przetłumacz

środa, 13 stycznia 2016

8. Zło jest wszędzie

Ta noc była wyjątkowo mroźna jak na pierwszego sierpnia. Zazwyczaj pierwszego sierpnia temperatura w nocy nie spadała poniżej pięciu stopni, jednak tej nocy było inaczej. Temperatura wynosiła zaledwie 1 stopień i z minuty na minutę robiło się coraz zimniej. Ostatni przechodnie na londyńskich ulicach spieszyli w kierunku swoich domostw, a sznur samochodów ciągnął się w nieskończoność. Londyn nie spał nawet nocą. Gdyby ktoś teraz otworzył okno stwierdziłby, że jest zima, a nie lato. Latem przecież nie było tak mroźnie. Temperatura spadła do tego stopnia, że na stojących na parkingach samochodach zaczął osadzać się lód, a na trawnikach szron. Nikt nie wiedział, ale był to pierwszy etap planu realizowanego przez Lorda Voldemorta, który miał na celu zdobyć władzę nad światem ponad wszystkie czasy. Ostatniego wieczoru, gdy Harry i jego przyjaciele a także Ojciec świętowali urodziny Harryego, Voldemort zakończył pracę nad pierwszym z wielu zaklęć działających na nieograniczony obszar. Voldemort nie wiedział jednak, że to zaklęcie zużyje olbrzymią część jego mocy, i że samo doprowadzenie się do porządku zajmie mu tak wiele czasu. Gdyby to wiedział na pewno postąpiłby inaczej. Ale przecież Lord Voldemort był mimo wszystkich swych złych występków tylko człowiekiem, a człowiek na błędach się uczy, toteż Lord Voldemort nic sobie nie robił z tego, że z minuty na minutę robił się coraz słabszy. Jego żądza przejęcia władzy nad światem była tak potężna, że nie straszne mu było stracenie mocy na pewien czas. Nie pomyślał także wtedy o Dumbledorze, który na pewno wykorzysta tą chwilę nieuwagi i przechyli szalę zwycięstwa w nadchodzącej wojnie na swoją stronę. Było już -20 stopni i z minuty na minutę robiło się coraz zimniej. Nagle na całym świecie pojawiła się mgła. Mgła, jakiej nie widziano nigdy wcześniej. Mgła, w której kotłowały się jakieś dziwne kształty zabijające na swojej drodze wszystko, co popadło. Nigdzie nie było ratunku. Żadne zaklęcia, przynajmniej tak myślał Voldemort, nie uchronią nikogo przed tym kataklizmem, który nieuchronnie wisiał nad światem tej nocy. Tej straszliwej nocy, którą wiele czarodziejów zapamięta do końca swego życia, choć nie wiadomo jak usilnie próbowaliby pozbyć się tych wspomnień z głowy, to one i tak powrócą. Powrócą i będą ich gnębić do końca życia. Minęła godzina, dwie, cztery, robiło się coraz zimniej i zimniej. Po czterech godzinach i piętnastu minutach wszystko się skończyło, jednak świat nie był już taki, jakim go zapamiętali ludzie. Rośliny poumierały, drzewa pousychały, zwierzęta wyginęły. A przecież był środek lata! Lord Voldemort opadł wyczerpany na podłogę i stracił przytomność, a śmierciożercy nie wiedzieli co się stało i uciekli.
***
- Albusie! – Minerva McGonagall wpadła do gabinetu dyrektorskiego w hogwarcie łapiąc oddech tak łapczywie, jakby biegła przez całe błonia bez najmniejszej przerwy. – widzisz to, co się dzieje? – spytała wskazując dłonią okno.
- Widzę, moja droga, widzę – odparł Dumbledore. – jednak nie wiem, co obecnie mógłbym z tym zrobić, poza przeczekaniem tego. Na pewno kiedyś mu się znudzi.
- mu? – spytała Minerva.
- To jest jeden z planów Lorda Voldemorta. Pamiętam, że Severus coś mi o tym powiedział jeszcze zanim wyrzuciłem go z zakonu.
- Wyrzuciłeś Severusa z zakonu? – spytała nie dowierzając w to co słyszy Nauczycielka transmutacji. – w takim razie kto nam będzie teraz dostarczał informacje o posunięciach tego, którego imienia nie wolno wymawiać?
- Zrobiłem to dla dobra ogółu – powiedział Dumbledore. – Severus dostał bardzo trudne zadanie, do którego będzie potrzebował wiele ciszy i spokoju, dlatego też postanowił sam dobrowolnie zrezygnować z nauczania w Hogwarcie.
Zaskoczenia Minerwy nie dało się opisać. Severus nigdy przecież nie rezygnował z niczego dobrowolnie, tak jak przed laty nie zrezygnował z dołączenia do śmierciożerców. Po pewnym czasie, w którym żadne z nich nie wypowiedziało żadnego słowa, odznaka Dumbledorea zawibrowała sygnalizując połączenie przychodzące.
- To od Jamesa – powiedział Dumbledore. – zwołam zebranie. Na Grimmauld Place dostaniemy się kominkiem. Bądź gotowa za 15 minut.
- oczywiście. – powiedziała Minerva.
***
- Syriusz! – rozległ się krzyk Jamesa. – Syriusz! Szybko!
- Rogacz, czy ty musisz budzić mnie w środku nocy? – spytał zaspany Syriusz. – Gdzie jest tak w ogóle ten lek na kaca?
- Nie gadaj do mnie jak jesteś w innym pokoju – odpowiedział James. – nie lubię mówić do ciebie przez ścianę, a nawet przez podłogę i jeszcze jedną podłogę!
Syriusz nie mógł nic poradzić, musiał zwlec się z łóżka i zejść do salonu, aby rozmówić się z rogaczem na temat budzenia go w środku nocy. Ubrał na siebie pierwszą lepszą koszulkę i jakieś spodnie, po czym ruszył na dół po drodze mijając zaspanego Harryego, Herberta, Chrisa i Michaela, którzy byli czymś przestraszeni i o czymś zawzięcie dyskutowali. Syriusz nie był jednak tym zainteresowany, toteż zignorował ich kompletnie i podążył do salonu.
- i co się drzesz? – spytał Syriusz Jamesa. – Nie widzisz, że śpię?
- Skoro tu zszedłeś – odparł James uśmiechając się do wchodzącego Syriusza – to oznacza, że najwyraźniej nie śpisz. I bardzo dobrze. Zobacz, co się dzieje na zewnątrz.
Syriusz wyjrzał przez okno i…
- Co jest! – wykrzyknął. – gdzie się podział trawnik!
- Nie chciałem cię budzić. To wydarzyło się już jakiś czas temu. Siedzę sobie na kanapie, aż tu nagle patrzę, a szyba zaczyna pękać pod wpływem niskiej temperatury na zewnątrz. Musiało być z -50 stopni, bo przecież ta szyba została kilkukrotnie wzmacniana zaklęciami, więc tylko przy nadzwyczaj niskiej temperaturze mogła zacząć pękać.
- Rogaczu mój kochany, przecież mamy lato – zauważył Syriusz. – na zewnątrz może być minimalnie 10 stopni, ale nie -50! Coś musiało ci się pomylić po tej wieczornej popijawie.
- Nic mi się nie pomyliło. Gdy już temperatura wyniosła ok. -60 stopni…
- ta, może jeszcze -100? – spytał drwiąco Syriusz. – A ja jestem Albus Dumbledore.
- Pojawiła się dziwna mgła, której nie byłem wstanie zidentyfikować i się obijała o tą pękniętą szybę, a gdzieś głęboko w tej mgle poruszały się jakieś dziwne kształty, które rozwaliły trawnik. – dokończył James nic sobie nie robiąc z dziwnego nastawienia Syriusza. Przed laty przywykł do tego, że Syriusz nie wierzył we wszystko co mówił, a potem się okazywało, że James miał racje. Taki już był Syriusz, i James właśnie za to go lubił i cenił, że nie jest łatwowierny. Ale swoją drogą Jamesowi przecież powinien wierzyć, bo byli przyjaciółmi przecież już tyle lat! Natomiast za oknem znów zaczął się horror.
- Ha! – wykrzyknął James. – miałem rację!
Syriusz był zaskoczony. To, co się działo na zewnątrz przekraczało ludzkie pojęcie i najśmielsze wyobrażenia Syriusza. Spadającą temperaturę można było zauważyć patrząc na magiczny termometr, który nie był tylko termometrem, bo pokazywał jeszcze ciśnienie, wilgotność powietrza itd. W tej chwili ciśnienie wynosiło 1080hPa i rosło, temperatura spadała i wilgotność rosła. Syriusz zastanawiał się, co to za zaklęcie. Nie znał go, a Syriusz był doświadczonym czarodziejem i znał bardzo wiele zaklęć, więc jeśli czegoś nie znał, to musiało być to albo zaklęcie czarno magiczne, którymi Syriusz się brzydził, albo musiało powstać zasadniczo niedawno np. wtedy, gdy Syriusz był za zasłoną.
- Chłopaki! Chodźcie do salonu! – zawołał James. – ogłaszamy stan najwyższego skupienia!
Po chwili w salonie zaroiło się od fruwających piór, strzępków pergaminu i innych dziwnych niezidentyfikowanych przedmiotów. Sprawką tego zamieszania była jak zwykle nasza trójca.
- Czy wy się możecie wreszcie uspokoić! – stracił cierpliwość Syriusz. – ileż można zachowywać się jak gówniarze!
- Do końca życia! – odkrzyknął Chris.
- W takim razie możesz wrócić z powrotem na górę, bo nam tu się przyda tylko ten, który potrafi myśleć racjonalnie i nie zachowuje się jak debil – powiedział wściekły Syriusz. – twoje zachowanie przekracza wszelkie granice.
- No co? – spytał zdezorientowany Chris. – przecież ja nic nie robię! Oni wcale nie są lepsi! A ty jak zwykle czepiasz się mnie!
- Przestań wrzeszczeć! – krzyknął Harry. – głowa mnie boli!
- i dobrze! Było tyle nie pić!
- A kto mi ciągle polewał? – spytał Harry.
- A kto ciągle wypijał? – spytał Chris.
- Ta dyskusja jest bez sensu. Idę spać – stwierdził Herbert, po czym wyszedł z salonu.
- spójrzcie za okno – przerwał kłótnie bezceremonialnie James. – widzicie to, co ja?
- Jak Syriusz szedł na dół próbowaliśmy go zatrzymać i mu to powiedzieć, ale tak pędził, że nie zwrócił na nas uwagi – powiedział uskarżając się Chris. – a przecież tak się staraliśmy!
- Jakbyście się starali to by wam się udało – powiedział Syriusz.
- Powiadomię Dumbledorea – powiedział James i wyciągnął z kieszeni odznakę zakonu, która umożliwiała bezpośrednią komunikację ze wszystkimi jego członkami niezależnie, gdzie się znajdowali i jakie czynności obecnie wykonywali. Miało to rzecz jasna swoje plusy i minusy, ale Dumbledore przewidział to, więc było można uaktywnić różne zabezpieczenia uniemożliwiające takie operacje. James skontaktował się z Dumbledoreem, który rzecz jasna już o wszystkim wiedział, a Dumbledore zwołał zebranie zakonu, które miało mieć miejsce już za piętnaście minut w jadalni.
***
Nigdzie nie można się ruszyć. Wszędzie ta straszliwa mgła, zimno i ciemno. Laura miała tego dość. Nie lubiła zimnych nocy, a zwłaszcza, że przecież były wakacje i nie miało prawa być tak zimno i jeszcze ta dziwna mgła… Laura wzdrygnęła się i nakryła się cała kołdrą.
- to ci nic nie da, maleństwo – usłyszała nad sobą męski głos.
- Kim jesteś? – spytała przerażona.
- odkryj się. – rozkazał głos.
Laura wykonała to, co jej rozkazano i prawie krzyknęła ze strachu. Przed sobą miała najdziwniejszego mężczyznę, którego widziała w całym swoim piętnastoletnim życiu, a widziała całkiem sporo rzeczy. Wiedziała co mógł chcieć ten mężczyzna, ale nie miała zamiaru mu nic dać, jednak on nie miał zamiaru o nic ją prosić. Skoro coś chciał, to albo to dostawał, albo było źle. Bezceremonialnie zdarł z Laury wszystko to, co miała na sobie i wpatrywał się jak urzeczony w nagie ciało dziewczyny, która właśnie w tym momencie zaczęła krzyczeć jak najgłośniej tylko mogła. To obudziło domowy alarm, który skutecznie umiał rozprawiać się z intruzami, więc i z tym poradził sobie w mniej niż pięć sekund bezceremonialnie wyrzucając go w mgłę za oknem, z której nigdy już nie wrócił. Natomiast Laura skuliła się pod kołdrą i zaczęła najzwyczajniej w świecie płakać, a temperatura spadała, spadała i spadała. Mgła gęstniała i gęstniała. Gdy Laura trochę się uspokoiła uświadomiła sobie, że jutro wszystko będzie inne. Jedyną jej myślą teraz było to, aby jak najszybciej się dostać do szkoły, z której list dostała przed tygodniem. Wtedy zastanawiała się, co ona niby tam będzie robić, ale po pewnym czasie ujawniły się jej zdolności. Z tego, co wyczytała, powinno to się stać w wieku siedmiu lub ośmiu lat, więc Laura stwierdziła, że jest z nią coś nie tak, chociaż za pewne czy tak jest czy nie dowie się już w Hogwarcie. Byle do pierwszego – pomyślała i zasnęła. A mgła gęstniała i gęstniała…

3 komentarze: