-
Pamiętasz jak prosiłeś mnie bym wyjawił ci kto wydał was
Voldemortowi? – spytał Syriusz Jamesa.
- Pamiętam to i pamiętam także, że nie chciałeś mi tego
powiedzieć będąc święcie przekonany, że w jakimś stopniu
mogłoby to przyczynić się do pogorszenia mojego i tak niezbyt
dobrego wtedy stanu zdrowia – odparł Rogacz wygodnie rozsiadając
się w fotelu przed kominkiem i sięgając po butelkę ognistej
whisky.
-
Po długich pertraktacjach z naszym szanownym wybawicielem i z naszym
Zdrowym Rozsądkiem stwierdziłem – powiedział Syriusz sięgając
po potężny kufel i przelewając sobie do niego całą zawartość
pochwyconej wcześniej butelki – mogę być pewien, że na pewno
pogorszy to Twoje samopoczucie i zniszczy jakiekolwiek szanse na
przywrócenie huncwotów do porządku dziennego. Oczywiście Remus
nie ma z tym nic wspólnego, i nasz stary wilk trzyma się całkiem
dobrze. Jednakże, będąc przyjacielem twym od lat, możemy uznać,
że to ja między innymi przyczyniłem się do tego. Pamiętasz, co
ci powiedziałem? – spytał Syriusz Jamesa wypijając połowę
zawartości kufla. – Pamiętasz, jak chciałeś uczynić mnie
strażnikiem tajemnicy? Pamiętasz, jak ci odmówiłem i
stwierdziłem, że taki wybór byłby oczywisty i pamiętasz, kogo ci
zasugerowałem? Pamiętasz, kogo po moich namowach wybrałeś? –
spytał Syriusz z wymalowanym na twarzy poczuciem winy po czym
opróżniwszy kufel do dna przywołał sobie ze spiżarni kolejną
butelkę i uczynił z nią to samo co z poprzednią.
-
Pamiętam, że zasugerowałeś mi Glizdka, i pamiętam, że on był
naszym strażnikiem. I co, że to niby on miałby nas wydać? –
spytał powątpiewająco James.
-
A któż inny mógłby…
-
Nie wierzę… - powiedział James. – On nie miał prawa tego
zrobić! Nie mógł dołączyć do tego, tego…
James
nie wierzył własnym uszom. Przyjaciel, którego zawsze uważał za
trochę przygłupiego, przyjaciel, który płatał z nimi figle w
Hogwarcie a jednocześnie przyjaciel, który zawsze chciał być taki
jak reszta Huncwotów mógł zrobić coś takiego? Jak on śmiał?
Przypomniał sobie dziwne zniknięcia Glizdogona w ostatnim czasie.
To, jak rzadko się spotykali i to, że nie było go nawet na ślubie
jego i Lily. Gdy tylko o niej pomyślał poczuł się jeszcze gorzej.
Dumbledore wciąż walczył o przywrócenie Lily do stanu sprzed
śmierci, a jednocześnie aby Harry nie utracił ochrony danej mu w
momencie, gdy poświęciła dla niego swoje życie. James tak
chciałby zobaczyć Harryego ale Dumbledore stwierdził, że to
jeszcze nie czas. Za każdym razem, gdy James pytał go o to, mówił,
że to jeszcze nie czas, i że na pewno uda mu się zobaczyć z synem
jeszcze w tym roku. James wtedy oburzał się, i wykrzykiwał
Dumbledoreowi, że jak to w tym roku? Przecież nie widział własnego
syna przez 14 lat! Miał prawo go zobaczyć! Na co Dumbledore
stwierdzał, że dla większego dobra niech pozostanie tu, gdzie
teraz jest, czyli na Grimmauld place. Dumbledore zapowiedział także,
że dzisiejszego wieczora do kwatery głównej zakonu Feniksa mają
przybyć nowi ludzie, których nikt nie zna, i którzy mają pomóc
im w wygraniu wojny, która zbliżała się wielkimi krokami.
-
O czym myślisz, Rogaczu? – spytał przyjaciela Syriusz.
-
Myślałem trochę o Harrym i o wojnie i o tym, co Dumbledore mówi,
gdy chce się zobaczyć z własnym synem – mruknął James. –
Przecież mam do tego pełne prawo.
-
Zapewne wkrótce i tak tutaj przybędzie, więc nie masz się o co
martwić i na pewno niedługo go zobaczymy. Szkoda tylko że Lily
jeszcze tak źle się czuje. – powiedział Syriusz i pociągnął
zdrowy łyk ze swojego w połowie opróżnionego kufla.
-
Może masz rację. – Odpowiedział James.
Po
chwili zauważył stan swojego przyjaciela. Zmarszczył brwi, lecz
nic nie powiedział. Przecież nie był u Siebie w domu i nie miał
tu nic do gadania. Syriusz miał prawo pić bez umiaru. James znów
pogrążył się w myślach na temat swojego syna i powoli wracającej
do zdrowia Lily, by skończyć pół godziny później gdy przybył
Dumbledore z trzema chłopakami na oko w wieku Harryego.
-
To są…
Tyle
tylko zdążył powiedzieć Dumbledore gdy któryś z nich przerwał
mu i zaczął przedstawiać nowo przybyłych.
-
Ja, ten piękny i uroczy…
-
Taaaa, chyba w snach – Wtrącił się drugi.
-
Wysportowany, cudowny… - kontynuował pierwszy. – Najsilniejszy,
i w ogóle naj naj naj, jestem Christopher, ale w związku z tym, że
nienawidzę tego imienia, mówcie mi longmen. Ten tamten… -
Podniósł rękę i zaczął wymachiwać nią na około, po czym
grzmotnąwszy drugiego w plecy kontynuował. – Ten no, co go teraz
klepie po przyjacielsku po plecach, się nazywa Herbert Backfield i
jest podobnie jak ja nieziemsko przystojny.
-
Ty to nazywasz klepaniem po plecach? – zapytał Herbert Longmena. –
Żeś mi prawie nery odbił…
Christopher
wzruszył tylko ramionami i począł dalej przedstawiać
zgromadzonych.
-
A ten… - Znów począł wymachiwać rękoma, a natrafiwszy na
Dumbledoreea bezceremonialnie wyrwał mu różdżkę z ręki,
skierował ją w ostatniego chłopaka i mruknąwszy jakieś
niezidentyfikowane zaklęcie kontynuował dalej. – Ten, tamten,
przystojniaczek, piękny i uroczy jak my wszyscy, nazywa się Michael
Middleton i jak my wszyscy pochodzi z przyszłości. Ups, Panie
Dumby, tego chyba miałem nie mówić.
-
Nie koniecznie. Czy mógłbyś oddać mi moją różdżkę? Myślę,
że będzie mi dzisiaj potrzebna.
-
Ale, eee… No mi przecież też będzie potrzebna! – powiedział
Chris i machnąwszy różdżką wyrwał z rąk Syriusza Kufel, z
którego tamten miał się napić i jednym, płynnym ruchem różdżki
wylał mu całą zawartość na głowę. – Tak wyglądasz jeszcze
przystojniej Syriuszu. – powiedział na koniec i oddał różdżkę
Dumbledoreowi.
-
Co ty zrobiłeś dzieciaku! – zdenerwował się Syriusz. – Miałem
zamiar jeszcze to wypić. A teraz jak ja wyglądam?
-
Bosko – stwierdził James zataczając się ze śmiechu. – Tak
chyba nawet lepiej niż wcześniej.
Na
szczęście Syriusz należał do ludzi, którzy potrafili śmiać się
z samych siebie, więc się wcale nie obraził, tylko roześmiał się
tak jak jeszcze nigdy przez ostatnie dwa lata. Teraz już niczego mu
nie brakowało. Odzyskał starego przyjaciela, który był dla niego
jak brat. Czasem trochę żałował, że Glizdogon wybrał taką, a
nie inną drogę. Cóż, czasu nie da się cofnąć – pomyślał.
-
Cóż, moi drodzy, na mnie już czas. Spróbuje ponownie namówić
Harryego aby chciał tu przybyć, lecz nie sądzę, że mi się to
uda. Ci trzej panowie prawie wszystko wiedzą o naszym świecie poza
tym, czego nie widzieli, a w związku z tym, że tu jesteście,
możecie im opowiedzieć o tym czego nie wiedzą i ewentualnie w
najbliższym czasie, gdy już uda mi się sprowadzić tu Harryego
będziecie mogli udać się na Pokątną. Panowie zobaczycie, co się
zmieniło od waszej ostatniej wizyty tam. Zapewniam was, że sklep
bliźniaków Weasleyów zapewni wam wiele rozrywki na tamten dzień..
– powiedział Dumbledore i pożegnawszy się ze wszystkimi opuścił
Grimmauld Place deportując się w nieznane.
-
Czy nie sądzisz, Syriuszu, że nie jest zbyt mądre to, żeby tak
sobie tu można było się aportować i deportować stąd? – spytał
Herbert. – Przecież te czuby od Voldzia znając adres, bo przecież
Severus na pewno nie zachowa sobie tego w tajemnicy, będą mogli się
tu aportować i narobić tu rzeźni. A już na pewno twoja kochana
kuzyneczka Bellatrix.
-
Nawet mi o niej nie wspominaj – wzdrygnął się Syriusz. – nadal
w snach wpadam za tą cholerną zasłonę i nijak nie mogę się zza
niej wydostać.
-
To w jaki sposób znalazłeś się właściwie wśród żywych? –
zapytał James.
- Bo widzisz…
jeach! dawaj nexta :P
OdpowiedzUsuń