przetłumacz

niedziela, 7 maja 2017

34. Nawrócenie

Bal walentynkowy miał odbyć się czternastego lutego w wielkiej sali. Harry wcale nie był zadowolony z tego faktu. Wcale a wcale nie chciało mu się włóczyć po jakichś wielkich salach, z dziewczynami wystrojonymi w najpiękniejsze kreacje, wymalowanymi jak modelki na wybiegu… Zamiast tego wolał znaleźć swoich przyjaciół i z nimi zrobić jakiś psikus np. Przykleić wszystkich w wielkiej sali do podłogi albo zrobić coś innego. Chris jednak miał na ten temat odmienne zdanie. Powiedział, że takie coś z pewnością pozwoli mu zapomnieć o wszystkim, co mu się przytrafiło do tej pory. Harry jednak nie chciał o niczym zapominać. No bo jak miał zapomnieć, że jego dziewczynę gwałcono i torturowano na jego oczach? Jednak Chris upierał się przy swoim. Któregoś dnia wysłał Harry’ego do skrzydła szpitalnego, by odwiedził Ginny i zapytał ją, czy nie zechciałaby iść z nim na bal. Niechętnie posłuchał przyjaciela i udał się do skrzydła szpitalnego. Po dotarciu na miejsce podszedł do łóżka skrytego za parawanem i przysiadł na jego brzegu. Ginny przytuliła się lekko do jego pleców i wymamrotała:
- Znowu paliłeś.
- Oj tam – powiedział cicho Harry odwracając się do niej przodem. – Czasem mi się zdarza.
- Czasem – prychnęła Ginny, mocniej wtulając się w chłopaka. – Doskonale pamiętam, że jeszcze do niedawna nie paliłeś tak często, a teraz…
- Chłopaki mnie poczęstowali, więc szkoda mi było odmówić.
- A jakby cię poczęstowali jakąś trucizną, to też byś nie odmówił?
- Nigdy by tego nie zrobili – powiedział Harry lekko zaskoczony tym, co powiedziała jego dziewczyna. – Znam ich od dzieciństwa i wiem, że mogę im bezgranicznie ufać.
- Jakoś nie przeszkodziło im to, by nie ochronić nas przed śmierciożercami w Hogsmeade – wykłócała się Ginny.
- Doskonale wiesz, że to nie była ich wina – warknął lekko poddenerwowany Harry. – Ja sam na ich miejscu zrobiłbym dokładnie to samo. Zresztą jest wiele plusów tego wydarzenia.
Harry gdyby tylko mógł, strzeliłby się w twarz za to, co powiedział. Przecież wiedział, jak Ginny to przeżyła. On sam potrzebował dwóch tygodni, by pozbierać się po tym wszystkim i nie widzieć w każdym zagrożenia. Ginny odsunęła się od niego. Po jej minie widział, że za chwilę albo zacznie krzyczeć, albo się rozpłacze. Harry przysunął się do niej i objął ją lekko. I tym razem Ginny go odepchnęła. Harry położył jej dłoń na ramieniu i powiedział cicho.
- Nie to miałem na myśli.
- To może mi szanowny pan Potter, wybawca i męczennik powie, co takiego miał na myśli? – syknęła Ginny strącając rękę Harry’ego ze swojego ramienia.
- A myślisz, że ja jestem zadowolony z tego, że działo się tam to, a nie co innego? – spytał Harry zaciskając zęby ze złości. – Myślisz, że nie żałuję, że dałem się chłopakom namówić na tą wycieczkę do Hogsmeade? Myślisz, że nie żałuję, że zabrałem ze sobą ciebie? Myślisz, że nie wolałbym cierpieć zamiast ciebie?
Ginny położyła Harry’emu dłoń na ustach, uciszając go. Po chwili odezwała się lekko zduszonym głosem:
- Ja nie żałuję, że nie cierpiałeś zamiast mnie.
Harry położył się obok niej, a ona przytuliła się mocno do niego. Po chwili pani Pomfrey wyszła ze swojego gabinetu. Chciała wyrzucić Harry’ego ze skrzydła szpitalnego, jednak powstrzymała się od tego i wróciła do siebie.
- Wiesz – szepnął Harry. – czternastego lutego jest bal z okazji walentynek…
Ginny uśmiechnęła się lekko, zarzucając nogę na chłopaka. Harry przytulił ją mocniej do siebie i kontynuował:
- Wcale nie chciałem iść na ten bal, ale Chris powiedział mi, że może on pomógłby nam zapomnieć o tym wszystkim… O ile chcesz…
Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi i pocałowała go, przelewając w pocałunek wszystkie swoje uczucia i wątpliwości. Harry odwzajemnił pocałunek, a w chwilę później z żalem oderwał się od jej ust.
- Chyba muszę iść – mruknął niechętnie wtulając twarz w jej rude, cudnie pachnące włosy.
- Leć – powiedziała Ginny i pocałowała go lekko na pożegnanie.
Był już przy drzwiach, gdy przypomniał sobie o czymś. Odwrócił się i spytał:
- Jesteś pewna, że pani Pomfrey cię wypuści?
- Powiem jej, że najwyżej tu wrócę, jak coś będzie nie tak – uspokajała go Ginny. – Nie musisz się o mnie martwić. No leć już, poradzę sobie.
Harry wyszedł ze skrzydła szpitalnego i popędził do dormitorium. Wpadł doń prawie wyważając drzwi. W środku znajdowali się jedynie Chris, Herbert i Michael.
- Ron gdzieś polazł – odpowiedział na niezadane pytanie Herbert. – Już od jakiegoś czasu znika i pojawia się dopiero na noc, albo nie wraca wcale.
- Czyżby jego związek z Hermioną zaszedł aż tak daleko? – spytał Harry lekko się czerwieniąc. Trudno mu było wyobrazić sobie jego przyjaciela w takiej sytuacji.
- Taa – powiedział Michael. – Widziałem, jak któregoś wieczoru pędzili do pokoju życzeń… Zresztą, powinieneś zająć się Ginny, a nie interesować się Ronem i jego schadzkami z Hermioną.
- A jak tam Kate? – spytał Harry patrząc na Michaela. – Pogodziliście się wreszcie?
- Ee tam – powiedział lekceważąco Michael. – Pewnie już nie długo się pogodzimy, ale na razie jeszcze z nią nie gadam.
***
- I może mi powiesz, że nie wiedziałeś?! – krzyczał Chris. – Doskonale zdawałeś sobie sprawę z tego,, że to kogoś zabije!
- Ale to już się spełniło! – ryknął Harry. – Ile razy mam ci to tłumaczyć!
Chris tylko zacisnął zęby, ze złością wpatrując się w księgę trzymaną na kolanach. Od czterech tygodni nie mieli żadnych informacji na temat objawów dotknięcia kryształu. Gdy tylko Chris, Herbert i Michael dowiedzieli się, że Potter również dotknął kryształu, czy raczej kryształ jego rozpętało się istne pandemonium. Przyjaciele biegali od jednego kąta biblioteki do drugiego, w poszukiwaniu niezbędnych informacji o konsekwencjach takiego zachowania kryształu. Nic jednak nie mogli znaleźć. Harry, gdy tylko pozwolił się zbliżyć do siebie komuś więcej niż Ginny, zaraz popędził na poszukiwania przyjaciół. Znalazł ich przegrzebujących wielką bibliotekę w poszukiwaniu poprzedniej księgi, w której znaleźli wzmiankę o krysztale śmierci. Księgi jednak znaleźć nie mogli. Wyglądało na to, że dosłownie zapadła się pod ziemię. Przyjaciół wcale taki obrót spraw nie cieszył. Nie mogli dowiedzieć się czegoś, co być może przyczyni się do zwycięstwa w tej wojnie.
- Pytam jeszcze raz. Dlaczego nie powiedziałeś, że wziąłeś na siebie tę klątwę!
- Po co miałem ci to mówić!
Chris podszedł do Harry’ego i złapał go za gardło. Chłopak próbował się cofnąć, jednak zahaczył nogą o coś leżącego na podłodze i przewrócił się z głośnym hukiem. Rozmasował bolące miejsce, a potem spojrzał na to przez co się przewrócił. Oczy pojaśniały mu ze szczęścia. Przedmiotem, o który się potknął była oczywiście ogromna księga. Otworzył ją na wcześniej zaznaczonym miejscu i zaczął czytać. W tym czasie Herbert i Michael zwiedzali inne zakątki wielkiej biblioteki, zaś Chris zastanawiał się, jak mógł tak łatwo dać się ponieść emocjom.
- Przejęcie klątwy powoduję późniejszą egzekucję osoby przejętej, lub w wypadku osoby zmarłej, czyli w moim przypadku zabitej Avadą, zwrócenie duszy i / lub dusz znajdujących się w ciele. – odezwał się Harry po czym zamknął księgę i odłożył ją na podłogę.
- To żeś mi powiedział – warknął Chris. – Sam wiedziałem, że to się tak skończy.
- To mogłeś mi powiedzieć! – powiedział rozwścieczony Harry. – Nie musieli byśmy łazić tu i szukać tej durnej księgi!
Księga uniosła się i uderzyła Harry’ego mocno w głowę. Chłopak rozmasował skronie i zamrugał oczami, by wyostrzyć pole widzenia. Chris cały czas stał nad nim z rozpostartymi ramionami, jakby zapraszał go, żeby się w niego wtulił. Harry skarcił się za tak niedorzeczne myśli. Wstał jednak i odsunął się od Chrisa prawie na drugi koniec działu o kryształach.
- To chyba możemy stąd iść, nieprawdaż? – spytał z nadzieją.
- Ja mogę – odparł Chris – Ty nie.
- O co ci znowu chodzi? – spytał zaskoczony Harry. – Przecież znalazłem tę informację…
- Tylko, że ja wiedziałem o niej wcześniej, więc mój drogi Barry, będziesz musiał zostać tu te kilka miesięcy, przez które ja wiedziałem, że jak kryształ zrobi coś takiego, to osoba odzyska duszę.
- Ale mi nie powiedziałeś! – wrzasnął Harry. – Czy ty myślisz, że będę się ciebie o wszystko dopytywał, jakbyś był jakimś profesorem?
- Tak właśnie – powiedział Chris potwierdzając dodatkowo skinięciem głową. – Miałem nadzieję, że przez te wszystkie lata znajomości ze mną doskonale będziesz zdawał sobie z tego sprawę.
