przetłumacz

wtorek, 12 kwietnia 2016

17. Pierwszy szlaban



Cóż ma począć człowiek, dla którego wszystko jednego dnia zostało odebrane? Gdy wszystko to, co kochał i co cenił w życiu zostało mu brutalnie wyrwane przez łapska rzeczywistości? Cóż ma ze sobą zrobić? Jak ma się nie zamartwiać, gdy widzi ukochaną swą w ramionach innego? Gdy widzi, że uśmiecha się do innego i z innym wymienia spojrzenia? No i cóż ma począć, gdy jeszcze poprzedniego dnia uważał ją za tylko swoją aż do śmierci? Nic nie może z tym począć, bo taki jest los. Zabiera wszystko to, na czym nam najbardziej zależy nie zważając na to, że możemy mieć przez to gorszy dzień, albo nawet i dwa. Nie zważa na to, że nasze życie traci sens. Los jest okrutny. Z nim nie ma żartów. Michael przekonał się o tym wchodząc do pokoju życzeń, w którym Kate lizała się z innym, i to lizała się na jego oczach. O tym nie można powiedzieć nic innego jak to, że było to okropne. Okropne dla Michaela jak i dla jego przyjaciół. Wiedzieli oni, a przynajmniej tak im się wydawało, że byli sobie nawzajem podporą w złych dniach, pocieszali się nawzajem, gdy coś poszło nie tak. A teraz co? Co teraz będzie z nimi? Czy już na zawsze rozdzieli ich nienawiść, jaką w tej chwili żywił do Kate Michael? Czy zdołają naprawić to, co Kate zepsuła? A najważniejsze, czy będą mieli zamiar to naprawiać? Mina Michaela nie zwiastowała nic dobrego, toteż Chris, Harry i Herbert chwycili wierzgającego i wrzeszczącego wściekle Michaela i wywlekli z pokoju życzeń. Postanowili wyjść z nim na błonia. Myśleli, że świeże powietrze ukoi nieco nerwy przyjaciela i pomoże mu podjąć odpowiednie wnioski. Jednak tak się nie stało. Zamiast tego Michael wpadł w jeszcze większą furię i zamienił się w swą zwierzęcą postać, by po chwili zniknąć w lesie. Chris, Harry i Herbert niezwłocznie zrobili to samo i już po chwili czwórka zwierząt wściekle tratowała cały zakazany las. Spędzili w lesie dwa dni i dwie noce. Pewnej nocy natknęli się nawet na wilkołaka, więc pokazali mu, gdzie raki zimują i więcej już nie zjawiał się w lesie, ponieważ był martwy. W Zamku wszyscy martwili się o czwórkę przyjaciół. Jednak James zapewniał ich, że na pewno nic z nimi nie będzie, ponieważ widział przez któreś z okien szybką ich przemianę i był z nich dumny, że zdołali nauczyć się Animagii w niespełna dwa miesiące. Po powrocie do zamku Harry, Herbert i Chris myśleli, że dwudniowe leśne szaleństwo ostudziło nieco zapędy Michaela i nie będzie on wszczynał bójek z tym, przez którego był w tak złym stanie, jednak się pomylili. W piątkowy wieczór Michael udał się na samotną przechadzkę po zamku, ponieważ jak to on stwierdził, potrzebuje się przewietrzyć. Dla Chrisa i Herberta było to dziwne, ale Harry powiedział im, że on też raz na jakiś czas mimo tego, że już się na czymś wyżył lubił chwilę pozostać sam. Michael jednak nie był sam. Poszedł do Jamesa i zabrał mu mapę huncwotów. Potem wypytał naczelnych plotkarzy Hogwartu z kim prowadza się Kate Blackmoon, a gdy już dowiedział się tego, co wiedzieć potrzebował, prędko odnalazł na mapie kropeczkę podpisaną znienawidzonym nazwiskiem. Sprawdził, gdzie on się znajduje i stwierdzając, że się zabawi, udał się do Sali transmutacji gdzie znów obściskiwał się z Kate. Ponownie serce rozpadło mu się na widok tego, co zobaczył. Tym razem jednak nie było z nim przyjaciół, którzy mogliby go powstrzymać od mordobicia. Stanąwszy w progu Michael zaczął rzucać docinkami w stronę Kate i jej nowego „przydupasa” jak go teraz nazywał.
- No to ile ci zapłacił żebyś mu dała? – zwrócił się szaleńczo się śmiejąc do Kate.
- Jeszcze nie – odpowiedziała Kate. – poza tym to nawet jak, to to nie jest twoja sprawa.
- Co jeszcze nie?! Jak jeszcze nie?! Gdzie jeszcze nie?!  - wrzeszczał Michael. – Wszyscy was widzieli! Poza tym to jeszcze niedawno była moja sprawa, bo byłem z Tobą! A ten zapchlony plugawiec wlazł z buciorami w moje życie, i mi Cię odbił.
Ostatnie słowa Michael wypowiedział drżącym od nagromadzonych emocji głosem, po czym nie czekając na odpowiedź wypadł z Sali transmutacji wrzeszcząc:
- A z tobą jeszcze sobie porozmawiam, tylko tym razem w pełnowymiarowym pojedynku!
Nie zauważył, że tamten tylko uśmiechnął się szyderczo i powrócił do obłapiania swej towarzyszki, która nie miała nic przeciwko temu. Michael na drżących ze zmęczenia nogach udał się do dormitorium szóstego roku i nie zdjąwszy nawet ubrań wwalił się do łóżka w tym, w co ubrał się dwa dni temu i poszedł spać. To samo zrobili również jego trzej pozostali przyjaciele, którzy byli z nim na wypadzie do lasu, tylko że oni mieli nieco więcej rozumu, bo przebrali się w pidżamy. Przez resztę piątkowego dnia i całą noc w całym dormitorium szóstego roku było słychać cztery potężne chrapania. Dało się nawet od czasu do czasu usłyszeć pojedyncze słowa wypowiedziane przez sen takie jak zapłacił czy dała. Michael nigdy nie mówił przez sen, nigdy także nie chciał się z nikim bić. Był raczej człowiekiem o spokojnym usposobieniu. Nigdy bez potrzeby nie ruszał się z miejsca, toteż mało osób wiedziało o jego istnieniu, aż do momentu pojawienia się jego w czarodziejskim świecie. Dołączył do wspaniałej grupy figlarzy, którzy mieli zamiar roznieść Hogwart w pył przy najbliższej nadarzającej się okazji. Jednak ostatniego wieczoru nie to zaprzątało jego myśli. Obiekt jego myśli oczywiście wszyscy dobrze znają.
***
Gdy sobotniego popołudnia nadal stojąc na schodach do dormitorium szóstego roku można było słyszeć cztery potężne chrapania, Hermiona postanowiła ich obudzić. Ron stwierdził, że dobrze by było, bo on przez to nie mógł spać. Hermiona wpadła do dormitorium i zalała je wodą, po czym z niego wybiegła. Po chwili w pokoju wspólnym Gryfonów wszyscy w nim przebywający usłyszeli cztery wściekłe wrzaski. Hermiona zatarła ręce.
„No, przynajmniej się obudzili – pomyślała”.
Nie wiedziała jeszcze, że pożałuje swego czynu. Po chwili drzwi do dormitorium szóstego roku otwarły się z hukiem i po schodach zaczęła spływać woda. Przed nią szedł wściekły Chris prowadzący różdżką wodę. Po zejściu do pokoju wspólnego skierował różdżkę w stronę dormitorium dziewcząt, a woda posłusznie popłynęła w ich kierunku. Chris stwierdził, że tej wody jest nieco mało, więc postanowił coś z tym zrobić. Już po chwili w stronę dormitoriów dziewcząt pędziła rozszalała fala, która po dotarciu do swego celu, czyli drzwi, wywaliła je i wpadła do dormitorium siejąc spustoszenie.
- Jak mogliście! – krzyczała Hermiona. – Czy wy wiecie, ile ważnych rzeczy tam miałam? Wszystkie podręczniki i wypracowania!
- No, a my nic tam nie mieliśmy, wiesz? – burknął Michael. – Poza tym, chciałaś wojny, to ją będziesz mieć.
- A ja niby co wam zrobiłam, że i moje rzeczy musieliście zalać? – spytała jakaś dziewczyna, której nikt z czwórki przyjaciół nie mógł w tym momencie rozpoznać.
Ron wykazał się wielką inteligencją i szybko kojarzył fakty. Po chwili powiedział do przyjaciół:
- Jej też powinniśmy zalać rzeczy.
Harry, Herbert, Chris i Michael szybko domyślili się, kim owa dziewczyna jest.
- No co ty, Ron – powiedział Chris. – Ona zasługuje na o wiele cięższą karę za to, co zrobiła.
- Tak, jasne. Ciekawe co wam zrobiłam – powiedziała dziewczyna.
- Nie nam – powiedział Herbert – ale jednemu z nas, czyli tak jakby nam. Trzymamy się razem i razem wymierzamy sprawiedliwość.
- Tak, jasne – wtrąciła się Hermiona. – Łamiąc po drodze wszystkie możliwe punkty regulaminu.
- No akurat to się nie liczy – powiedział Chris. – dla większego dobra, jak to mawia Dumbledore.
- Tak, na pewno. Złamiesz wszystkie punkty regulaminu tylko po to, żeby się zemścić na jednej osobie?
- No pewnie, że tak. Bo ta osoba zraniła jednego z nas, czyli zraniła także nas. Ron, mam nadzieję, że nie popierasz Hermiony?
Ron pomyślał chwilę.
- No w sumie – powiedział – pewnie, że tak. Przecież jesteśmy paczką.
- Ronald! – oburzyła się Hermiona. – Nie będziesz nikogo bił!
- Hermiono – powiedział Chris. – żyjemy w świecie magii. Tutaj nikt nikogo nie musi bić.
- Ale ja mogę obić ryja temu plugawcowi, co mi dziewczynę odbił – powiedział Michael. – Zresztą, ciekawe ile jej zapłacił za to, że będzie udawać jego dziewczynę.
- Nic mi nie zapłacił! – oburzyła się dziewczyna.  Nie jestem dziwką, w przeciwieństwie do Ciebie!
Tego już dla Michaela było zbyt wiele. Byłby rzucił się na Kate z pięściami, gdyby nie Chris który w jednej chwili usadził go na miejscu po prostu bezceremonialnie rzucając go na najbliższy fotel i powiedział:
- Daj spokój, stary. Ona przecież mimo wszystko jest dziewczyną. No i zobacz, ile jest mniejsza od Ciebie…
- no i co z tego? Eehh, nie chce mi się nawet na nią patrzeć. Idę znaleźć tego plugawca i tym razem mi nie ucieknie.
- Z tego co pamiętam to ostatnim razem to ty uciekałeś – powiedziała Kate. – zresztą i tak nie masz z nim szans.
- Ouu, dziewczynko – powiedział Chris – ja tam nie byłbym tego taki pewien. Pamiętaj, że w wakacje uczyli nas dwaj Huncwoci.
Michael wstał z miejsca i wyszedł z pokoju wspólnego. Chris natomiast sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął z niej złożoną mapę huncwotów. Sprawdził gdzie znajduje się obecnie aktualny „chłopak” Kate, a potem gdzie znajduje się Michael. Jednak było już za późno. Michael właśnie dopadł typka i zapewne właśnie teraz obrzucali się jakimiś zaklęciami. Trwało to już jakiś czas i żaden z nich nie odpuszczał. Właściwie to ciężko było stwierdzić, czy się biją, czy po prostu rozmawiają, ponieważ kropki z ich nazwiskami wcale nie zmieniały swojego położenia.
- Panowie – powiedział Chris. – chyba musimy się tam przejść.
Chris wskazał mapę ręką. Kate szybko nachyliła się do przodu i wyrwała mu ją z ręki, jednak Chris zdążył w jakiś sposób zakończyć zaklęcie ujawniające, więc dziewczyna trzymała w ręku jedynie stary kawałek pergaminu.
- No i niby co wy tam widzicie? – spytała. – Tu przecież nic nie ma.
- Naucz się patrzeć, dziecko – powiedział Chris. – a teraz mi to oddaj.
- No chyba nie. – powiedziała.
- Dawaj to, dziewczyno. – ostatnie słowo Chris wypluł z siebie jakby nazwanie Kate dziewczyną było dla niego największą przykrością. – Nie mam zamiaru się z Tobą użerać.
Podszedł do niej i bezceremonialnie ją obezwładnij. Nie zważając na krzyki dziewczyny zabrał jej mapę i po złożeniu jej i wsunięciu do kieszeni cała czwórka ruszyła na pomoc Typkowi, gdyż jak wiedzieli, Michael na pewno doskonale sobie poradził. Niepokoiło ich jednak to, że kropki nie zmieniały położenia. Czyżby Michael obezwładnił go i po prostu się na nim wyżywał? Było to dość niepokojące zwłaszcza, że w swoim repertuarze miał dość sporo ciekawych zaklęć, których jeszcze nigdzie nie wypróbowali, a nie chcieli, żeby to się stało bez nich. Bardzo chcieli zobaczyć ich skutek. Gdy doszli do miejsca, w którym na mapie byli Michael i Ziomcio, nikogo tam nie było. Wszyscy byli przerażeni, oczywiście z jednym wyjątkiem. Chris właśnie w tej chwili przypomniał sobie, że pewnego dnia w wakacje Huncwoci zdradzili im bardzo ważne zaklęcie, po którego rzuceniu nawet jak mapa dostanie się w ręce wroga nie będzie potrafiła odnaleźć tego, na którego to zaklęcie zostało rzucone, a jego pozycją na mapie będzie ostatnia znana przez mapę pozycja.
- No to drops – mruknął Chris. – teraz to sobie możemy jedynie umówić się z naszymi dziewczętami na randki.
- No chyba zapomniałeś – rzekł Harry – że na większość zaklęć istnieje przeciwzaklęcie. Oddawaj to.
To mówiąc Harry wyrwał mapę z rąk Chrisa i powiedział stukając w nią różdżką:
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś jeszcze gorszego.
Po czym mapa powiększyła się dwukrotnie i ukazywała dwukrotnie więcej, również nieruchome kropki Michaela i Ziomalcia zniknęły i pojawiły się w pokoju życzeń. Tym razem jednak nie były nieruchome. Obie kropki okrążały się nawzajem jakby w jakimś starożytnym i dawno już przez czarodziei zapomnianym tańcu.
- Aj tam – mruknął Chris. – po prostu mi się nie chciało.
- Dobra dobra, nie czas na pogawędki, tylko musimy iść ziomeczka ocalić, bo Mike jeszcze zdolny tam go zmęczyć na śmierć, a potem ożywić i zabić – powiedział Harry.
- Dobra, dobra, już idziemy – powiedziała pozostała trójka i wszyscy ruszyli pędem w stronę pokoju życzeń.
Pędząc przez pół zamku nie zważali nawet na mijanych nauczycieli. I tak oto na szóstym piętrze Chris staranował profesor McGonagall. Nie zatrzymał się nawet, jedynie obrócił głowę i wciąż biegnąc przed siebie taranował innych uczniów jednocześnie wrzeszcząc przeprosiny dla zbierającej się z ziemi profesorki. Po chwili zniknęli za rogiem. Gdy dotarli do pokoju życzeń okazał się on zamknięty i nikt nie mógł do niego wejść. Cała czwórka pospiesznie zastanawiała się, którego zaklęcia mógł użyć Michael, aby zapieczętować wejście do pokoju. Po pięciu minutach milczenia Chris wreszcie przerwał ciszę, jednak nie było to tak przez nich oczekiwane zaklęcie.
- Cholera jasna! Co on sobie wyobraża?!
- Spokojnie, Chris. – powiedział Herbert. – Nerwami na pewno nic nie zdziałamy.
- No tak, ale nie mogę nic wymyślić.
Herbert postanowił dać sobie spokój z zabawą w wymyślanie zaklęć, żeby otworzyć drzwi. Rzucił na miejsce, w którym miały pojawić się drzwi najsilniejsze zaklęcie burzące jakie znał. Potężna energia rozniosła ścianę na drobny mak. Niestety był jej nadmiar, więc Herbert obrócił się i spuścił ją ze smyczy. Nikt się nie zdziwił, że zniknęła połowa ściany z oknem i samo okno wyleciało jak z armaty. Następnego dnia zapewne ktoś znajdzie je na środku zakazanego lasu. Najważniejsze teraz było to, że ściany już nie było. Jednak to nie był jeszcze koniec, bo utrzymujące tajemniczość tego pokoju zaklęcia wciąż były na swoim miejscu, więc przyjaciele zamiast przed ścianą stali przed zasłoną. Wzięli się do rozbrajania zaklęć. Po pół godzinie udało im się skończyć i mogli bezpiecznie, tak przynajmniej uważali, wejść do pokoju. Zdziwili się, gdy znaleźli się w środku, bo ściana wróciła na swoje miejsce. Jednak oni byli już po drugiej stronie i mogli przyglądać się walczącym. Tylko, że nikt nie walczył. Mike i ten drugi stali sobie spokojnie przy oknie wychodzącym na jakiś ogród i rozmawiali o Kate. Czwórka przyjaciół była zaskoczona. Przecież jeszcze przed momentem okrążali siebie nawzajem. Co się z tym stało, dlaczego się nie biją? Nikt tego nie wiedział. Chris postanowił przerwać tą wzruszającą rozmowę, ponieważ zauważył wycelowaną w Michaela różdżkę.
- Panowie, co z wami? – spytał.
Michael otrząsnął się, jednak ten drugi tego nie zauważył. Najwyraźniej zaklęcie, którego na niego wciąż rzucał przestało działać. Musiało to być dziwne zaklęcie, bo trzeba je było ciągle podtrzymywać, a imperiusa chyba nie było trzeba ciągle podtrzymywać. Michael oszołomił tego, z którym przed chwilą rozmawiał po czym podszedł do przyjaciół.
- Ahh, moi przyjaciele. – powiedział nieprzytomnym głosem. – Gdyby nie wy, to by tu chyba wszystko ze mnie wyciągnął.
- A co z ciebie wyciągnął? – spytał Chris.
- Eee, nic sensownego dzisiaj. Jeszcze nawet nie zaczął mnie porządnie przepytywać. Chyba nawet nie wiedział, o co ma mnie pytać. Ciągle pytał, co mnie z nią łączyło.
Michael skrzywił się.
- Zresztą… - powiedział wzruszając ramionami i spuszczając głowę. – O tym pogadamy kiedy indziej w bardziej sprzyjających okolicznościach.
- Dobra, stary. – powiedział Chris. – Co zrobimy z tym tutaj?
- Nazwisko Riddle z czymś mi się kojarzy – powiedział Michael. – zresztą, on jakimś cudem nie jest w Slytherinie.
Harry zastanowił się chwilę.
- No cóż – mruknął. – Zabierzmy go stąd. Zabarykadujmy np. w nieużywanej Sali w lochach. Może mieć jakieś interesujące informacje od Voldemana.
Wszystkim się ten pomysł spodobał, więc cała piątka wywlokła Toma Riddle’a z pokoju życzeń przez drzwi, które się właśnie teraz zregenerowały i pojawiły na swoim miejscu. Tak jak powiedział Harry, postanowili zamknąć go w nieużywanej Sali w lochach. Po zrobieniu tego przyjaciele udali się z powrotem do pokoju wspólnego, aby nikt się o nich nie martwił, jednak nie wyszło to tak, jakby tego chcieli. Już od samego obrazu Grubej Damy dało się słyszeć wściekłe wrzaski Hermiony wypytującej uczniów, gdzie też podziali się jej przyjaciele i chłopak. Wszyscy poza Ronem się zdziwili. Ron natomiast zrobił się cały czerwony i schował głowę w dłoniach. Po chwili wszyscy słyszeli jego mamrotania pod nosem o nieodpowiedzialnych długojęzycznych dziewczynach.
- Długojęzycznych? – spytał złośliwie Michael.
- Zamknij się – warknął Ron. – mnie przynajmniej kobieta nie zdradza.
- Skąd wiesz?
Ron zamyślił się.
- Bo zbyt krótko ze sobą jesteśmy.
- Dlaczego nam nie powiedziałeś?! – oburzył się Harry. – Jak mogłeś to przed nami zatajać?
- Poza tym, jak to wyszło? – spytał Chris. – Przecież chyba nie starczyło ci odwagi, żeby ją o to zapytać.
- Nie no – powiedział Ron – w sumie to nawet nie chciałem, bo bałem się, że to zepsuje relacje między nami, i że będziemy się kłócić. No, ale zapytałem i na razie jest ok.
- No to teraz ja i Ginny. – mruknął Harry. – Ale nie wiem, czy chciałbym być z kimś, kto nie potrafi nad sobą panować.
- Oj tam, stary – powiedział Chris. – daj spokój z tym „Nie potrafi nad sobą panować”. Przecież każdemu się może zdarzyć coś. Czyż nie tak? Zresztą, podobno była pod jakimś zaklęciem. Z tego co pamiętam próbowała ci to wyjaśnić przed tym, jak zostaliśmy pobici przez dropsy. Swoją drogą dać się załatwić cukierkom… To chyba nie był nasz najlepszy start.
- Ale wszyscy z naszego domu dali się załatwić. – warknął Herbert. – Dla mnie to jest jakaś totalna paranoja.
- No cóż – mruknął Michael. – tak to już jest.
- Powracając do tematu dziewczyn – rzekł Chris do Michaela – masz zamiar tak sobie ją odpuścić?
- A co mogę innego zrobić?
- No tak. Jak sobie ją odpuścisz, to na pewno do ciebie wróci. – wtrącił Harry. – Ja wiem, że mało wiem o kobietach, ale one chyba lubią jak się przy nich robi z siebie debila, chociaż ja nie mam zamiaru tego robić, bo nie muszę.
- No tak – mruknął Michael. – ty nie musisz, a Kate chyba to pasuje. Jak się ją łapie za cycki i za dupę…
- Panie Middleton! – krzyknęła idąca korytarzem profesor McGonagall. – Cóż to za wulgarne słownictwo!
- Czy ja wiem… - krzyknął Michael wzruszając ramionami. – Dla mnie to w sumie jest chyba normalne. Dziewczynki lubią, jak się im mówi, że mają fajne cyce i że by się z chęcią przygryzało ich sutki…
- Prymityw. – powiedziała wychodząca z pokoju wspólnego Ginny. – Facetom tylko jedno w głowie. Harry, możemy chwilę porozmawiać?
- Zaraz do ciebie przyjdę.
- Ok. – uśmiechnęła się. – Będę czekać.
- Panie Middleton, dostaje pan szlaban. Dziś wieczorem w gabinecie pana Filcha. I jutro także.
- Za co?! – oburzył się Michael.
- Za wulgarne słownictwo!
- Ale dziewczyny XX wieku takie są. To taka moda – powiedział Chris. – one to lubią.
- Pan też ma coś do powiedzenia, panie Night? – spytała lodowatym głosem McGonagall.
- Jedynie prawdę. – odpowiedział Chris.
- Ziomuś ma racje – wtrącił się Herbert. – możemy mieć wszyscy szlaban. Wszyscy jesteśmy zgodni co do tego.
- W takim razie pan, panie Middleton, przychodzi do mnie dziś o godzinie 20. Pan, panie Night, do pana Filcha o 20, pan Backfield do profesora Blacka o 20, pan Weasley do pana Pottera, pan Potter natomiast spotka się z profesorem Dumbledore’em. Wzywał pana.
- Czego Dumbledore może ode mnie chcieć?
- Panie Potter, trochę szacunku do starszych. – zdenerwowała się McGonagall. – Profesor Dumbledore jest dyrektorem szkoły i jako takiemu należy mu się szacunek.
- Taa, na pewno – powiedział Chris. – a jak zasypał nas wszystkich dropsami to też mu się szacunek należał?
- Tak, panie Night. Niezależnie co zrobił profesor Dumbledore, należy mu się szacunek. Nie obchodzi mnie, co pan o tym myśli. Zachowujcie się. Mam inne sprawy do załatwienia niż niańczenie was.
- Oj, pani profesor – powiedział Herbert – nie byłaby z pani dobra mama.
- Pan, panie Backfield nie powinien się tym interesować. Za chwilę dostanie pan kolejny szlaban, jeśli nie przestanie pan wygadywać takich głupot!
- Dobrze, dobrze – powiedział Herbert. – Może już sobie pani stąd iść, bo jeszcze pani żyłka pęknie.
- Szlaban! Jutro o 20 w moim gabinecie.
- Wszyscy się pod tym podpisujemy! – wrzasnęli wszyscy za odchodzącą McGonagall. Jednak ta ich nie słuchała.
***
W pokoju wspólnym Gryffindoru było wyjątkowo tłoczno, ponieważ był środek weekendu. Nikomu nie chciało się siedzieć na błoniach, bo była brzydka pogoda, ani w dormitoriach, bo raźniej było zejść do pokoju wspólnego i pośmiać się ze wszystkimi. Przez obraz grubej Damy przeszła właśnie piątka przyjaciół. Wygonili jakichś pierwszaków z fotela obok dziewczyn i rozsiedli się komentując jakieś wydarzenie, które miało miejsce przed chwilą. Poza tym zachowywali się dość dziwnie, jakby coś knuli. Hermionie się to nie podobało. Nie chciała, by dostali szlaban.
- Czy wy coś knujecie? – zapytała.
- Nie mylisz się. – powiedział Chris wzruszając ramionami. – Przynajmniej będzie trochę weselej.
- Chcecie dostać szlaban?
- Już dostaliśmy.
- Co znów zrobiliście?
- Znów? Dopiero zaczynamy. Akurat przechodziła McGonagall i…
- Któryś z nas powiedział, że dziewczyny lubią być traktowane jak suki – dokończył Herbert.
- No co Ty, stary, powaliło Cię? Nikt tak nie powiedział – zaprzeczał Chris.
- No dobra – mruknął Herbert. – ale coś w tym guście.
- Zdaje mi się, że nie lubią – powiedziała Hermiona. – no przynajmniej ja chyba nie.
- No cóż – warknął Michael.- ty pewnie nie, ale ta…
Michael pokazał środkowym palcem Kate.
- To w ogóle nie podlega dyskusji…
Hermiona westchnęła ciężko.
- Ale nie możesz porównywać wszystkich do niej – powiedziała kładąc rękę na ramieniu Michaela. – na pewno kiedyś spotkasz kogoś bardziej normalnego.
- Tylko, że jak na razie to ja nie chcę nikogo bardziej normalnego, jak ty to powiedziałaś. Jakbyś nie wiedziała, to ja też jestem normalnym nastolatkiem, który uwielbia świetną muzykę i piękne dziewczyny. To wam też miałem powiedzieć. – zwrócił się teraz do pozostałej czwórki. – W ogóle chodźmy gdzieś, gdzie nie będzie tyle osób. Tam wam powiem to, co mi leży na sercu jeśli chcecie to słyszeć.
- Jasne, stary! Musisz nam wszystko opowiedzieć, a my postaramy się ci pomóc! – powiedział ochoczo Chris.
Wszyscy wiedzieli, że Chris jest człowiekiem, który bardzo lubi pomagać. Gdy ktoś miał jakiś problem, zawsze mógł się zwrócić do Chrisa, a gdy ten będzie mógł mu pomóc, to zawsze ą pomoc otrzyma. Tym bardziej jeśli chodzi o jego przyjaciela, który właśnie teraz stracił najważniejszą dla siebie osobę. Najlepszym miejscem na wysłuchanie wszystkiego był pokój życzeń, aczkolwiek nikt z piątki przyjaciół nie wiedział, czy ktokolwiek poczynił odpowiednie kroki, aby naprawić wyrządzone przez nich szkody. Po chwili jednak przekonali się, że wszystko jest w porządku i pokój czeka na tego, kto go będzie potrzebował. Weszli do środka i rozsiedli się na pojawiających się właśnie fotelach przed kominkiem, w którym huczał wesoło ogień. Chris pomyślał o czymś mocniejszym do picia dla przyjaciela. Po chwili trzymał w ręce szklaneczkę z whisky. Podał ją przyjacielowi. Michael opróżnił ją jednym haustem i zamyślił się. Nie wiedział, czy go nie wyśmieją, chociaż nie wiedział skąd w ogóle wzięła się ta myśl w jego głowie. Przecież wszyscy byli jego przyjaciółmi i wszyscy, może z wyjątkiem Hermiony byli w jakimś stopniu zorientowani, co było pomiędzy nim a nią. Teraz nawet już nie chciał wypowiadać jej imienia, chociaż przecież znaczyła dla niego sporo więcej, niż ktokolwiek z nich. Oni to rozumieli. Specjalnie wzięli go tutaj, aby wygadał się i nie dusił w sobie nic. Trzymanie w sobie wielu emocji nie jest najlepszym pomysłem, więc skoro ma się z kim pogadać o tym i owym to należy to zrobić. Tak podobno mówiono. Jednak Michael nie wiedział, czy chciałby żalić się przyjaciołom. Każdy z nich miał swoje, mniejsze lub większe problemy. Nie chciał dokładać im zmartwień. Jednak przecież przyszedł tu za nimi sam, z własnej woli, więc wypadałoby teraz coś powiedzieć. Hermiona jednak mu to udaremniła zadając najgłupsze pytanie w tym miejscu i w tym czasie.
- Widzieliście Malfoy’a?
- Co ma do tego Malfoy? – spytał Harry. – Przecież on nie ma z tym nic wspólnego.
- Może i nie, ale nie było go w zamku od momentu, w którym i wy znikliście. – dopowiedziała Hermiona. – Wcale się o niego nie martwię, jednak jest to dość niepokojące.
Przyjaciele zamyślili się.
„Czyżby ten Wilkołak był nim? – myślał gorączkowo Chris. – W takim wypadku na pewno nie powiedział Ojcu, kto go pogryzł”.
„Kogo spotkaliśmy w lesie? – myślał w tym samym momencie Harry. – Wilkołak, ale nie. On nie może być Malfoy’em”.
Herbert nie miał ochoty na żadne przemyślenia dzisiaj. Michael natomiast miał co innego na głowie niż jakąś fredkę, która nawet sama się nie potrafi w zamku dopilnować.
- Dobra, stary – powiedział Chris. – mów, a Malfoy’em zajmiemy się jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz