No cóż, miało to wyjść nieco inaczej. Żyje tu ktoś jeszcze w ogóle?
McGonagall otrząsnęła się z niewidzialnego stanu otępienia i kazawszy wszystkim napisać trzy rolki pergaminu opisujący temat dzisiejszej lekcji wyszła z klasy i poszła do pokoju nauczycielskiego. Po chwili uczniowie również jeden po drugim opuszczali klasę transmutacji na krótką przerwę, w czasie której musieli udać się na następną lekcje.
- Co teraz mamy, stary? – spytał Harry.
Nikt nie wiedział, do kogo Harry kieruje swe słowa, toteż nikt nie udzielił mu na nie odpowiedzi. Harry jednak nie przejął się tym zbytnio i po prostu przepchnął się przez tłum uczniów wychodzących spokojnie z klasy transmutacji i wyszedł na korytarz, tym samym znikając przyjaciołom z oczu. Wszyscy byli zdziwieni jego zachowaniem. Przez ostatnie dwa miesiące wszyscy starali się poznać jak najlepiej i trzymać się jak najbliżej siebie. Mieli w planach mnóstwo dowcipów na ten rok, a teraz jeden z członków ich bandy tak po prostu odłącza się.
- No to co mamy teraz, starzy? – spytał Ron.
- Nie masz swojego planu, Weasley? – warknął jakiś Ślizgon.
- Uh, Riddle – powiedział Chris i spojrzał na Toma jak na ufo. – Co ty tu tak właściwie robisz? Czy my przypadkiem nie zamknęliśmy cię w lochach tam, gdzie twoje miejsce?
- Pamiętaj, kochasiu szlam – wysyczał Riddle – że My, Ślizgoni, powinniśmy być przebiegli jak węże, dlatego też zawsze mamy jakiś plan. No nie, chłopaki?
- I dziewczyny! – odezwał się znajomy, oburzony głos.
Herbert nie wiedział, co ma w tej sytuacji powiedzieć. Obok Riddle’a i jego gromadki butolizów stała jego ukochana Emily. Wiedział, że nie jest z nią i teoretycznie nie może zwrócić jej uwagi ani zabronić jej niczego, ale musiał coś zrobić. Nie mógł dopuścić do tego, aby zeszła na złą, według niego drogę. Szybko więc podszedł do niej i złapał ją za ramię. Już gdy to zrobił zauważył, że coś się nie zgadza. Jej skóra była bardziej szorstka i jakby bardziej owłosiona. Zabrał szybko dłoń i spojrzał na nią. Nic jednak nie zauważył, więc znów dotknął jej ramienia i znów miał takie przeświadczenie, że to nie jego Emily, tylko jakiś facet. Nie zdążył nic zrobić, ponieważ został rzucony na ścianę, a przed sobą zauważył rozwścieczonego Michaela.
- Stary, jak mogłeś! – Krzyknął Michael patrząc nienawistnie na Herberta. – Jak śmiałeś dotykać mojej księżniczki?!
- Stary, co Ci odbiło? – wtrącił się Chris. – To była moja dziewczyna, a wy nie będziecie mi jej podrywać!
- O nie, panowie! – ryknął Ron. – To jest Hermiona i żaden z was nie ma prawa kłaść na niej swych brudnych łapsk!
Herbert wytrzeszczył dziko oczy i rzucił się z pięściami na Rona. Zapomniał jednak, że Michael trzyma go za bluzę pod ścianą, więc Herbert wepchnął Michaela na Rona, a ten potoczył się po podłodze jęcząc z bólu. Chris widząc, co się dzieje postanowił również włączyć się do walki i wtłuc swoim niegdysiejszym przyjaciołom za to, że dobierają się do jego ukochanej cudownej i pięknej dziewczyny. Już po chwili cała czwórka tłukła się pod klasą transmutacji a trójka Ślizgonów włącznie z tą „dziewczyną” ledwie powstrzymywali się od śmiechu. Po chwili jednak zdarzyło się coś dziwnego. Dziewczyna roześmiała się śmiechem, który nie przypominał wcale dziewczęcego śmiechu i rzuciła na siebie jakieś zaklęcie. Po chwili przed bijącymi się Huncwotami ukazał się nie kto inny, jak Vincent Crabbe. Nikogo z obecnych Gryfonów nie zdziwiło wcale to, że jak zwykle jako pierwszy otrząsnął się Chris i zaczął się wydzierać, żeby wszyscy się uspokoili i przestali się wreszcie lać, bo to na pewno nie doprowadzi do niczego mądrego. Michael odepchnął z całej siły Rona, który z donośnym łomotem uderzył w przeciwległą ścianę, zaraz przy Ślizgonach, którzy jednak zdążyli się w porę przesunąć. Gdyby nikt z nich się nie ruszył, to zapewne Ron wylądowałby na jednym z nich, a gdyby był to Crabbe czy Goyle to ani dla jednego, ani dla drugiego z naciskiem na tego pierwszego nie skończyłoby to się najlepiej, gdyż Ron odbiłby się od wielkiego, sięgającego niemalże dwa metry wprzód brzucha Goyle’a i roztrzaskałby się na ścianie spod której został odepchnięty. Herbert po chwili przestał się miotać po całym korytarzu i odbiegł w kierunku bliżej nieokreślonym. Michael puścił się za nim z krzykiem: Obrona! Po chwili reszta paczki otrząsnęła się z tego dziwnego stanu otępienia i ruszyła pędem w kierunku sali obrony przed czarną magią. Gdy dobiegli na miejsce, Syriusz akurat zapraszał ostatniego ucznia przed nimi do środka. Spojrzał na nich, po czym uśmiechnął się i cofnął się zamykając drzwi. Chris zaczął tłuc pięścią w nie krzycząc, żeby Syriusz otworzył. Po chwili Syriusz zlitował się nad biednymi Gryfonami i wpuścił ich do środka nie pozwoliwszy sobie nie zauważyć, że spóźnili się na lekcje, na co Chris odpyskował, że przecież zamknął im drzwi przed nosem. Syriusz odrzekł, że znajdują się w szkole i żeby się zbyt nie spoufalali, gdyż wlepi im szlaban, po czym kazał im zająć miejsca i nie zawracać mu głowy tak przyziemnymi sprawami jak kłótnie. Po chwili Syriusz rozpoczął lekcje. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo po chwili przerwał mu jakiś uczeń pytając:
- Panie profesorze, a pan przypadkiem nie jest mordercą tych trzynastu mugoli i nie powinien pan teraz siedzieć w Askabanie?
- No to słuchajcie – powiedział Syriusz wygodnie rozsiadając się na biurku nauczyciela. – pierwszego listopada 1981 roku, kiedy jeszcze byliście tak mali, że zapewne tego nie pamiętacie, niejaki Peter Pettigrew, który niegdyś był naszym przyjacielem, zabił tych trzynastu mugoli, po czym różdżką pozbawił się palca i zamienił się w szczura, po czym zbiegł z miejsca wydarzenia. Gdy na miejsce zbrodni przybyli Aurorzy z ministerstwa, zobaczyli oni tylko mnie. Śmiałem się wtedy jak szalony, ale pozwoliłem się zamknąć w Askabanie na długi dwanaście lat.
- W takim razie w jaki sposób nie stracił pan zmysłów? – spytał inny uczeń.
Syriusz podrapał się po brodzie i westchnął ciężko, po czym udzielił odpowiedzi na pytanie.
- Bo widzisz. Przez te długie dwanaście lat spędzone w Askabanie jedyne, co trzymało mnie przy zdrowych zmysłach to to, że byłem niewinny. Gdyby nie to, zapewne złamałbym się od razu, gdy trafiłem do więzienia. Dementorzy to najbardziej paskudne istoty, jakie istnieją na ziemi. Jak już dobrze wiecie, bo zdążyliście tego doświadczyć na trzecim roku w pociągu, a także na pewnym meczu, Dementorzy wysysają z ludzi ich najszczęśliwsze wspomnienia. To daje im energię… – Syriusz zamyślił się. Po chwili kontynuował. – Jest jakby dla nich pokarmem. Najbardziej jednak Dementorzy uwielbiają wysysać z ludzi duszę. Umożliwia im to pocałunek dementora – Syriusz wzdrygnął się. – Podobno strasznie to wygląda. Czy wiedzieliście, że ja również miałem zostać poddany pocałunkowi?
Milczenie, które nastało w klasie świadczyło o tym, że nikt o tym nie wiedział. Po chwili podnieśli się nowi Huncwoci i jako pierwszy tym razem odezwał się Herbert.
- Potter Głupotter uratował cię z panną Wszystko Wiem…
- Odleciałeś na Hardodziobie i potem gdzieś się ukrywałeś. W czasie turnieju trójmagicznego spotkałeś się z Pottusiem i panną Wszystko Wiem i Ronem w jakiejś jaskini w okolicznych górach. – dopowiedział Michael.
- No, oczywiście jako pies. Jadłeś wtedy udka z kurczaka… No a potem zginął Cedrik i skończył się ten nieszczęsny turniej. Potem była walka w ministerstwie, a jeszcze przed nią Harry pojechał na jakąś tam część wakacji do twojego domu, który teraz wygląda o niebo lepiej, niż wtedy. No, a potem zginąłeś i nagle teraz jesteś. Jak to się stało? – spytał Chris.
Syriusz westchnął ciężko.
- Musicie mnie męczyć i to już na pierwszej lekcji?
Po chwili dało się słyszeć ryk Ślizgonów:
- Nie! Nie chcemy o tym słuchać!
- Nie mam zamiaru słuchać o tym, jak ten nadęty, plugawy wielbiciel szlam Dumbledore ratuje ci życie i wyciąga cię zza tej zasłony – warknął Crabbe. – Ja stąd wychodzę.
Vincent wstał i ruszył w kierunku wyjścia. Po chwili jednak zatrzymał go zimny głos Syriusza, który na pewno nie miał zamiaru pozwolić nikomu na opuszczenie jego pierwszej lekcji.
- Siadaj, Crabbe! Nie obchodzi mnie to, co masz do powiedzenia. Jesteś na lekcji ze mną, i mnie, jako twojego opiekuna w tym momencie powinieneś słuchać. Nie obchodzi mnie również twoje zdanie na temat profesora Dumbledore’a, aczkolwiek nie zapomnę mu powiedzieć o twoim stosunku do niego. Nie zapominaj, że uczysz się tu całkowicie za darmo, więc trochę szacunku do starszych należałoby okazać. Nie obchodzi mnie również to, jaką drogą pójdziesz po zakończeniu tej szkoły, chociaż ten znak na twoim lewym przedramieniu wszystko wyjaśnia.
Wszyscy nagle zamilkli. W całej klasie pełnej uczniów nie dało się słyszeć nawet jednego szmeru. Po chwili Syriusz wstał i chwycił Crabbe’a za kark i wywlókł z sali. Goyle podniósł się z miejsca i zmierzył wszystkich Gryfonów nienawistnym spojrzeniem. Na dłużej wzrok zatrzymał na Hermionie, po czym utkwił wzrok w Huncwotach. Wyciągnął różdżkę, jednak nie zdążył zrobić nic więcej, ponieważ już wisiał do góry nogami za kostkę na niewidzialnej linie. Nikt z obecnych w klasie nie byłby wstanie później wyjaśnić co się stało. Wszyscy wiedzieli jedynie to, że po rzuconym zaklęciu Ślizgoni wściekli się do tego stopnia, że zaczęli atakować wszystkich Gryfonów nie patrząc już na status krwi. Gryfoni jednak dzielnie bronili się, a nawet rzucali nieraz własne zaklęcia ofensywne przeciwko Ślizgonom, którzy miotali się jak opętani i w żaden sposób nie dało się ich uspokoić. Gdy Syriusz chciał wejść do sali, któryś z nich pozwolił sobie rzucić zaklęcie w jego stronę. Nie wiedział zapewne, że to nie będzie zbyt dobry pomysł. Już po chwili zaklęcie Syriusza rzuciło nim o ścianę , a następnie przywołało go do siebie. Syriusz jednym, leniwym machnięciem różdżki uspokoił wszystkich w klasie, po prostu zabierając im różdżki. Uśmiechając się szeroko zajął miejsce przy swoim biurku, a Ślizgona odprawił na jego miejsce.
- No, no, tego się nie spodziewałem. Od tego miałem zacząć właściwą część lekcji, ale skoro wy doskonale wiedzieliście, że będę chciał to zrobić i sami urządziliście sobie pojedynek, to bardzo dobrze. Chciałbym was jednak przestrzec, byście robili to nieco mniej chaotycznie. Na dzisiejszej lekcji zajmiemy się…
***
Po skończonych lekcjach Huncwoci, tym razem wraz z Harrym, udali się na obiad. Harry’ego nieco dziwił ten nowy plan. Pamiętał, że we wcześniejszych latach obiad był jakoś w przerwie między lekcjami, a teraz takie zaskoczenie. Mimo tego cieszył się, gdyż wiedział, że cały dzisiejszy wieczór ma tylko dla siebie. Nie wiedział jednak, że reszta paczki miała zamiar pokrzyżować mu wszystkie plany.
- To co planujesz dziś robić, Pottuś? – spytał Michael. – Nie mów, że idziesz z rudą gdzieś, bo i tak nigdzie nie pójdziesz.
- No właśnie – mówił Harry z pełnymi ustami – miałem zamiar zabrać ją na jakiś cudownie romantyczny i w ogóle boski i zapamiętany do końca życia spacer na błoniach. A co?
- Nie mówi się z pełną jadaką, to po pierwsze – warknął Michael. – Po drugie, t nie idziesz z rudą na żaden spacer, na żadnych błoniach, tym bardziej wcale zapamiętany on nie będzie, bo po prostu nie będzie istnieć. Nie idziesz tam dlatego, że idziemy do cudownej biblioteki wyszukać informacji o tym przeklętym krysztale śmierci, co by zdjąć z tego blondasa tą klątwę nieszczęsną, co mi się wcale nie uśmiecha!
- A ja ci mówię – rzekł Potter – że nigdzie nie pójdę, bo jestem umówiony.
- A ja ci mówię, że pójdziesz. – ryknął Chris uprzednio przeżuwając to, co miał w ustach. – Jesteś potrzebny nam, Huncwotom, a nie jakiejś wiewiórze, która rzuci cię i tak, zobaczysz, ja ci to mówię. Idziesz więc z nami i nie podlega to żadnej dyskusji. Nie masz w tej sprawie nic do gadania, tak samo Ron! – krzyknął na sam koniec Chris tak, aby Ron siedzący w najdalszym możliwym końcu stołu i obściskujący się właśnie z Hermioną miał szansę to usłyszeć.
- Nie ma szans, stary! – odkrzyknął Ron przerywając pożeranie Hermiony. – Idę z Mionką na spacer na błoniach.
- Nie idziesz na spacer na błoniach – wrzeszczał Harry – bo ja idę na spacer na błoniach!
- Nikt z was nie idzie na spacer na żadnych błoniach! – wściekł się Chris. – Musimy iść znaleźć informacje o tym przeklętym krysztale. Rozumiecie to?
Harry skwitował to pogardliwym prychnięciem, po czym wstał od stołu i odszedł. Nie zdążył jednak daleko odejść, gdyż w pogoń za nim rzucił się Chris i Michael, oraz Herbert który skończył jeść, którzy szybko go złapali i zawlekli w stronę Rona, który chyba przeczuwał co ma się zaraz stać, gdyż czmychnął w ostatniej chwili z wielkiej sali zabierając ze sobą Hermionę. Herbert zapewne stwierdził, że tak być nie może, gdyż puścił Harry’ego i puścił się w pogoń za tamtą dwójką. Ganiał i ganiał ich po całym zamku, aż wreszcie tak ich zagonił, że zgubił samego siebie i ich gdzieś po drodze. Cicho mamrocząc przekleństwa pod adresem głupiego wiewióra i panny Wszystko wiem próbował odnaleźć się w tych wszystkich korytarzach i zaułkach, schodach i salach, jednak nie wychodziło mu to i z minuty na minutę stawał się coraz bardziej wściekły. Po jakimś czasie trzepnął się ręką w czoło i wyciągnął z plecaka mapę Huncwotóœ, którą pozyskał jakimś cudem dziś rano. Uaktywnił ją i spróbował wyszukać samego siebie wśród wszystkich innych uczniów, namalowanych kreskami korytarzy oraz tajnych wejść. Gdy już siebie odnalazł stwierdził, że spacer mu się przyda, gdyż zauważył Michaela na błoniach. Wyszedł więc z zamku i zlokalizował przyjaciela. Gdy podszedł do niego zauważył, że ten właśnie wyjął z kieszeni paczkę mugolskich papierosów. Podsunął paczkę Herbertowi, a ten wyjął sobie jednego i podpalił różdżką. Zaciągnął się i wypuścił dym w kierunku przyjaciela. Po chwili Michael odwdzięczył się tym samym.
- Widziałeś gdzieś Chrisa? – zagadnął Herbert. – Mieliśmy szukać tego śmiesznego kryształu.
- Nie. – odparł Michael wypuszczając powietrze z płuc. – Może sprawdź na mapie.
- Jak skończę… – odpowiedział Herbert.
Gdy przyjaciele skończyli palić, pstryknęli pety gdzieś w stronę zakazanego lasu, a zanim te gdzieś upadły zdążyli je zniknąć różdżką. Herbert rozwinął mapę i wyszukał Chrisa. Po chwili westchnął ciężko i ruszył w stronę zamku.
- Ej! – krzyknął za nim Michael. – Gdzie leziesz?!
Herbert wzruszył ramionami.
- Idę po tego idiotę – mruknął. – Jak zwykle musi zabawiać się z tą swoją…
Herbertowi cisnęły się na usta różne epitety, którymi mógłby określić dziewczynę Chrisa jednak wiedział, że jest ona prawdopodobnie najlepszą partnerką dla jego przyjaciela, toteż powstrzymał się od tego i po prostu szedł dalej. Po chwili dogonił go Michael i dwaj przyjaciele ramię w ramię przemierzali błonia. Znalezienie Chrisa wcale nie zabrało im dużo czasu. W dodatku mieli szczęście, gdyż gdzie był Chris, tam był również Ron i Harry, więc cała piątka mogła wreszcie udać się do biblioteki
***
- Panowie, ja nadal nie wiem, po co my to robimy – narzekał Harry. – Przepadła mi tak wyśmienita randka z moją pięk…
- Milcz! – warknął Herbert. – Nie mam zamiaru wysłuchiwać twoich jęków i narzekań jaki to ty jesteś biedny i poszkodowany. Ja też teraz mógłbym robić coś zupełnie innego, ale ty ubzdurałeś sobie, że jesteś wielce poszkodowany i to w dodatku jako jedyny, a ja ci właśnie uświadamiam, że nie tylko tobie się nie chce szukać informacji na temat tego badziewnego kamienia!
- Ja też byłem umówiony i co? – spytał Ron z nieszczęśliwą miną wertując opasłą księgę o kamieniach szlachetnych i ich znaczeniu. – Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że Hermiona ucieszyła się, że wreszcie robię coś pożytecznego.
- No widzisz – powiedział Chris wertując inną księgę. – Coś mi się zdaje że tutaj tego na pewno nie znajdziemy.
- Jak będziecie ciągle gadać – wtrącił się Michael – to na pewno nie znajdziemy nic do końca naszego pobytu w Hogwarcie.
Przyjaciele zabrali się do pracy. Poprosili bibliotekarkę, panią Pince o inne księgi, w których mogli znaleźć informacje na temat kryształu, tak przynajmniej im się wydawało. Jednak do czasu zamknięcia biblioteki żadnemu z nich nie udało się znaleźć nic interesującego, z wyjątkiem Harry’ego, który w jakiejś księdze znalazł wzmiankę dotyczącą kryształu dusz. Gdy powiedział o tym przyjaciołom oni stwierdzili tylko, żeby nie czytał o bezsensownych rzeczach tylko zajął się tym, co powinien robić, czyli szukaniem informacji na temat kryształu śmierci. Do końca dnia siedzieli w bibliotece, ale nic nie znaleźli, toteż pozwolili sobie odpuścić na dzisiejszy wieczór, zresztą pani Pince chciała już zamknąć bibliotekę. Po powrocie do dormitorium nie myśleli o niczym więcej poza spaniem.
***
Wszyscy obudzili się niemal jednocześnie, co było dziwne, gdyż zawsze było tak, że jako pierwszy budził się Michael, który najczęściej budził resztę wylewając kubeł zimnej wody na głowę, albo otwierając okno i zabierając kołdry. Teraz jednak wszyscy obudzili się niemal jednocześnie. Jako pierwszy zerwał się Michael i wpadł do łazienki, głośno trzaskając drzwiami i nie zwracając uwagi na wściekłe wrzaski lokatorów. Wziął szybki, zimny prysznic i ubrał się w jakieś czyste ciuchy. Wyszedł z łazienki i obrzucił wszystkich wściekłym spojrzeniem.
- No i co się gapicie? – warknął.
- Ale czemu ty się tak złościsz, mój przyjacielu? – spytał Chris. – Jeszcze ci żyłka pęknie…
Gdy skończył mówić, podszedł do wielkiej wierzy i zapuścił swą ulubioną muzę XXI w. czyli trap. Ci, co jeszcze nie wstali, zapewne teraz właśnie obudzili się z powodu potężnego basu, który kruszył mury. W tym czasie Herbert zdążył zająć łazienkę, jednak Chris nie przejmował się tym, gdyż mógł w spokoju posłuchać muzy. Pół godziny później wszyscy się ogarnęli i poszli na śniadanie. W wielkiej sali roiło się od sów roznoszących listy do Hogwartczyków. Ci, co prenumerowali proroka codziennego, zapewne dostali gazetę, w której Rita Skeeter pewnie znów narzekała na nieudolność ministerstwa. Nikt z huncwotów oprócz Harry’ego nie prenumerował proroka, więc nie musiał się martwić gazetą.
- Co dziś mamy? – spytał Harry. – Może dziś zdążę pójść w jakiś… Eeee… ciemny kącik z moją lubą.
- Tera runoznawstwo, potem ta nudna historia magii, na której pewnie pójdę spać, potem dwie obrony i wieczorem Astronomia – powiedział Michael. – Teraz dajcie mi spokojnie zjeść.
- Dobra, dobra – powiedział lekceważąco Chris. – Co ty tak zdenerwowany dzisiaj jesteś? Wściekliznę masz czy co? Od samego rana się rzucasz…
- Nie. – odpowiedział Michael. – Po prostu jak sobie myślę, że znów dzisiaj będę musiał ślęczeć w tej bibliotece i szukać informacji na temat tego głupiego kryształu i i tak nic nie znaleźć, to mnie szlag trafia. Zamiast robić to mógłbym sobie pójść podrywać Kate.
- No tak, jeszcze jakby ona Ciebie chciała, to by było dobrze – roześmiał się Chris. – Zresztą, jestem o wiele lepszy od Ciebie, bo już mam dziewczynę. Jednak nade wszystko jestem pewien, że nigdy mnie nie zdradzi.
Dla Michaela to było zbyt wiele. Z rządzą mordu w oczach poderwał się od stołu i rzucił się z pięściami na Chrisa. Nie zdążył jednak zadać nawet jednego ciosu, gdyż został odrzucony różdżką z powrotem na swoje miejsce.
- Panowie, ja bym was bardzo prosił o spokój dziś – powiedział Herbert stojąc z wycelowaną różdżką w Michaela. – Nie mam ochoty patrzeć na to, jak się tłuczecie na środku wielkiej sali, wprost przed oczami wszystkich uczniów i nauczycieli.
Wszystkiemu przypatrywały się dziewczyny, które po tym, jak Herbert usadził z powrotem na miejscu Michaela, podeszły do chłopaków i Laura zagadnęła:
- Pewnie biliście się, a przynajmniej próbowaliście się bić o dziewczynę?
- Nie twój interes w tym momencie, Smith – warknął Michael. – Idź lepiej oddać się konsumpcji i nie zawracaj mi teraz głowy.
- Pamiętaj, że rozmawiasz z dziewczyną! – oburzyła się Kate. – Trochę szacunku do osoby płci pięknej.
Michael speszył się nieco, jednak po chwili spojrzał hardo na swą ulubioną dziewczynę w całej szkole i powiedział buńczucznie:
- Nie będę do nikogo miał szacunku, jeśli ten ktoś nie ma do mnie szacunku to po pierwsze, a po drugie nikt nie będzie mówił, że mnie nie chcesz i że jakbyśmy byli razem to byś mnie zdradzała!
Chrisowi wypadł widelec z ręki i spadł pod stół z donośnym brzdęknięciem.
- Ty nie masz co gadać, debilu? – sarknął.
- Ty też czasem myśl co kłapiesz – zripostował Michael. – Nie będziesz obrażał mojego kochanie!
- Czy ty się przypadkiem nie zapominasz, kotku? – spytała Kate. – Z tego co pamiętam, to jeszcze jestem wolna.
- No właśnie, wolna – podkreślił Michael. – Ale pamiętaj, że już nie długo. Zresztą i tak jesteś moja.
Michael przysunął się do Kate i objął ją ramieniem. Ta jednak wyswobodziła się i warknęła:
- Nie pozwalaj sobie, Middleton!
- Ale czemu ty się tak denerwujesz, kotku? – spytał nic nierozumiejący Michael. – Przecież nic złego nie robię!
- Nie jestem twoim kotkiem! – oburzyła się Kate.
- A co, może tego Whitemana, co nawet nie umie sobie widelcem do japy trafić?! – ryknął rozwścieczony Michael. – Zaraz się z nim rozprawię.
Michael już wstawał z miejsca, gdy Kate położyła mu dłoń na ramieniu, więc usiadł ponownie, gdyż dziewczyna wyglądała na dość mocno rozwścieczoną.
- Nie masz prawa interesować się jak, z kim, kiedy i gdzie się prowadzam, rozumiesz?!
- Nie denerwuj się, bo ci się przedwczesne zmarszczki zrobią – zasugerował Michael. – A wiesz, wtedy nie będziesz już taka piękna jak teraz.
Ledwo skończył to mówić, a już pędził w kierunku drzwi wielkiej sali. Po chwili dopadł do nich i wypadł z wielkiej sali, głośno nimi trzaskając. Kate otrząsnęła się z szoku i spojrzała na Michaela, czy raczej na miejsce na którym siedział. Gdy spostrzegła, że już go tam nie ma, popędziła do wrót wielkiej sali krzycząc: „Zamorduje!”. Reszta Huncwotów tylko uśmiechnęła się i kontynuowała spożywanie śniadania.
***
Przez następne trzy tygodnie nic się nie zmieniło ani w sprawie kryształu, ani w sprawie relacji Emily vs Herbert. W tym czasie jednak Michael zdążył być z Kate, a nawet się z nią rozstać, oczywiście jak on później twierdził, to wszystko z jego winy. Prawda była jednak taka, że to Kate nie przykładała wagi do tego związku, więc postanowiła z nim zerwać, zanim jeszcze ten związek zdążył się rozwinąć. W szczęśliwych związkach, przynajmniej na razie, pozostawali Chris, Ron i Harry, którzy cieszyli się każdą chwilą spędzoną ze swymi partnerkami. Nadszedł jednak ten trzeci tydzień poszukiwań informacji. Herbert miał już dość bezsensownego ślęczenia w bibliotece, więc zaproponował rozwiązanie, które okazało się być bardzo trafne, czyli poszukanie wielkiej biblioteki, jak ją nazywał i poszukanie tam informacji o tym „nieszczęsnym” krysztale. Informacje te, jak to on twierdził i tak nikomu nie przydadzą się do niczego. Bo kto będzie tak mądry, by na siebie przejmować klątwę z tej „nudnej blondyny” jak nazywał Laurę. Wiedział jednak, że teraz nie może się wycofać, więc dnia trzydziestego września, po obronach przed czarną magią Huncwoci udali się na poszukiwanie wielkiej biblioteki. Nie musieli jej długo szukać, gdyż wiedzieli, że trafili do niej spadając ze schodów na pierwsze piętro. Udali się więc bezzwłocznie w tamto miejsce i znów spadli. Nie bali się teraz, że roztrzaskają się gdzieś głęboko pod ziemią, jednak podczas spadania towarzyszył im jednak ten dreszczyk strachu. Gdy już rąbnęli o podłogę wielkiej bibliotek, w całej biblioteki zapaliły się pochodnie, umieszczone na niewidzialnych uchwytach. Huncwoci mogli więc przystąpić do poszukiwań. Wiedzieli, że najbardziej prawdopodobne będzie, że znajdą to jak najszybciej, gdy się rozdzielą, więc każdy z nich udał się do innego działu. Chris poszedł do działu o kamieniach szlachetnych, Herbert kryształach, gdyż zdawało mu się, że tam właśnie umieszczona jest odpowiedź na ich pytania, Michael, Ron i Harry zaś udali się w bliżej nieokreślonym kierunku, czyli zagłębili się w inne, nie mające żadnego związku ze sprawą działach, zapewne by wyszukać sobie tylko znane księgi. Zdawało im się, że przesiedzieli tam kilka godzin, jednak nie spędzili w bibliotece nawet dwudziestu minut, gdy po pomieszczeniu poniósł się triumfalny krzyk Herberta:
- Mam to!
Wszyscy jak an komendę rzucili się w kierunku działu o kryształach, w którym przebywał Herbert. Gdy dopadli do niego zauważyli, że trzyma on w ręku opasłą księgę, otwartą na 666 stronie. Na samej górze strony, wielkimi literami napisane było: KRYSZTAŁ ŚMIERCI ORAZ JEGO ZASTOSOWANIA NA PRZESTRZENI WIEKÓW. Huncwoci zaczęli się przepychać i tłuc, żeby wyrwać księgę Herbertowi i jako pierwszym odczytać informacje. Herbert jednak odsunął się, aby nie zostać przypadkiem uderzonym i zaczął czytać, by po dziesięciu minutach skończyć i gwałtownie zblednąć. Odstawił księgę na jej miejsce i machnął różdżką, by rozdzielić swoich przyjaciół i przekazać im te straszne informacje.
***
Kate zastanawiała się, gdzie też podziali się Huncwoci, a konkretnie jeden Huncwot, z którym nie była w dobrych stosunkach ostatnio, jeśli tu można by mówić o jakichkolwiek stosunkach. Z tego co pamiętała, przez ostatnie trzy tygodnie znikali w niewyjaśnionych okolicznościach wieczorami. Nie wiedziała, czy szykują jakiś dowcip, po którym cały zamek będzie płakał ze śmiechu lub ze strachu, czy uczą się na lekcje, co było bardziej prawdopodobne, gdyż zawsze mieli bardzo dobre oceny z wypracowań i wszystkie oddawali zawsze w terminie. Sama również chciałaby mieć takie oceny, jednak nie miała ochoty się uczyć, gdyż była zajęta chłopakami. Szła korytarzem na pierwszym piętrze, gdy usłyszała głos Herberta. Podążyła szybko w jego kierunku i zauważyła Huncwotów wspinających się po schodach żywo o czymś dyskutujących. Gdy ją zauważyli, szybko przerwali mówiąc, że dokończą później i popychając Michaela w jej stronę. Nie chciała żeby to tak wyszło. Nie mogła teraz narzekać, gdyż potrzebowała z nim porozmawiać i wyjaśnić wszystko, co między nimi zaszło.
nie narzekaj, tylko pisz :)
OdpowiedzUsuń