Harry miał dość słuchania przechwałek Chrisa. Ruszył przed siebie zdecydowanym krokiem. Skierował się pod dziurę, przez którą wpadli do biblioteki i wymówił dobrze wszystkim znaną formułkę. Już po chwili pędził w górę z zawrotną prędkością, by znaleźć się na schodach na pierwsze piętro. Nie miał zamiaru siedzieć na dolę ani minuty dłużej. Postanowił wykorzystać ten czas znacznie ciekawiej, niż na kłótnie z przyjaciółmi. Postanowił pójść do skrzydła szpitalnego, by odwiedzić Ginny.
***
Chris stał w miejscu, w którym zostawił go Harry. Miał nadzieję, że chłopak nie będzie gniewał się na niego za te żarty. Zazwyczaj nie był taki drażliwy, jak dzisiejszego dnia. Nie przejmował się tym dłużej i poszedł poszukać reszty paczki. Herberta znalazł przeglądającego archiwalne proroki codzienne z 1973 roku, gdy Lord Voldemort powoli zbierał swoją armię. Widział artykuł, który czytał. Chrisa wcale to jednak nie interesowało.
- Odłóż ten stary szajs – ryknął mu do ucha.
Herbert podskoczył w górę, wypuszczając z rąk gazetę, która z szelestem opadła na podłogę. Chłopak rzucił Chrisowi mordercze spojrzenie i zapytał:
- Czego chcesz?
- Jak to czego? – zdziwił się Chris. – Idziemy już stąd. Potter znalazł to, czego chciał.
- Noż po prostu – westchnął Herbert. – Nikt nie raczył mnie poinformować.
Ruszyli na poszukiwania Michaela. Chodzili i chodzili, a Michaela nigdzie nie było widać. Kilka minut później Michael znalazł się sam, idąc w ich kierunku i dźwigając naręcze jakichś ksiąg.
- Gdzie się szlajasz! – ryknął Chris, przystawiając chłopakowi różdżkę do gardła. – Myślisz, że ja tu będę Cię szukał całe życie, i że nie mam co robić!
Michael uśmiechnął się tylko, kontynuując marsz w kierunku dziury w suficie. Stanęli w wyznaczonym miejscu i po wypowiedzeniu formułki pędzili w górę. Michael prawie zgubił księgi, które sobie pożyczył, lecz przyjaciele pomogli mu je utrzymać w rękach. Gdy wydostali się na schody na pierwsze piętro, Michael powiedział:
- To ja idę odnieść to do dormitorium, a wy idźcie na błonia. Zaraz do was dołączę.
Przyjaciele zgodzili się niechętnie i ruszyli na błonia. W tym czasie Michael pędził schodami, korytarzami, tajnymi przejściami, przesmykami i jeszcze raz korytarzami, by dostać się szybko do pokoju wspólnego Gryffindoru. Podał hasło Grubej Damie i wpadł do środka. Rozejrzał się w poszukiwaniu tej jednej, jedynej w swoim rodzaju osoby. Znalazł ją siedzącą w najdalszym kącie pokoju. Podszedł do niej. Zrzucił księgi na podłogę i rzucił się na nią, jak wygłodniałe zwierze na świeżo upolowaną zwierzynę. Pocałował ją mocno w usta, a w chwilę później zostawił ją samą z myślami. Pobiegł do swojego dormitorium, odłożył księgi do swego kufra, wzbogaconego o zaklęcie zmniejszająco-zwiększające i popędził na błonia, by dołączyć do swoich przyjaciół marznących na świeżym powietrzu.
- Coś długo cię nie było – powiedział śmiejąc się Chris.
- Spotkałem Kate – odparł Michael wyczarowując sobie miękką poduszkę, na której usiadł. – No wiesz… Musiałem się przywitać…
- Masz szminkę na twarzy – zażartował Herbert.
- Co? – przeraził się Michael. Próbował dłonią wytrzeć ją z twarzy. – Czego się śmiejesz, idioto!
Przyjaciele pokładali się ze śmiechu.
- Ale miałeś minę – zarechotał Chris.
- A oczy to ci prawię wylazły całkowicie na wierzch – dodał Herbert.
***
Weszli do gabinetu dyrektora, oczywiście bez podawania hasła. Chimera odsunęła się na sam ich widok. Nie musieli nawet kazać jej zejść im z drogi. Dumbledore jak zwykle siedział przy biurku, przeglądając jakieś papierzyska. Jego ptak, Feniks Fawkes jak zwykle siedział na swej żerdzi, łypiąc ślepiami na nowo przybyłych. Po chwili zaśpiewał jakąś radosną pieśń. Dumbledore spojrzał w ich kierunku i uśmiechnął się dobrotliwie. Nie wiedział dokładnie, co sprowadza młodych mężczyzn do jego gabinetu. Mógł się tylko domyślać.
- Witajcie – powiedział Dumbledore. – Co was do mnie sprowadza?
Przyjaciele podeszli do jego biurka. Wyczarowali sobie trzy miękkie, wygodne fotele, po czym rozsiedli się w nich wpatrując się w Dumbledore’a. Mężczyzna pod ich spojrzeniami poczuł się dość nieswojo. Po chwili w jego głowie pojawiły się przebłyski jakichś wspomnień. On w dzieciństwie. On stojący nad grobem swojej siostry. On z Grindelwaldem. On wynajdujący dwanaście sposobów zastosowania smoczej krwi. On jako nauczyciel transmutacji. On pragnący władać całym światem. Jego fascynacja czarną magią. Ostatni rok… Dziwne uczucie pustki…
- Przyszliśmy pana zmienić – odezwał się wreszcie Herbert.
Dumbledore przestał się uśmiechać. Nie wiedział, o co im dokładnie chodzi.
- Ale o czym dokładnie mówicie? – spytał po chwili ciszy.
- To niech pan sobie przypomni – powiedział Chris. – Niech pan wysili umysł. Przecież jest pan najpotężniejszym czarodziejem obecnych czasów.
Dumbledore starał się wyłapać jakieś ukryte znaczenie w słowach Chrisa. Nie mógł jednak nic wychwycić, co nakierowałoby go w jakimś konkretnym kierunku. Sam doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w tym roku zachowywał się inaczej. Starał sobie wmawiać, że to dla większego dobra. Nie wiedział jednak, co kazało mu zachowywać się tak, a nie inaczej. Od dawna przecież nienawidził czarnej magii, a w tym roku użył jej już tak wiele razy, że sam nie był wstanie zliczyć, ile razy. Przemyślenia Dumbledore’a przerwało Wyciągnięcie różdżki przez Chrisa. Chłopak wycelował ją w dyrektora. Po chwili to samo zrobili dwaj pozostali przyjaciele. Wszyscy wycelowali różdżki w dyrektora i wypowiedzieli jakieś zaklęcie. Wokół niego rozbłysło wielokolorowe światło. Pochłonęło go w całości i w chwilę później, z dźwiękiem zasysanego powietrza Albus Dumbledore zniknął z gabinetu, przynajmniej tak się mogło wydawać. Dyrektor wciąż siedział na swoim miejscu. Musiał jedynie zmierzyć się ze swoją przeszłością, zaakceptować ją lub stwierdzić, że w tym czy innym przypadku można było podjąć inną decyzję i wrócić do teraźniejszości. Od samego urodzenia, poprzez zajmowanie się rodzeństwem w chwilach, gdy rodzice nie mogli, fascynacji czarnej magii i tym, co robił Gellert Grindelwald. Jego pragnienia posiadania Insygniów Śmierci, nauczanie w szkole magii i czarodziejstwa Hogwart, pobłażanie Huncwotom, nie zwracanie uwagi na to, że ich dowcipy często przekraczały pewne normy i były niebezpieczne, zbyt słabe naleganie na to, by James Potter uczynił jego strażnikiem tajemnicy ich domu. To, że nie wiedział, kto był tym strażnikiem… Tego nie dało się ani zaakceptować ani zapomnieć. Można było jedynie podjąć zupełnie inną decyzję. Przecież od samego początku wiedział, że Peter był szpiegiem. Wiedział i nic z tym nie zrobił. Może gdyby James powiedział mu, że to właśnie Pettigrew był jego strażnikiem, dałoby się go jeszcze naprostować… Dumbledore strzelił się w myślach w twarz. Zabolało tak, jakby ktoś zrobił to w rzeczywistości. Przecież znał Jamesa od jego pierwszego roku! Przecież obserwował ich świtę od samego początku. Mógł domyślić się, że to właśnie jego wybierze na strażnika. James zapewne myślał, że nikt o zdrowych zmysłach nie będzie podejrzewał Petera o to, że to właśnie on jest strażnikiem tajemnicy. James myślał słusznie, gdyż nikt o zdrowych zmysłach przecież nie spytał go, o adres domu Potterów. Dumbledore przecież wiedział, że Riddle jest szalony. No właśnie… Tom Riddle. Mógł zwrócić na niego jeszcze więcej uwagi w szkole… Mógł go baczniej obserwować… Mógł dostrzec to, że chłopak żyje bez miłości. Przecież wiedział, że ten mieszka w sierocińcu! Ciepło rozlało się w jego sercu. Powrócił więc do sprawy Huncwotów. Mógł nie odrzucać Lunatyka, który wcale nie był zdrajcą. Znowu ciepło. Mógł bardziej postarać się, by przeprowadzono normalny proces w sprawie Łapy… Mógł nie oddawać Harry’ego do Dursleyów! Wreszcie mógł przestać udawać, że nie widzi tego, jak młody Potter był traktowany w domu. Przecież widział to, że chłopak jest zbyt chudy jak na swój wiek. Widział to, że w wakacje chodził w ubraniach po swoim kuzynie. Widział, że jest bity i katowany w domu swojego wujostwa. Widział i nic z tym nie zrobił. Przecież wystawiał straże koło domu Dursleyów. Sam również czasem odwiedzał to miejsce. Wiedział, że niezbyt uważny szpieg nie mógł dostrzec nic podejrzanego. Od wielu lat upominał Petunię, by ta nie traktowała chłopca zbyt źle, a jeśli już ma zamiar to robić, to by robiła to tak, by nikt tego nie słyszał ani nie widział. Dumbledore miał nadzieję, że Harry jak najdłużej pozostanie w domu swojego wujostwa. Chciał utrzymać go jak najdłużej pod kontrolą. Ostatnie wydarzenia jednak zaowocowały zupełnie innym obrotem spraw. Dumbledore podjął decyzję. Musi sam zająć się edukacją chłopca, by ten był gotów zmierzyć się z Tym, którego imienia nie wolno wymawiać. Znów poczuł ciepło, które rozlewało się po jego ciele. To uczucie trwało dłużej, jednak po kilku chwilach przeszło. Dumbledore zastanowił się, co jeszcze powinien zrobić. Przypomniał sobie, co zrobił w święta. Ile czarnomagicznych urządzeń umieścił na Grimmauld Place. Wiedział że zrobił źle. Pustka, którą miał w głowie i uczucie przymusu powoli ustępowało. Mógł więc zdać sobie sprawę z tego, co robił. Przypomniał sobie, jak jakiś głos kazał mu to zrobić. Wiedział, że nie powinien tego robić i postanowił, że wkrótce zabierze te, które jeszcze tam pozostały. Znów to cudowne uczucie. Tym razem trwało ono dłużej. Od czubka głowy aż po palce stóp. Przyjemne ciepło rozlewało się po jego ciele. Wróciła mu również bystrość umysłu. Czuł, że może rozwiązać teraz nawet najbardziej skomplikowany problem. Cieszył się z tego, że już wszystko mu przeszło. Po chwili wspomnienia przemykające mu przed oczami zatrzymały się na nowych ludziach, czyli Baldauhrze i jego świcie. Nie żałował, że ich tu sprowadził. Cieszył się, że ma nowych sojuszników. Wiedział, że oni z pewnością pomogą mu w pokonaniu zła na świecie. Mieli oni co prawda swoje występki na przestrzeni wieków, o których opowiedział mu Baldauhr, jednak nie chciał zawracać sobie tym głowy. Wiedział, że jeśli zajdzie taka konieczność, będzie wstanie usunąć ich tam, skąd Huncwoci przyzwali ich wraz z nim. Nie miał jednak pojęcia, czy sam nie przypłaci tego życiem.
***
Herbert, Michael i Chris oraz reszta klasy siedzieli na lekcji transmutacji. Omawiali temat, który według Chrisa nie mógł się do niczego przydać. Michael i Herbert uważali podobnie, jednak Herbert mimo wszystko i tak rzucał zaklęcia, które podawała profesor McGonagall. Chris i Michael zaś siedzieli rozparci na swych krzesłach jak królowie na tronach. W pewnym momencie podeszła do nich McGonagall i wpatrując się w Chrisa i Michaela powiedziała:
- Zacznijcie ćwiczyć, albo będę zmuszona odjąć Gryffindorowi punkty, a dobrze wiecie, że nie chcę tego robić.
- No to niech pani odejmie – warknął Chris. – Ja nie mam zamiaru ćwiczyć tak bezużytecznego tematu.
McGonagall spojrzała na niego jak na idiotę, którego udawał od samego początku edukacji w tej szkole. Jej spojrzenie nie zrobiło wrażenia na Chrisie, który siedział i gapił się bezczelnie na McGonagall.
- Night! – warknęła McGonagall. – Ćwicz to zaklęcie!
- Nie! – odwarknął Chris. – Nie przyda mi się to w życiu. Ja nie Potter, co chce zostać aurorem. A zresztą i tak nim zostanę.
- Jeśli będziesz się tak zachowywał – powiedziała po chwili ciszy McGonagall – to na pewno nie będziesz żadnym aurorem. Szlaban o dwudziestej, dziś!
- Nie.
McGonagall odeszła od ławki, w której siedzieli Chris z Michaelem. Chris powrócił do grania w kulki z Michaelem. Przywoływali sobie z dormitorium glinę i rzucali nią w uczniów. Uczniowie nie zorientowali się, że zostają obrzucani czymkolwiek, gdyż na kulki rzucone było zaklęcie niewyczuwalności. Przyjaciele więc mogli bez przeszkód rzucać kulkami w uczniów. Po pół godzinie lekcji ich zachowanie zauważyła McGonagall. Zbliżyła się do ich ławki i właśnie w tej chwili oberwała kulką wprost w czoło. Chris i Michael zorientowali się, że nie zdążyli rzucić na kulki zaklęcie niewidzialności, które zakończyliby wraz z końcem lekcji. Minerwa McGonagall aż poczerwieniała ze złości. Wlepiła mordercze spojrzenie w Chrisa i Michaela i wrzasnęła:
- Idziemy do dyrektora!
Chris i Michael podnieśli się z krzeseł, stając niemalże na baczność przed wicedyrektorką. Chris podniósł dłoń i pokazał dyrektorce środkowy palec, zaś Michael pociągnął ją z bara i obaj przyjaciele wypadli z klasy głośno trzaskając drzwiami. Po kilku minutach szaleńczego biegu przez zamek do Hogwarckich wrót Chris powiedział:
- To było zajebiste!
- Taa – westchnął Michael. – Ale coś mi się wydaje, że w szkole to my już mamy się nie pokazywać.
- Aj tam – powiedział lekceważąco Chris. – Pamiętaj, że uratowaliśmy Dumbledore’a z rąk zła. Man na pewno się za nami wstawi.
Po chwili marszu Chris i Michael dotarli na obrzeża Hogsmeade. Po chwili dyskusji o miejscu, do którego mogliby się udać, postanowili teleportować się tam, gdzie Kiedyś powiedział im Potter, że mogą urządzić sobie Gwardię Dumbledore’a. Obrócili się i wylądowali przed zakamuflowanym domem numer 4 na Privet Drive. Weszli do środka i zapalili światło. Jak się okazało, prądu nikt nie odłączył. Michael udał się do kuchni by sprawdzić, czy jest ciepła woda. Okazało się, że nie muszą się o nic martwić. W lodówce znaleźli kilka konserw, które kupił ostatnio Potter, jak się tu pojawił. W salonie urządzone było miejsce, gdzie można było urządzić ewentualne lekcje, zaś w pokojach na pierwszym piętrze urządzone były sypialnie, oczywiście powiększone magicznie. Na drugim, całkowicie magicznym piętrze znajdowała się ogromna siłownia z orbitrekami, czterostanowiskowymi atlasami do ćwiczeń, ławeczkami, sztangami, hantlami, bieżniami, steperami i innymi. W drugim pomieszczeniu znajdowały się szatnie z prysznicami. Na ścianach zaś wisiały obrazy przedstawiające pakujących mężczyzn. Jeden z nich przedstawiał nawet Harry’ego, rozciągniętego na ławeczce z sztangą wyciągniętą ku górze, na wyprostowanych ramionach. Michael zszedł na dół i odnalazł Chrisa, który raczył się wybornym Bordeaux rocznik 90. Podszedł do niego i uśmiechnął się. Po chwili Chris chwycił leżącą na blacie gazetę. Na jej pierwszej stronie artykuł głosił:
„Zamordowano rodzinę Dursleyów”.
- Skąd Ty to znalazłeś? – spytał Michael.
- A o – mruknął Chris. – Leżało sobie tutaj. A to wino stało w szafce.
- To daj trochę – poprosił Michael.
Chris odkręcił butelkę i wyciągając szklankę z szafki przelał mu sporo jej zawartości. Podał szklankę przyjacielowi i obaj napili się zdrowy łyk. Po chwili milczenia Chris podniósł się i rzekł:
- Idę do salonu. Może obejrzę sobie jakieś newsy w tv…
- To ja też – odparł Michael. – Nie będę tu przecież siedział sam.
Przyjaciele poszli do salonu, a potem przeszli przez drzwi, ukryte za zasłoną w miejscu, gdzie niegdyś znajdowało się okno. Znaleźli się w dawnym salonie państwa Dursleyów. Chris włączył telewizor i usiadł na kanapie. Po chwili dołączył do niego Michael. Przyjaciele wgapili się w ekran i oglądali wiadomości, w których oczywiście nie było nic sensownego, oczywiście nic sensownego dla nich. Po jednych wiadomościach rozpoczęły się drugie, gdyż przyjaciele włączyli kanał informacyjny. Po kilku nic nie wnoszących serwisach informacyjnych Chris wyszedł na chwilę, a po chwili wrócił z dwoma piwami. Podał jedno Michaelowi i spytał:
- Nie sądzisz, że przydałoby się zawiadomić Pottera, że tu jesteśmy?
- Daj spokój – mruknął lekceważąco Michael. – I tak go to nie obejdzie. A zresztą może o tym powiadomić nauczycieli.
- No co ty! – fuknął Chris. – Myślisz, że Potter, który był torturowany przez tego i owego będzie chciał, by nas wywalono ze szkoły? Teraz możemy zająć się sami wiemy czym… Zresztą Potter nie jest królem świata…
Nagle w salonie domu zmarłych państwa Dursleyów zmaterializował się zdenerwowany Harry. Ujrzawszy Chrisa i Michaela uspokoił się nieco. Przyjaciele jednak zauważyli, że ten nie ma brwi. Chłopak usiadł obok nich na kanapie, wziąwszy zaś butelkę piwa Chrisa pociągnął z niej potężny łyk i powiedział:
- Już cała szkoła was szuka, wariaty.
Chris uśmiechnął się do niego i poklepał go mocno po ramieniu mówiąc:
- No, jeszcze będzie z ciebie dobry człowiek.
- Sam się tu teleportowałeś? – spytał Michael.
- Tia – potwierdził Harry. – Na ostatniej lekcji udało mi się teleportować, więc spróbowałem na dłuższy dystans i oto jestem.
- No to teraz cały świat stoi przed nami otworem – stwierdził Chris wyrywając Harry’emu swoją w połowie opróżnioną butelkę Portera i upijając z niej potężny łyk. – Teraz możemy wziąć się za poszukiwanie sami wiecie czego, a potem możemy wziąć się za porządne trenowanie Pottera.
- Dlaczego wy niby mielibyście mnie trenować? – spytał Harry gapiąc się na Chrisa szeroko otwartymi oczami. – Z tego co pamiętam, to ja rok temu prowadziłem GD, a nie wy.
- A kto ci pomagał? – spytał Chris. – Kto pomagał wymyślać tematy zajęć, kto pomagał zapanować nad zgrają pustogłowych idiotów?
- No dobra – ustąpił niechętnie Harry. – Ale to był głównie mój pomysł.
- Chyba Hermiony – powiedział Michael. – Zresztą nie gadajmy teraz o tym.
Harry poszedł po jeszcze trzy piwa. Przyjaciele spędzili miły wieczór siedząc na kanapie, gapiąc się w telewizor, żartując i popijając piwo.
***
Harry teleportował się do Hogsmeade tuż po dwunastej w nocy. Cicho otworzył drzwi do wrzeszczącej chaty i znalazł pomieszczenie, w którym można było przejść na błonia. Przecisnął się przez tunel i popędził tak szybko, jak tylko mógł. Po chwili wydostał się spod wierzby i ruszył biegiem w kierunku wrót Hogwartu. Stuknął w nie różdżką, a te z głośnym skrzypieniem otworzyły się, umożliwiając mu wejście do środka. Wszedł cicho do sali wejściowej i pociągnął do siebie wrota, które z wielkim hukiem zamknęły się. Dźwięk zatrzaskujących się wrót zamkowych potoczył się po korytarzach, cichnąc w oddali. Harry przełknął nerwowo ślinę, po czym ruszył pędem do pokoju wspólnego Gryffindoru. Miał niesamowite szczęście. Nie spotkał nikogo na korytarzach. W pewnym momencie zobaczył kotkę woźnego, Pani Norris, toteż pobiegł jeszcze szybciej. W pokoju wspólnym zobaczył czekającą na niego Ginny. Zdziwiło go to trochę, gdyż doskonale pamiętał, że jeszcze wczoraj leżała w skrzydle szpitalnym. Podszedł do niej cicho aczkolwiek tak, by widziała go i słyszała. Nie chciał jej przestraszyć. Usiadł obok niej i czekał. Zdziwił się lekko, gdy dziewczyna bez wahania położyła mu głowę na ramieniu. Potter objął ją delikatnie i oboje siedzieli tak pogrążeni w swoich myślach. Po jakimś czasie, Harry nie wiedział jak długim, Ginny wreszcie przerwała ciszę pytając:
- Znalazłeś ich?
- Tia – mruknął Harry siadając nieco wygodniej.
- I gdzie są? – dopytywała Ginny.
- Tam, gdzie będą bezpieczni – odparł Harry.
- To znaczy?
Harry zaczął coś podejrzewać. Szybko wyciągnął różdżkę z kieszeni i unieruchomił niby Ginny. Rzucił na pokój wspólny zaklęcia ciszy i dopiero powiedział:
- Po co się pod nią podszywasz?
- Bo chcę wiedzieć, gdzie jest Michael! – wybuchła dziewczyna. – Wiedziałam, że Ginny powiedziałbyś wszystko, dlatego postanowiłam spróbować szczęścia.
- No to będziemy musieli poczekać godzinę – powiedział Harry odsuwając bezwładne ciało dziewczyny od siebie.
- Ej no – mruknęła niepocieszona. – Było tak miło.
Harry uderzył ją delikatnie w ramię, śmiejąc się cicho. Wiedział, że Kate tak naprawdę żartuje sobie i nie ma żadnych planów wobec niego. Cieszył się z tego, gdyż doskonale zdążył ją poznać. Byli dobrymi przyjaciółmi od długiego czasu. Wiedział, że dla Kate najważniejszy był Michael, jednak ta przez ostatnie kilka miesięcy wolała uganiać się za innymi chłopakami, by rozkochać ich w sobie, a potem zostawić z mętlikiem w głowie. Bo przecież mówiła im, że ich kocha, że są dla niej najważniejsi w życiu, a tak naprawdę w głębi serca, dobrze schowanego i zabunkrowanego innymi uczuciami Kate nosiła tego jednego chłopaka, który na pewno nie był żadnym z tych, z którymi umawiała się w ostatnim czasie. Harry nie zauważył, gdy minęła godzina i ciało Kate zaczęło się zmieniać. Zrobiło się nieco mniejsze, a włosy i oczy zmieniły kolor. Harry wolał nie sprawdzać, co jeszcze różni Kate od Ginny. Był jednak dojrzewającym chłopakiem, toteż nie zdołał się powstrzymać od ukradkowego przejechania po niej wzrokiem. Kate nie byłaby sobą, gdyby nie zauważyła tego gestu. Uśmiechnęła się psotnie do niego. Harry zdjął zaklęcie, toteż dziewczyna założyła nogę na nogę i powróciła do sprawy, w której tu była.
- To jak? – spytała cicho. – Nikomu nie powiem.
Harry nachylił się do niej delikatnie, przypadkowo wciągając zapach dziewczyny. Aż zakręciło mu się w głowie z wrażeń, które dostarczyły mu jej perfumy. Po chwili otrząsnął się i szepnął jej do ucha:
- Tam, gdzie będą bezpieczni.
Kate spojrzała na Harry’ego ze wściekłością. Uderzyła go pięścią w ramię krzycząc:
- Mów! Muszę do nich iść!
- Po co? – spytał Harry.
- A co będą jeść? Dziewczyna taka jak ja przynajmniej umie gotować… Przynajmniej tak mi się wydaje.
Harry uśmiechnął się z politowaniem.
- Mają konserwy.
- Ty chyba zwariowałeś! – oburzyła się dziewczyna. – Masz zamiar karmić ich tylko konserwami? Ty jesteś jakiś nienormalny!
- Ależ spokojnie – powiedział cicho Harry obejmując ramię dziewczyny, a drugą ręką głaszcząc ją po włosach. – Nie ma się czym denerwować. Są bezpieczni, w tamtym miejscu nikt ich nie znajdzie, mają konserwki do jedzonka i łóżeczka do spanka…
- Nie wkurzaj mnie! – krzyknęła. – Doskonale wiesz, że nie lubię, jak tak robisz! I zabieraj tę łapę z moich włosów!
- Oj oj – cmoknął Harry. – Chyba nie dowiemy się, gdzie też przebywają Michael i Chris. Nie sądzisz?
Uśmiechnął się i spojrzał na Kate, przybliżając się do niej jeszcze raz. Postanowił powiedzieć jej, gdzie są Michael i Chris. Wiedział, że u niej ten sekret będzie bezpieczny.
- No chyba, że to kolejny spisek – podpowiedział mu natrętny głosik w głowie.
„Zamknij się – pomyślał”.
Nie mógł się jednak skupić. Przez ten zapach zapomniał, co chciał powiedzieć. Kate chyba domyśliła się, z czym boryka się Harry, gdyż strzeliła go z liścia i Potter momentalnie otrzeźwiał. Spojrzał na nią z wyrzutem i jęknął:
- Musiałaś tak mocno?
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, patrząc prosząco na Harry’ego. Harry nachylił się i nie oddychając powiedział:
- Dawny dom mojego zamordowanego wujostwa.
Dziewczyna z piskiem rzuciła mu się na szyję i pocałowała w oba policzki. Po chwili zarumieniła się, gdy doszło do niej to, co zrobiła. Odskoczyła od niego jak oparzona i rzuciła się do obrazu Grubej Damy.
- A z kim się teleportujesz! – krzyknął za nią Harry. – Chyba jeszcze nie udało ci się to ani razu!
Kate zatrzymała się wpół kroku i spojrzała prosząco na Harry’ego. Postanowił więc jej pomóc. Ruszył w jej kierunku, a gdy się z nią zrównał, dziewczyna puściła się pędem przez zamkowe korytarze. Po chwili byli na trzecim piętrze, skąd mogli wydostać się do Miodowego Królestwa. Po przedostaniu się na miejsce Kate chwyciła Harry’ego za ramię, po czym oboje zniknęli z głośnym trzaskiem. Po wylądowaniu na miejscu, Harry i Kate ujrzeli widok, który już nie zrobił na nich wrażenia, jednak na przeciętnym nastolatku ten widok wywarłby zapewne dość negatywne wrażenie. Chris i Michael leżeli pijani na podłodze obok kanapy, na której przecież z powodzeniem mogliby się zmieścić obaj. Obok Chrisa leżała pusta butelka po piwie, zaś obok Michaela jednogramowa, oczywiście pusta paczuszka po haszyszu.
- On tak zawsze, jak mnie nie ma z nim? – spytała lekko poddenerwowana Kate.
- Bywało gorzej – odparł Harry. – We trzej potrafili iść do Londynu, nawalić się w trzy dupy i wrócić tak do Hogwartu. Całe szczęście, że zazwyczaj prosili mnie, bym sprawdzał na mapie, czy akurat któryś z nich nie wtoczył się do zamku.
- Jakby zauważyła ich McGonagall – mruknęła Kate szturchając Michaela. – Zostaliby wyrzuceni jak nic.
- Aj tam – mruknął lekceważąco Harry. – Dumbledore by się za nimi wstawił.
Michael poszturchiwany przez Kate obudził się wreszcie i utkwił w dziewczynie mętne spojrzenie. Jego mózg musiał przyswoić sobie to, co widzi. Gdy już to się stało, momentalnie otrzeźwiał i wydukał:
- Ty tutaj…
- Ty debilu! – wrzasnęła Kate uderzając Michaela z liścia w twarz. – Wiesz, jak ja się martwiłam!
Po chwili zorientowała się, co powiedziała i zaczerwieniła się. Nie zaprzestała jednak swej tyrady i wrzeszczała dalej:
- I co ci to daje! Ćpasz, chlasz i nie wiadomo co jeszcze! I myślisz, że osiągniesz coś w życiu w ten sposób?
- Bo nie mogę o tobie zapomnieć! – ryknął Michael podnosząc się na nogi. – O tym, jak byłem z Tobą szczęśliwy, o tym jak mnie rzuciłaś i o tym, że miałaś tylu innych, a ja wciąż nie mogę o tobie zapomnieć! Co niby masz w sobie takiego, że niszczysz mnie, gdy Cię nie ma!
Harry zauważył, że Chris również się obudził i ogląda z zaciekawieniem rozgrywającą się na ich oczach kłótnię.
- I myślisz, że jak będziesz ćpać i chlać, to zwrócę na Ciebie uwagę?! I tak cie kocham, kretynie jeden! Niech to wreszcie dotrze do tego twojego zakutego łba!
Michael cofnął się i spojrzał na nią z przerażeniem w oczach. Jednak po chwili podszedł do niej i delikatnie ją objął. Doskonale widział rumieńce na jej twarzy. Wiedział, że dziewczyna nie rzucałaby takich słów na wiatr. Pamiętał o jej podbojach, jednak widział w jej oczach, że mówiła prawdę. Harry chwycił Chrisa za ramię. Obaj poszli do kuchni, by opić początek związku Kate i Michaela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz