przetłumacz

wtorek, 5 stycznia 2016

6. Z innej perspektywy

- Pamiętasz jak prosiłeś mnie bym wyjawił ci kto wydał was Voldemortowi? – spytał Syriusz Jamesa.
- Pamiętam to i pamiętam także, że nie chciałeś mi tego powiedzieć będąc święcie przekonany, że w jakimś stopniu mogłoby to przyczynić się do pogorszenia mojego i tak niezbyt dobrego wtedy stanu zdrowia – odparł Rogacz wygodnie rozsiadając się w fotelu przed kominkiem i sięgając po butelkę ognistej whisky.
- Po długich pertraktacjach z naszym szanownym wybawicielem i z naszym Zdrowym Rozsądkiem stwierdziłem – powiedział Syriusz sięgając po potężny kufel i przelewając sobie do niego całą zawartość pochwyconej wcześniej butelki – mogę być pewien, że na pewno pogorszy to Twoje samopoczucie i zniszczy jakiekolwiek szanse na przywrócenie huncwotów do porządku dziennego. Oczywiście Remus nie ma z tym nic wspólnego, i nasz stary wilk trzyma się całkiem dobrze. Jednakże, będąc przyjacielem twym od lat, możemy uznać, że to ja między innymi przyczyniłem się do tego. Pamiętasz, co ci powiedziałem? – spytał Syriusz Jamesa wypijając połowę zawartości kufla. – Pamiętasz, jak chciałeś uczynić mnie strażnikiem tajemnicy? Pamiętasz, jak ci odmówiłem i stwierdziłem, że taki wybór byłby oczywisty i pamiętasz, kogo ci zasugerowałem? Pamiętasz, kogo po moich namowach wybrałeś? – spytał Syriusz z wymalowanym na twarzy poczuciem winy po czym opróżniwszy kufel do dna przywołał sobie ze spiżarni kolejną butelkę i uczynił z nią to samo co z poprzednią.
- Pamiętam, że zasugerowałeś mi Glizdka, i pamiętam, że on był naszym strażnikiem. I co, że to niby on miałby nas wydać? – spytał powątpiewająco James.
- A któż inny mógłby…
- Nie wierzę… - powiedział James. – On nie miał prawa tego zrobić! Nie mógł dołączyć do tego, tego…
James nie wierzył własnym uszom. Przyjaciel, którego zawsze uważał za trochę przygłupiego, przyjaciel, który płatał z nimi figle w Hogwarcie a jednocześnie przyjaciel, który zawsze chciał być taki jak reszta Huncwotów mógł zrobić coś takiego? Jak on śmiał? Przypomniał sobie dziwne zniknięcia Glizdogona w ostatnim czasie. To, jak rzadko się spotykali i to, że nie było go nawet na ślubie jego i Lily. Gdy tylko o niej pomyślał poczuł się jeszcze gorzej. Dumbledore wciąż walczył o przywrócenie Lily do stanu sprzed śmierci, a jednocześnie aby Harry nie utracił ochrony danej mu w momencie, gdy poświęciła dla niego swoje życie. James tak chciałby zobaczyć Harryego ale Dumbledore stwierdził, że to jeszcze nie czas. Za każdym razem, gdy James pytał go o to, mówił, że to jeszcze nie czas, i że na pewno uda mu się zobaczyć z synem jeszcze w tym roku. James wtedy oburzał się, i wykrzykiwał Dumbledoreowi, że jak to w tym roku? Przecież nie widział własnego syna przez 14 lat! Miał prawo go zobaczyć! Na co Dumbledore stwierdzał, że dla większego dobra niech pozostanie tu, gdzie teraz jest, czyli na Grimmauld place. Dumbledore zapowiedział także, że dzisiejszego wieczora do kwatery głównej zakonu Feniksa mają przybyć nowi ludzie, których nikt nie zna, i którzy mają pomóc im w wygraniu wojny, która zbliżała się wielkimi krokami.
- O czym myślisz, Rogaczu? – spytał przyjaciela Syriusz.
- Myślałem trochę o Harrym i o wojnie i o tym, co Dumbledore mówi, gdy chce się zobaczyć z własnym synem – mruknął James. – Przecież mam do tego pełne prawo.
- Zapewne wkrótce i tak tutaj przybędzie, więc nie masz się o co martwić i na pewno niedługo go zobaczymy. Szkoda tylko że Lily jeszcze tak źle się czuje. – powiedział Syriusz i pociągnął zdrowy łyk ze swojego w połowie opróżnionego kufla.
- Może masz rację. – Odpowiedział James.
Po chwili zauważył stan swojego przyjaciela. Zmarszczył brwi, lecz nic nie powiedział. Przecież nie był u Siebie w domu i nie miał tu nic do gadania. Syriusz miał prawo pić bez umiaru. James znów pogrążył się w myślach na temat swojego syna i powoli wracającej do zdrowia Lily, by skończyć pół godziny później gdy przybył Dumbledore z trzema chłopakami na oko w wieku Harryego.
- To są…
Tyle tylko zdążył powiedzieć Dumbledore gdy któryś z nich przerwał mu i zaczął przedstawiać nowo przybyłych.
- Ja, ten piękny i uroczy…
- Taaaa, chyba w snach – Wtrącił się drugi.
- Wysportowany, cudowny… - kontynuował pierwszy. – Najsilniejszy, i w ogóle naj naj naj, jestem Christopher, ale w związku z tym, że nienawidzę tego imienia, mówcie mi longmen. Ten tamten… - Podniósł rękę i zaczął wymachiwać nią na około, po czym grzmotnąwszy drugiego w plecy kontynuował. – Ten no, co go teraz klepie po przyjacielsku po plecach, się nazywa Herbert Backfield i jest podobnie jak ja nieziemsko przystojny.
- Ty to nazywasz klepaniem po plecach? – zapytał Herbert Longmena. – Żeś mi prawie nery odbił…
Christopher wzruszył tylko ramionami i począł dalej przedstawiać zgromadzonych.
- A ten… - Znów począł wymachiwać rękoma, a natrafiwszy na Dumbledoreea bezceremonialnie wyrwał mu różdżkę z ręki, skierował ją w ostatniego chłopaka i mruknąwszy jakieś niezidentyfikowane zaklęcie kontynuował dalej. – Ten, tamten, przystojniaczek, piękny i uroczy jak my wszyscy, nazywa się Michael Middleton i jak my wszyscy pochodzi z przyszłości. Ups, Panie Dumby, tego chyba miałem nie mówić.
- Nie koniecznie. Czy mógłbyś oddać mi moją różdżkę? Myślę, że będzie mi dzisiaj potrzebna.
- Ale, eee… No mi przecież też będzie potrzebna! – powiedział Chris i machnąwszy różdżką wyrwał z rąk Syriusza Kufel, z którego tamten miał się napić i jednym, płynnym ruchem różdżki wylał mu całą zawartość na głowę. – Tak wyglądasz jeszcze przystojniej Syriuszu. – powiedział na koniec i oddał różdżkę Dumbledoreowi.
- Co ty zrobiłeś dzieciaku! – zdenerwował się Syriusz. – Miałem zamiar jeszcze to wypić. A teraz jak ja wyglądam?
- Bosko – stwierdził James zataczając się ze śmiechu. – Tak chyba nawet lepiej niż wcześniej.
Na szczęście Syriusz należał do ludzi, którzy potrafili śmiać się z samych siebie, więc się wcale nie obraził, tylko roześmiał się tak jak jeszcze nigdy przez ostatnie dwa lata. Teraz już niczego mu nie brakowało. Odzyskał starego przyjaciela, który był dla niego jak brat. Czasem trochę żałował, że Glizdogon wybrał taką, a nie inną drogę. Cóż, czasu nie da się cofnąć – pomyślał.
- Cóż, moi drodzy, na mnie już czas. Spróbuje ponownie namówić Harryego aby chciał tu przybyć, lecz nie sądzę, że mi się to uda. Ci trzej panowie prawie wszystko wiedzą o naszym świecie poza tym, czego nie widzieli, a w związku z tym, że tu jesteście, możecie im opowiedzieć o tym czego nie wiedzą i ewentualnie w najbliższym czasie, gdy już uda mi się sprowadzić tu Harryego będziecie mogli udać się na Pokątną. Panowie zobaczycie, co się zmieniło od waszej ostatniej wizyty tam. Zapewniam was, że sklep bliźniaków Weasleyów zapewni wam wiele rozrywki na tamten dzień.. – powiedział Dumbledore i pożegnawszy się ze wszystkimi opuścił Grimmauld Place deportując się w nieznane.
- Czy nie sądzisz, Syriuszu, że nie jest zbyt mądre to, żeby tak sobie tu można było się aportować i deportować stąd? – spytał Herbert. – Przecież te czuby od Voldzia znając adres, bo przecież Severus na pewno nie zachowa sobie tego w tajemnicy, będą mogli się tu aportować i narobić tu rzeźni. A już na pewno twoja kochana kuzyneczka Bellatrix.
- Nawet mi o niej nie wspominaj – wzdrygnął się Syriusz. – nadal w snach wpadam za tą cholerną zasłonę i nijak nie mogę się zza niej wydostać.
- To w jaki sposób znalazłeś się właściwie wśród żywych? – zapytał James.
- Bo widzisz…

1 komentarz: