał miał na celu ożywienie ciała i zwrócenie mu duszy już po wszystkim. Skąd weźmiesz duszę, Dumbledore?
- Zaklęcie zabijające odsyła je za światy – powiedział Dumbledore. – Więc ty powinieneś ją stamtąd ściągnąć.
- Nie – zaprzeczył znów Crunch. – Czyżbyś nie wiedział, że Voldemort używa zmodyfikowanego zaklęcia avada kedavra?
Syriusz spojrzał na Albusa ze złością. Czyżby to, co myślała pewna grupa czarodziei było jednak prawdą? Dumbledore przecież nie mógł być wszechwiedzącym. Nie był jednym z wielkiej czwórki założycieli Hogwartu, a przecież oni też nie byli wszechwiedzący.
- Co masz na swoje usprawiedliwienie, Dumbledore – odezwał się Syriusz. – W jaki sposób miałeś to rozwiązać?
- Będziesz mi musiał pomóc – odparł Dumbledore. – Musisz rzucić jedno zaklęcie podczas rytuału. Wtedy przywołasz duszę człowieka, na którym się mocno skupisz. To zaklęcie jest nieco podobne do patronusa, tylko przywołuje duszę, a nie obrońce przed dementorami.
- Co ty nie powiesz, Dumbledore – sarknął Black. – Wyobraź sobie, że znam to zaklęcie. Nie zapominaj, że jestem Blackiem.
Dumbledore westchnął ponownie i rozejrzał się po salonie, by zająć się czymś choć na chwilę. Nie wiedział, jak mógł przeoczyć coś tak istotnego. Przecież dusza to najważniejsza część człowieka. Teraz musiał tylko mieć nadzieję, że Syriusz poradzi sobie ze wszystkim. Crunch narysował wokół siebie dwa okręgi i wewnątrz nich pentagram, na którego rogach stało 5 świec. Crunch ukląkł wewnątrz pentagramu tak, jak to robił Syriusz. Ciało Jamesa Pottera położył przed sobą. Ono również nie dotykało żadnego z ramion pentagramu. Zapalił wszystkie świece i wyciągnął ramiona przed siebie. Po chwili zamknął oczy. Światło zamigotało lekko i Syriusz rzucił zaklęcie. Na końcu różdżki zamigotał jakiś cień. Po chwili przed Syriuszem pojawił się przezroczysty obraz Jamesa Pottera. James nie różnił się niczym od siebie sprzed lat. Tak samo wiecznie potargane, sterczące we wszystkie strony włosy, orzechowe oczy i okulary na nosie, a także zawadiacki uśmiech gościł na wargach Gryfona. Nagle zerwał się silny podmuch i pociągnął Jamesa w stronę jego oddychającego już ciała. Błysnęło różnokolorowe światło i obraz Gryfona znikł wszystkim sprzed oczu. Chwilę później ciało Jamesa Pottera uniosło się w powietrze i wyleciało poza miejsce rytuału, po czym z donośnym hukiem uderzyło w stół. Ciało Lily zajęło jego miejsce. Syriusz powtórzył zaklęcie, jednak coś się nie zgadzało. Przed Syriuszem nie pojawił się obraz Lily, lecz jakieś ostrzeżenia o magii krwi. Dumbledore kazał mu przerwać zaklęcie i wyjaśnił mu, że muszą nieco zmodyfikować zaklęcie. Chwilę później Syriusz rzucił nieco inną formułkę zaklęcia i pojawił się obraz Lily. Widać było, że kobieta była zdeterminowana do tego, by nie dopuścić Lorda Voldemorta do swego syna. Tak jak poprzednio z Jamesem, obraz kobiety przesunął się w stronę jej ciała i po chwili znikł w nim. Kilka minut później Crunch wybudził się z transu i zgasił świece, po czym stracił przytomność. Zanim upadł na ziemię, Dumbledore przelewitował go na podłogę poza pentagramem. Dla nich wszystkich jednak najważniejsze było to, czy James i Lily obudzą się i jak będą się zachowywać. Dla Dumbledore’a istotne było również to, czy Harry nie straci przez ich zabiegi ochrony krwi. Nie chciał, przynajmniej na razie, by ktokolwiek wiedział o tym, co się stało. Najpierw musiał doprowadzić Jamesa i Lily do porządku, a potem mógł powiadomić o tym fakcie chłopaka. Syriusz natomiast wpatrywał się przenikliwie w swego przyjaciela. James wyglądał tak, jakby był w wieku Syriusza. Było to skutkiem zaklęć Dumbledore’a. Syriusz nie wiedział, czy taka ostrożność była potrzebna, jednak nie chciał teraz kłócić się z dyrektorem. Najważniejsze teraz było, żeby James się obudził.
***
Ich sielankę przerwał ogromny ból, który przetoczył się przez ciało Jamesa. James zwinął się z bólu i upadł na trawnik. Lily zaniepokoiła się i uklękła przy nim. Tak potężnego bólu James nie czuł nigdy. Czuł, jakby ktoś wyrywał go z jego ciała i wołał tam, gdzie James nie chciał być. Nawoływanie trwało i trwało, a ból rósł z chwili na chwilę. W końcu James stracił przytomność, po czym zniknął. Lily zastanawiała się, czy to nie był jego kolejny żart. Postanowiła nie przejmować się tym i poobserwować Harry’ego. Szybko spojrzała w dół, na ziemię i wyszukała Surey, a potem Privet Drive 4. Spojrzała w okno sypialni Harry’ego. Chłopak spał spokojnie. Co jakiś czas przewracał się z boku na bok, pomrukując cicho. Nagle Lily zwinęła się z bólu i upadła na ziemię. Po chwili straciła przytomność i zniknęła tak, jak uprzednio James.
***
Gdy otworzył oczy, zauważył wokół siebie wiele osób. Nie mógł jednak rozpoznać niczyjej twarzy, gdyż oślepiło go światło ze świec umieszczonych w kinkietach. Przymknął powieki i odczekał chwilę. Gdy ponownie otworzył oczy spostrzegł, że znajduje się w salonie domu państwa Blacków. Zdziwił się nieco. Wiedział przecież, że zginął w obronie własnego syna. Jego rozmyślenia przerwał radosny okrzyk łapy, który rzucił się, by go wyściskać.
- No dobra już, Łapo – odezwał się James. – Za chwilę mnie udusisz i odbijesz mi wątrobę!
- Ależ James – ryknął mu do ucha Syriusz. – Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę! Chłopie, tyle lat żeśmy się nie widzieli
- Co z Lily? – spytał James wyswobadzając się z uścisku Łapy. – Czy ona też tu jest?
- Musieliśmy oddać ją do Świętego Munga – odparł Syriusz. – Za kilka miesięcy powinna wrócić do zdrowia.
- Za kilka miesięcy! – nie dowierzał James. – Przecież powinna być tu teraz ze mną! Dlaczego ona jest w Mungu, a ze mną jest wszystko w porządku?
Do Jamesa podszedł Dumbledore i pomógł mu wstać. James zachwiał się lekko, jednak Syriusz nie pozwolił mu upaść, łapiąc go za ramię.
- Za chwilę ci wszystko wyjaśnię – odezwał się Dumbledore. – Musisz jednak najpierw coś zjeść i czegoś się napić. Twoje ciało potrzebuje posiłku.
Rzeczywiście, gdy Dumbledore o tym wspomniał, Jamesowi zaburczało głośno w brzuchu. Syriusz uśmiechnął się lekko i wyszedł z salonu, każąc Jamesowi iść za sobą. Dyrektor również poszedł z nimi. James postanowił sprawdzić, czy jego domowy skrzat przybędzie mu na wezwanie. Nie wiedział, czy w jego posiadłości przez tyle lat skrzaty dowiedziały się, że Ich pan już nie żyje.
- Chłystek – zawołał James.
Już po chwili przed nim zmaterializował się dobrze ubrany skrzat. Miał na sobie czarną koszulę i czarne spodnie. Stworzenie rzuciło mu się do stup i zaczęło zawodzić:
- Panie mój! Pan wybaczy! Chłystek nie wiedział! Chłystek się nie spodziewał! Gdyby Chłystek wiedział, odezwałby się wcześniej! Ale chłystek nie… Chłystek nie…
- Spokojnie, Chłystku – powiedział spokojnie James i podniósł skrzata z ziemi, po czym otrzepał mu ubranko.
Skrzat zalał się łzami i pokłonił się swemu panu aż do samej ziemi, po czym powiedział:
- Chłystek jest gotów, by spełniać pańskie rozkazy, panie James!
- Znakomicie! – ucieszył się James – W takim razie, gdybyś był tak łaskaw, przygotuj mi coś do jedzenia. Byleby było tego dużo.
- Oczywiście, sir! – powiedziało radośnie stworzenie i znikło w kuchni.
***
Kuchnia na Grimmauld Place, sierpień 1996
- Kiedy wreszcie zobaczę swoją żonę! – pieklił się James. – Ostatnio mówiłeś, że już za kilka dni!
- Już za kilka dni – powiedział spokojnie Dumbledore.
- Nie za kilka dni! – ryknął James i wstał z miejsca. – Albo idę ją zobaczyć teraz, albo cię po prostu zgniotę, jak zwykłego robaka!
- Wątpię – powiedział spokojnie Dumbledore. – Muszę tylko zdjąć z niej zaklęcia ochronne i będzie mogła do ciebie wrócić. A teraz radziłbym ci usiąść na miejsce i słuchać tego, co mam do powiedzenia!
James machnął różdżką, z której wyleciał czerwony promień i poleciał w kierunku Dumbledore’a. Albus wstał z miejsca, wyciągnął swą różdżkę i machnął nią, blokując zaklęcie Pottera. Drugie machnięcie wysłało niebieski promień w stronę Jamesa. Mężczyzna się wściekł. Już po chwili we wszystkich kierunkach latały różnokolorowe promienie, tłukąc wazony oraz dziurawiąc ściany. Syriusz wszedł do kuchni, a po chwili cofnął się z przestrachem. Wyciągnął różdżkę i machnął nią krótko. Różdżki Albusa i Jamesa powędrowały do jego dłoni. To jednak nie zakończyło pojedynku. James rzucił potężne bezróżdżkowe Accio w stronę Dumbledore’a, jednak nie trafił. Syriusz zastanawiał się, co James miał zamiar zrobić, rzucając accio. Po chwili się przekonał. Dumbledore wylądował na ziemi z potężną opuchlizną pod okiem. James przywołał wtedy jakiś potężny dzban, którego jeszcze nie zdążyli zniszczyć i jakimś zaklęciem pchnął go w twarz Dumbledore’a. Tak właśnie zakończył się pojedynek pomiędzy Jamesem Potterem a Albusem Dumbledore’em. Potter podszedł do Dumbledore’a i pomógł mu wstać. Obaj mężczyźni podali sobie dłonie, tym samym oficjalnie kończąc pojedynek i dając do zrozumienia, że nie mają nic do siebie. Zajęli swoje dawne miejsca i James kontynuował poprzedni temat:
- W takim razie kiedy będę mógł ujrzeć mą żonę, Albusie?
- Myślę – odezwał się Dumbledore – że skoro Harry już jest tutaj, a jego mugolscy krewni nie żyją, ochrona z krwi nie jest mu już potrzebna. Myślę więc, że już wkrótce będziesz mógł odwiedzić Lily.
- Wkrótce, czyli kiedy? – dociekał James.
- Jak tylko cofnę zaklęcie poświęcenia – odparł zmęczonym głosem Dumbledore.
- Ale przecież to zaklęcie nie działało od wtedy, gdy Voldemort odrodził się wykorzystując krew Harry’ego – odezwał się Syriusz. – Nie rozumiem więc, jakim prawem wrócił tam w te wakacje. Przecież Voldemort mógł go tam dopaść przez cały czas!
- O tym nie pomyślałem – westchnął Dumbledore. – No cóż… Teraz to już i tak nieważne. Harry jest tutaj z nami i nic już mu nie grozi. Lily zostanie wyleczona w przeciągu najbliższego miesiąca i wtedy będziesz mógł się do niej udać.
- No cóż – powiedział James. – W takim razie zostaje mi już tylko przeprosić cię za to, co zrobiłem i wysłuchać tego…
Słowa Jamesa przerwał wpadający z głośnym łomotem wyważanych drzwi Carter Crunch. Mężczyzna zajął swoje miejsce i zaczął:
- Ten skur…
- Carterze! – oburzyła się pani Weasley. – Wyrażaj się!
- skubaniec… Lord jakmutam… zastawił na mnie pier… pierońsko silną pułapkę! To tak mi się odwdzięcza ten stary, zgrzybiały ch… Chory psychopata po tym wszystkim, co dla niego zrobiłem!
- O tym porozmawiamy później – uciął Dumbledore.
- Jakie później! – wrzasnął Crunch wyciągając swą dymiącą różdżkę z kieszeni i celując nią w Dumbledore’a. – Porozmawiamy o tym teraz!
hahahaha co za ku*wa wszyscy na dumbledore'a nie no widać, że uwielbiasz walczyć :d
OdpowiedzUsuń